- Tam, gdzie teraz budują stadion, mieliśmy kiedyś pole. Były wiśnie, truskawki - uśmiecha się smutno Danuta Krzywda. - Sprzedawaliśmy je potem na targowisku na pl. Kromera i do spółdzielni przy ul. Tęczowej.
Pole zabrano jej ojcu jeszcze w latach 70. Miała tam stanąć jakaś fabryka. Budowę rozpoczęto, ale potem przerwano i nigdy nie dokończono. W tym miejscu powstaje stadion. Krzywdowie musieli oddać miastu swoją posesję, bo będzie na niej kawałek drogi i parking.
Nie chcieli odejść dobrowolnie, więc zostali wywłaszczeni. Teraz zaczynają z miastem negocjacje w sprawie ceny. Mają prawników i chcą walczyć o swoje w sądach.
Na posesji stoi szklarnia wybudowana w latach 60. i dwa budynki mieszkalne. Jeden z nich postawiono jeszcze przed II wojną światową. Drugi to typowy "klocek", jakie pojawiły się masowo za Gierka. W zabudowaniach gospodarczych jeszcze niedawno był warsztat samochodowy i myjnia.
Już tydzień temu Krzywdowie wywieźli swoje rzeczy.
Wczorajszy ranek poświęcili na ostatnie porządki. Na koniec 30-letni Kacper Krzywda, syn pani Danuty, wymontował skrzynkę na prąd w jednym z gospodarczych budynków. Z domu wyniósł bezpieczniki. I choć willa była pusta, drewniane drzwi zamknął na klucz.
Byliśmy tam z fotoreporterem, gdy ok. godz. 11 przyjechał z matką dopełnić formalności - oddać grunt przedstawicielom magistratu.
Pytam Danutę Krzywdę, drobną, szczupłą kobietę:
- Jak pani to przeżywa?
- Strasznie - odpowiada po chwili namysłu. I opowiada, że mieszkała tu od dziecka, będzie ponad pięćdziesiąt lat. Najpierw w starym, poniemieckim domu.
Dziś to magazyn na rupiecie. Na ścianie wisi mała czerwona tabliczka z napisem: " Punkt telefonicznego alarmowania Straży Pożarnej".
- Kiedyś, kiedy tu była jeszcze wioska, a myśmy mieli jeden z pierwszych telefonów, musieliśmy taką tabliczkę wywiesić. Był taki obowiązek - mówi pani Danuta.
Do szkoły chodziła na Maślice. Wówczas była to sąsiednia wioska, dziś - jedno z osiedli Wrocławia. Tam, gdzie teraz stoją bloki Kozanowa, w czasach jej dzieciństwa były tylko pola.
- Czego pani najbardziej żal? - pytam. Milczy. - Może sąsiadów? - podpowiadam.
- Byliśmy bardzo zżyci z sąsiadami - potwierdza pani Danuta. - Pomagaliśmy sobie. Żadnych konfliktów.
- Jest sentyment do budynku - dodaje Kacper Krzywda. - Tu się wychowałem. Za mojego dzieciństwa było tu bardzo spokojnie. Nie tak jak teraz.
W milczeniu przyglądamy się zaniedbanym budynkom.
- Dom wygląda, jak wygląda, bo od dwóch lat wstrzymałem wszystkie remonty, gdy okazało się, że chcą nam to zabrać - wyjaśnia Kacper.
- Oprowadzi nas pani po swoim domu? - pytam.
- Nie chcę już tam wchodzić. Pożegnałam się z tym domem - ucina prośby Danuta Krzywda. - Nie chcę nawet w przyszłości mieszkać w tej okolicy.
- Za bardzo boli?
- Właśnie tak.
Kilkanaście minut po godz. 12 zjawiają się urzędnicy. Jestem świadkiem krótkiej, emocjonalnej dyskusji. W końcu Krzywdowie podpisują dokumenty i odjeżdżają.
Zostaje jabłonka z dziecięcą huśtawką. I puste szklarnie. Za ich brudnymi szybami rośnie stadion.
Upór właścicieli
Magistrat i Krzywdowie od dwóch lat negocjowali przejęcie ich posesji.
Do transakcji nie doszło, bo urząd i właściciele posesji nie mogli się porozumieć co do ceny. Dlatego rozpoczęło się postępowanie wywłaszczeniowe. Zostało ono skutecznie zablokowane przez prawników rodziny Krzywdów. Dopiero nowelizacja ustawy o Euro 2012 wprowadziła możliwość wywłaszczenia na mocy decyzji wojewody. Krzywdowie uważają, że do ich gruntu ustawa o Euro 2012 nie powinna mieć zastosowania. Będą walczyć w sądzie.
Podyskutuj na forum:
Czy urzędnicy zrobili wszystko, żeby polubownie zakończyć spór?
Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?