Łatwiej jest przeczytać w gazecie o "dziadu", który przedwcześnie zamyka pasażerowi drzwi przed nosem, niż o takim, który cierpliwie na niego czeka, choć wcale nie musi. Czy nie? A tymczasem ja sama, na przełomie 2010 i 2011 oraz rok temu (te straszliwe mrozy 2009/2010) kilka razy byłam w takiej sytuacji, że zanim dotarłam do przystanku od spóźnionego autobusu, mój drugi autobus ruszał. Zaraz jednak hamował delikatnie. I przed moim zmarzniętym, niemal odmrożonym nosem, nagle otwierały się drzwi do ciepłego wnętrza.
A jeszcze wcześniej kierowca zabrał mnie z rowerem, bo jakiś idiota przeciął mi dętkę w pociągu. Zabrał, choć nie musiał, bo to było jeszcze przed wprowadzeniem stosownych przepisów, a w "jego" autobusie był tłok. A pięć lat temu zabrała nas, trzy osoby z czterema rowerami, motornicza na pętli w Leśnicy. Bo byliśmy wykończeni po wycieczce za miasto, a musieliśmy odprowadzić do domu rower koleżanki.
Policja podsumowała majówkę na polskich drogach
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?