Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdzie dojechałem nocnym autobusem we Wrocławiu? Internauci opowiadają swoje historie

Kinga Czernichowska
Kinga Czernichowska
Impreza, alkohol i pobudka na drugim końcu miasta - tak kończą ...
Impreza, alkohol i pobudka na drugim końcu miasta - tak kończą ... Screen z facebook.pl
Impreza, alkohol i pobudka na drugim końcu miasta - tak kończą się podróże autobusami nocnymi. Gorzej, że dla niektórych kończą się tak na trzeźwo.

Zobacz też: 104-letni Stanisław Kowalski chce pobić rekord świata we Wrocławiu. Pobiegnie na setkę [wideo]

Na Facebooku coraz większą popularność zyskuje założony 26 kwietnia fanpage "Gdzie dojechałem nocnym we Wrocławiu?" (ma już 4815 fanów, dane z 7 maja z godz. 9.25). Internauci opisują swoje historie i choć niektóre brzmią tak absurdalnie, że trudno byłoby coś takiego wymyśleć, to wierzymy we wszystkie. Niektórzy apelują o nocne tramwaje.

Dwa przystanki w kilka godzin

Tomek jechał ze Ślicznej na Świeradowską. To zaledwie tylko trzy przystanki, ale niesiony alkoholową pomysłowością postanowił wsiąść do autobusu jadącego w przeciwną stronę i stamtąd zawrócić.

"Niestety nie wziąłem pod uwagę, że na Sępolnie autobus zmienia numer i kierunek jazdy, tj. jedzie na Leśnicę. W autobusie zasnąłem i obudziłem się na Arkadach. Na Arkadach nie za bardzo wiedząc, co się stało wsiadłem w pierwszy lepszy autobus, w nim również zasnąłem i tym sposobem kierowca obudził mnie...na Jarnołtowie" - dzieli się swoją przygodą Tomek.

Tomek pewnie był po mocno zakrapianej imprezie, podobnie zresztą jak Wojtek, student geodezji, który oblewał z przyjaciółmi egzamin.

"Nigdy więcej nocnych" - aż do następnego razu

"Stwierdziliśmy że wracamy pierwszym dziennym. Wszystko ładnie pięknie impreza zaje***, przychodzi czas powrotu. Jeździły jeszcze nocne, więc wsiedliśmy do niego, a potem urwał mi się film... Podobno kumple wsadzili mnie do tramwaju i miałem przejechac tylko dwa przystanki, ale niestety usnęło mi się i wylądowałem na Pilczycach już w biały dzień. Tramwaj pusty na pętli, a obudziła mnie straż miejska prosząc o dokument. Jak go szukałem zorientowałem się że nie mam telefonu ale stwierdziłem, że wyj***. Spisali mnie i kazali wysiąsć z tramwaju, ja chciałem zostać i dojechać na swój przystanek, ale nie puścili mnie. Wysiadłem na pętli i wsiadłem do kolejnego 33+. Możecie sobie wyobrazić moje zdziwienie jak chciałem usiąść a na krześle leży mój telefon. Schowałem go więc do kieszeni i poszedłem spać, ale tym razem wysiadłem na właściwym przystanku. Od tamtej pory znajomi mówią na mnie trzy_trzy_plus aka jakdojade.pl"

Wojciech też wracał z imprezy. Była godzina 1. w nocy, chciał dostać się na Psie Pole nocnym, więc skierował się na dworzec. I scenariusz ten sam co zawsze - zasnął.

"Budzi mnie kierowca słowami "Pan chyba zaspał przystanek", a ja przez pierwsze pół minuty, nie wiedząc co się dzieje, wywlekam truchło na dwór. Po staniu 5 minut w deszczu, zorientowałem się, że jestem na Alei Piastów. Nosz kur** w d*** pier*** m**, pięknie. Drżącą ręką wyciągam z kieszeni fona. Rozładowany. Dookoła kur*** zimno, ciemno i nak*** deszcz. W końcu po 20 minutach stania, myślenia co robić i wyglądania jak zombie, postanowiłem ruszyć w kierunku najbardziej wyglądającym na prawidłowy (nigdy wcześniej tam nie byłem i kompletnie nie znałem okolicy). Jak łatwo się domyślić, żadnego żywego ducha, taksówki, nic. Moimi drogowskazami były przystanki autobusowe. No i doszedłem w końcu z buta nie z łatwością na dworzec PKS. Przejrzałem rozkład - autobus na Psiak dopiero za godzinę, mówię: słabo. Po chwili podjechał autobus na Osiedle Sobieskiego. Myślę: "a w sumie to nawet blisko w miarę, pojadę nim i podejdę już ten kawałek, nałaziłem się tyle, że co za różnica już. Wsiadam. Od spania się powstrzymałem, wybałuszając co chwile oczy do granic możliwości, co musiało przynosić sporą dawkę beki jadących ze mną ludzi. No i w końcu musiała nadejść i ta piękna chwila- zaczęło mi się chcieć rzygać. Chowam głowę w dłonie, ale nie zasypiam, jednak potworna chęć puszczenia pawia skutecznie przeszkadza mi wysiąść na pożądanym przystanku. Kiedy troszkę się uspokoiło, patrzę przez okno i... Gdzie ja k*** jestem. Okazało się, że znowu zajechałem za daleko. Wysiadam. Ponieważ wydarłem z autobusu niczym bolid Rafaela Nadala z pit-stopu, mój brzuch postanowił mi tego nie odpuścić, co skończyło się natychmiastowym bełtem, zaraz po wyjściu z autobusu. No trudno, przy obcych ludziach można uchodzić za patusa. Idę. Nie wiem gdzie, nie wiem już k*** co robić - czy się położyć na przystanku i zasnąć czy co. W końcu widzę - billboard Korony. Zaje***, wiem chociaż, gdzie jestem i jestem dość blisko. Tak blisko i tak daleko. Znalazłem przystanek, czekam na autobus pod Koronę z ludźmi którzy jechali już do prac. Wsiadam i dalej już na szczęście bez większych przygód. Trafiłem na Psie Pole i czułem się jak Frodo po dojściu na Górę Przeznaczenia. Do mieszkania wszedłem o godzinie 6 rano. Statystyki następujące: 5 godzin łażenia/ jeżdżenia po mieście, łącznie zrobione około 40 km i z tego jakaś połowa komunikacją miejską. Nigdy więcej nocnych"

Kulturalne picie

Marcin chciał kulturalnie napić się w dziesięcioosobowej grupie. Potem wszyscy wyruszyli do klubu.

"Niestety jeden z moich kolegów (pozdrawiam Jakuba) był trochę bardziej wstawiony niż reszta. Pierwsza próba wejścia do klubu (bez biletu, na dowód) nie powiodła się, bo czemu miała się powieść? Druga była zabawniejsza, gdyż kupił obrazek "spalonej wiewiórki" na rynku za 12 zł, będąc przekonany, że to bilet do klubu i przy trzeciej próbie (która miała być już tą poprawną) niecierpliwy ochroniarz dosadnie wytłumaczył mu, że nie ma szans" - opowiada. - Jako, że jestem dobrym kolegą, postanowiłem dotrzymać mu towarzystwa, a nie iść się bawić. Początkowo pomysłem był powrót pieszo, jednak po jakimś czasie i do mnie dotarło, że nie jestem całkiem trzeźwy i za nic nie pamiętam drogi, dlatego udaliśmy się na pierwszy znaleziony przystanek. Gdy usłyszałem dźwięk silnika podniosłem tylko głowę i ujrzałem napis "Dworzec ..". Bez zastanowienia wsiadłem, gdyż mieszkamy niedaleko dworca PKS. Niestety po jakimś czasie pamiętam tylko, jak spacerowałem z kolegą po torach na dworcu - jak się okazało - Nadodrze. Następnie postanowiliśmy porzucić pomysł komunikacji miejskiej i szukaliśmy domu na własną rękę. Cała podróż zajęła nam 3,5 godziny, jednak złe humory spowodowane zmęczeniem zmienił nasz kolega, śpiący na schodach, gdyż jak się okazało zapomniał kluczy."

"Nigdy więcej Księża Małego"

Mateuszowi trzykrotnie zdarzyło się wsiadać nad ranem na pl. Orląt Lwowskich w pierwszy dzienny autobus linii 406. Chciał dojechać na Nowodworską, obudzić się przy głównym wejściu na lotnisko.

Historia Jakuba jest tak pokręcona, że w nią też trudno byłoby uwierzyć. Z perspektywy czasu miło wspomina takie szalone noce tym bardziej, że nie mieszka już we Wrocławiu.

"Wybierałem się na urodziny koleżanki do jednego z klubów w Rynku, a że planowałem późno skończyć imprezę i na 7. rano iść na zajęcia, umówiłem się z drugą znajomą, że mnie przenocuje te 3-4 godziny na Księżu Małym. Planowo miałem u niej być koło 2 w nocy, sprawdziłem autobus spod Galerki i wszystko miało być git. Oczywiście na urodzinach poniosło mnie jak zwykle i naje*** się jak szpadyzor, ale czas jakoś dobrze ogarniałem. Wyszedłem jakimś cudem żywy z klubu i potoczyłem się z paroma znajomymi pod PZU, gdzie każdy czekał na jakiś autobus. Przyjechał mój <nie pamiętam linii>, ale byłem tak zaaferowany rozmową z kumplem, że go nawet nie zauważyłem. Wkur*** patrzę na rozkład, oczywiście następny za pół godziny. Większość już odjechała, siedzę sam z jednym kumplem. Podjechał jego autobus na Psie Pole, ale oczywiście włączyła nam się taka nawijka, że cisnąłem z nim z czegoś głupiego łacha nawet jak już był w tym autobusie. Po chwili odjechał, a ja zauważyłem, że zaraz za nim stał mój ban - który odjechał razem z tym na Psie Pole. Totalnie już wkur*** chcę zadzwonić do znajomej, że się trochę spóźnię, ale zauważyłem, że mam kilka procent baterii, więc myślę "zostawię na później, żeby mnie poprowadziła do jej mieszkania". Zrezygnowany, w krótkim rękawku, a trochę jednak pizg***, ruszyłem w stronę Traugutta, żeby się trochę rozgrzać i stwierdziłem, że po drodze zatrzymam się na przystanku i poczekam na trzeci już z kolei, autobus. Chyba byłem jednak pijany, bo nie ogarnąłem już kiedy i gdzie mam ten autobus, a kiedy byłem na Niskich Łąkach, jechał koło mnie - oczywiście zacząłem biec do najbliższego przystanku - nadaremno, pan kierowca nie był tak uprzejmy. Zrezygnowany totalnie zacząłem iść dalej Krakowską, po drodze machać na stopa, żeby dostać się do tego jeb*** Księża w końcu. W końcu zatrzymał się pan taksówkarz, który po krótkiej konwersacji i wspólnym narzekaniu na świat, stwierdził, że weźmie mnie za darmo. Okej, jestem uratowany. Podjechałem na Księże Małe, radosny, ale gdzie tu k... są mieszkania, domy ? Dzwonie z przystanku do koleżanki jak do niej dojść. Niebezpieczne pykania baterii. Pip. Pip. Sygnał rozmowy. Nie odbiera. K*rwa ! Znowu dzwonie. Znowu. Znowu. Mówię "Nie, to nie może się dziać serio". Palę ostatniego szluga. W końcu: dzwoni. Naciskam zieloną słuchawkę ii... Klapa. Telefon padł. Mój poziom wkur*ienia był już ultrawysoki. Usiadłem na przystanku, było w pół do 5. rano. Stwierdziłem, że i tak chwile poczekam tutaj, a potem pojade na zajęcia. Grzebie w plecaku - oczom nie wierze, mam poduszkę-jaśka w plecaku! No tak, kumpel mi ją włożył już nie pamiętam po co, element dekoracyjny klubu, który nam chyba dawał ubaw. Zmęczony po całej wyprawie, położyłem się na ławce z zamiarem przespania się chociaż godzinę. Po 15 min przez sen słyszę głosy - ktoś mnie szturcha. Trzech dryblasów-gorylów i dwie dosyć ładne dziewczyny. Jeden wyznawał zasade że "trzeba każdemu obić ryj i co ja sobie myślę", drugi był zbyt pijany żeby mówić, a trzeci uspokajał pierwszego. "Brać nogi za pas?" - myślę. "Stary, o co ci chodzi, zostaw go i różne sprawy". Po chwili okazało się że laski gadają po angielsku, którego dresy nie rozumieją i czy znam angielski i czy mogę tłumaczyć dialog. Stwierdziłem, że jeżeli nie dostane wpierdolu to pewnie, że mogę. Zacząłem tłumaczyć ich rozmowę - wyglądało to tak, ze laski były głupie i niewinne z Erasmusa, a dresy "zapytaj ją, czy pójdzie do mnie, że wy*ebie ją za wszystkie czasy" - oczywiście trochę zmiękczyłem ich zaloty w rozmowie z laskami, wydały mi się okej i uświadomiłem je, że ci kolesie są tępakami i tylko chcą je przydybać. Jedna dała mi wtedy buziaka, po czym rozpętało się piekło. Jeden agresor, drugi leżał na ziemi, trzeci mediator. Powiedziałem laskom, żeby spadały do domu i że ja też tak robię i że moga jechać ze mna. Zdecydowały sie na taksówkę i kiedy taxi podjechała, ja i dwie laski Hiszpanki z Erasmusa wpieprzyliśmy się do auta i uciekliśmy z tego Księża Małego.

Już nigdy więcej Księża Małego. Na zajęciach czułem się fatalnie. Ale ile do opowiadania znajomym."

Co ciekawe, podobne fanpage powstały również w Łodzi, Krakowie i Warszawie. Wy też macie jakąś abstrakcyjną historię z podróży nocnym autobusem?

Kinga Czernichowska

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto