Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dokulturalnienie po wrocławsku

Blushcz
Blushcz
Po Wrocławiu szaleje kolejny festiwal, Festiwal Nauki. Nie podejmę się nawet próby policzenia który to. Tego lata, a jak tak dalej pójdzie – roku, obrodziło nam z wyjątkową obfitością w wydarzenia o charakterze kulturalnym, społecznym i naukowym.

Dzięki „Siłom Najwyższym” wszystko idzie pomyślnie i zamiast wewnętrznej rywalizacji, nasze piękne (i coraz bardziej studenckie) miasto rośnie w siłę. Staje się wyraźniej dostrzegane w kraju i za granicą. Przypuszczam, że nie tylko mnie bardzo to cieszy.

Chciałbym zwrócić Waszą uwagę na kilka wydarzeń, które są mi wyjątkowo bliskie. Może powiedzie się moja misja zarażania kulturą. Zacznijmy od wczorajszego poniedziałku (22.09.2008). Wedle mojej skromnej opinii wielce godne uznania było spotkanie z filmoterapią. Cóż, może brzmi trochę fachowo, czy nawet wydumanie. Zajęcia prowadzone przez panią Annę Jędryczkę-Hamerę wcale nie były nudne, ni skierowane wyłącznie do terapeutów. Można by raczej przyrównać je do kółka filmowego, w którym wszyscy wymieniają się ulubionymi pozycjami. Bardzo budujące stwierdzenie, że niewiele jest filmów „nieterapeutycznych” dało nadzieję, że czas spędzany w kinach (i nie tylko) wnosi w nasze życie o wiele więcej. Te warsztaty niosły ze sobą jeszcze jedną szczególnie fascynującą wiedzę – jak patrzeć na filmy by dawały nam jak najwięcej. Przyznaję z pokorą, że niektóre z propozycji kinowych odrzucanych przeze mnie z założenia, teraz nabrały nowego wyrazu i prawdopodobnie po nie sięgnę. Ostatnią ważną prawdą, którą pozwolę sobie powtórzyć po prowadzącej, to konieczność dokładnego poznania filmu. Oczywiście chodzi tu o oglądanie w możliwym skupieniu całego filmu. Dzięki tym zajęciom zobaczyć można było jak wiele traci się pomijając czasem choćby jedną scenę i to tę, która poprzedza jeszcze początkowe napisy. Ogromne podziękowania dla pani Anny.

Dzień wcześniej, a więc w niedzielę (21.09.2008) zakończył się I Festiwal Opery Współczesnej. No dobra, wiem, że opera może znudzić. To był jednak festiwal i same przedstawienia operowe miały charakter, przynajmniej dla mnie, bardziej ilustracyjny niż wiodący. Genialne były spotkania z kompozytorami. Poznanie ich jako zwykłych ludzi, dawało mnóstwo energii i zachęcało do tworzenia, pracy, po prostu codziennego życia i stawiania mu czoła. Fakt, to nie żadne popgwiazdy. Kto słyszał o Praszczałku? Ten chłopak ma dwadzieścia siedem lat. Bardzo ciekawe życie i wiele wspaniałych kompozycji na swoim koncie. Co więcej, zdobył także kilka znaczących na świecie nagród. Kiedy z nim rozmawiałem dał się poznać jako kolega, który mówi o inspiracjach i braku czasu.

W niedzielę Festiwal stworzył okazję poznania jednego ze sztandarowych i wybitnych dzieł Krzysztofa Pendereckiego – "Raju utraconego". Jego recenzji tu nie będę publikował. Powiem tylko, że po spektaklu można było porozmawiać z odtwórcami głównych ról, w tym także z genialnym polskim aktorem Jerzym Trelą. Niezwykle zabawny był widok aktorów przechadzających się po foyer w swych piekielnych i anielskich szatach wśród gości (świetne projekty niczym z obrazów Hieronima Boscha pani Słoniowskiej). Wieczór, a tym samym festiwal zamknęło spotkanie z docenionym ostatnio w Edynburgu, a nieco wcześniej w Sankt Petersburgu, Mariuszem Trelińskim. To przykład kolejnego wielkiego reżysera, który potrafi radośnie i zwyczajnie rozmawiać z zaproszonymi gośćmi. Warto podkreślić, iż spotkanie było kierowane do wszystkich, a nie tylko zaawansowanych melomanów. Dowodzą tego chętnie udzielane odpowiedzi nawet na najprostsze i najdziwaczniejsze pytania.

Wszystkie spotkania z kompozytorami były bezpłatne... Kto nie był, niech wie co stracił, a swój błąd może naprawić w trakcie przyszłej edycji. Ja będę jej oczekiwał z niecierpliwością. W tym miejscu chciałbym docenić jeszcze pracę zespołu promocyjnego Opery Wrocławskiej z panią Elżbietą Szczucką, dzięki tym osobom (pomimo, że to była pierwsza edycja) Festiwal cieszył się ogromnym zainteresowaniem. Pani dyrektor Ewa Michnik może czuć, że swoje zadanie przybliżenia współczesnej opery wykonała na „pięć”.

W tym miejscu tymczasowo zakończę wspomnienia. Będę jeszcze do nich zapewne wielokrotnie wracał. Jeśli zechcecie, także pokazując zdjęcia, które tworzyłem do ilustracji wydarzeń kulturalnych, w naszym pozytywnie zwariowanym mieście.

Pozdrawiam pozytywnie zakręconych
Wrocławianin Bartek

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto