Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Django. Gdzieś w południowych stanach USA [recenzja MM-kowicza]

Zielkq
Zielkq
Czy można stać się panem własnego losu i odmienić własne życie mimo posiadania statusu czarnoskórego niewolnika na południowoamerykańskiej plantacji?

Nowy film Quentina Tarantino to historia czarnoskórego niewolnika, który przez przypadek i spotkanie z niemieckim (byłym) dentystą, a zarazem łowcą głów, Kingiem Schultzem odmienia nie tylko swój los.

Pomagając Schultzowi, zyskuje wolność, umiejętności potrzebne w profesji łowcy nagród, ale także niejako przyjaciela, który pomoże mu uratować ukochaną żonę. Nie jest to proste zadanie, gdyż jest ona własnością psychopatycznego Calvina Candiego, dla którego czarnoskórzy są jedynie przedmiotem. O fabule można by napisać wiele – to właśnie dzieło Tarantino otrzymało Złotego Globa za scenariusz w tym roku. W Dajngo szczególną uwagę zwraca się nie na samą historię, ale na sposób jej opowiedzenia, a to Tarantino robi w znakomity sposób.

Murzyn na koniu?!

Południe USA dwa lata przed wojną secesyjną doskonale oddaje nastroje społeczne w stosunku do czarnoskórych. Traktowani są oni jak piąte koło u wozu, a tym samym nikt nie przejmuje się ich losem – mają być i służyć białym, a czasem wypełniać też inne zachcianki właścicieli. W tym momencie następuje rewolucja w postaci Django, który wraz z niemieckim doktorem podróżuje konno, a nawet pozwala sobie na wejście do knajpy zarezerwowanej tylko dla białych.

Dodajmy do tego odrobinę czarnego humoru, przedstawmy w krzywym świetle obie strony rasistowskiego konfliktu i mamy gwarantowaną zabawę przez cały seans. Ten zaś nie jest krótki – blisko 3 godzin obrazu i dźwięku, który zapada głęboko w pamięć. Nie brakuje tutaj brutalnych scen przemocy i krwi, widowiskowych strzelanin, ale również spokojnych pejzaży południowych USA. Uczta dla oczu.

D-J-A-N-G-O

Motywacja bohaterów jest przez cały film czytelna. Nigdy nie miał to być film stricte psychologiczny, zmuszający widza do myślenia na każdym kroku. Bohaterowie mówią i robią to, co myślą, nie bawiąc się w zagmatwaną motywację – dają 7 tysięcy za ciało, to trzeba zabić, niewolnik uciekł, to trzeba go ukarać. Nawet jeżeli przedstawione są wahania bohaterów i ich rozterki, to szybko znajdują one swój finał.

Inną sprawą jest to, że nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. W mojej pamięci pozostała scena z Ku-Klux-Klanem, którego członkowie sprzeczają się co jest ważniejsze – maska na twarzy, czy widoczność podczas akcji. Reżyser doskonale połączył wszystkie ujęcia. Nie mamy wrażenia, że coś jest tutaj dodane na siłę, czy czegoś brakuje. Wszystkie wątki przeplatają się w równym stopniu łącząc w jedno, harmonijną całość. Obrazu dopełnia gra aktorska, której nie można nic zarzucić. W bohaterów wcielili się między innymi Jamie Foxx, Christoph Waltz, Leonardo DiCaprio, czy Samuel L. Jackson.

Celowo nie odwołuję się tutaj do poprzednich filmów Tarantino. Jeżeli Django ma być dobrym filmem, musi obronić się samo bez patrzenia i oceniania przez pryzmat Pulp Fiction, Kill Bill, czy Bękartów Wojny. Radzi sobie z tym jednak bardzo dobrze. Jednym słowem – polecam!


Film oglądałem w Multikinie Pasaż Grunwaldzki


od 7 lat
Wideo

Jak wyprać kurtkę puchową?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Django. Gdzieś w południowych stanach USA [recenzja MM-kowicza] - Wrocław Nasze Miasto

Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto