Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tomasz Gollob: Misrzem świata będę Ja lub Jarek Hampel

Wojciech Koerber
Radość po wielkim finale - czwartym już w tegorocznej edycji
Radość po wielkim finale - czwartym już w tegorocznej edycji Jarosław Pabijan/PHOTOPRESS
- Będę mistrzem świata. Polacy, zrobię to dla Was! - wykrzyczał Tomasz Gollob z wnętrza toruńskiej MotoAreny po tym, jak dał na niej pokaz speedwaya. Siedem biegów, siedem zwycięstw, wzięcie całej puli (24 pkt) i Wielkiej Nagrody Polski, będącej piątą eliminacją IMŚ na żużlu. W zeszłym roku podobnie kompletny występ zaliczył tylko Emil Sajfutdinow, kolekcjonując identyczną zdobycz w Krsku na Słowenii.

Do zawodów przystępował Gollob jako numer 3 w klasyfikacji przejściowej Grand Prix - z dwoma punktami straty do Kennetha Bjerrego i sześcioma do Jarosława Hampela. Na wyprzedzenie Duńczyka potrzebował jednej serii, kolegę z kadry zostawił sobie na deser. Tzn. na finał. Dopiero po nim stał się nowym liderem cyklu. Wcześniej dał jednak wyraźny sygnał, że panuje nad całością scenariusza, jest jedyną pierwszoplanową postacią i - mimo podeszłego jak na sportowca wieku (39 lat) - nie zapomniał swojej kwestii.

Gollob i Hampel spotkali się w biegu 10. Mały stanął przy krawężniku, Chudy zaraz obok. Pierwszy szybko znalazł miejsce pod taśmą, drugi pokazał, jak poważnie podchodzi do tematu, jak bardzo pragnie złota IMŚ. Zszedł z motocykla, przyszykował sobie najlepsze miejsce i pod przednie, i pod tylne koło. Wiercił się, kopał, niczym żniwiarz wykonywał ciężką pracę agrotechniczną, czekając na 3-punktowe zbiory. Brakowało tylko, by niepostrzeżenie wysypał spod plastronu kupkę dodatkowej luźnej nawierzchni, po czym pieczołowicie ją udeptał, z lekka zasypując wybraną koleinkę.

Wreszcie usiadł. Taśma w górę, Hampel do przodu. Bo to on jest specem od błyskawicznego puszczania sprzęgła. Za to Gollob od walki na dystansie. Przez cztery kółka wywierał presję na młodszym koledze, aż w końcu wszedł pod niego na wejściu w ostatni łuk. Zdecydowanie, lecz nie za ostro, by kolega nie spadł z motocykla. No i nie spadł, lecz stracił rytm, co wykorzystał jeszcze Rune Holta. Gollob - trzy, Holta - dwa, Hampel - jeden.

W sobotni wieczór nie było na Golloba mocnych. Wygrał wszystko, a nawet więcej, bo przecież dwukrotnie jego biegi przerywano, gdy był na prowadzeniu. Jemu to upragnione złoto IMŚ należy się jak nikomu innemu. I nie za zasługi, ani przez... zasiedzenie w cyklu, w którym startuje od 1995 roku. Za umiejętności, technikę i determinację, którymi nadrabia nieperfekcyjne starty i nieperfekcyjny sprzęt.

Ale droga po złoto wciąż daleka. I choć wciąż tylko w lewo, łatwo nie będzie. Kolejne zawody 10 lipca w Cardiff, gdzie wszystko się może zdarzyć. Gollob o tym wie. Podczas konferencji prasowej słusznie tonował więc deklarację złożoną w euforii na stadionie. - Mistrzem świata będzie Polak. Ja albo Jarek - zaznaczył.

Hampel? Stanął na podium, a jednak sprawiał wrażenie przygaszonego, szczęśliwego inaczej. Bo jego cel jest identyczny jak Golloba - złoto. Jeszcze niedawno to on bał się Nickiego Pedersena i Jasona Crumpa. Dziś to oni boją się niego. Dziś to Mały z łatwością mija obu na dystansie. Duńczyka w fazie zasadniczej, Australijczyka w finale, spychając go z podium. A miał Crump w sobotę wsparcie nie byle kogo. Z trybun dopingował go 34-letni rodak Mark Webber, ścigający się w Formule 1. Crump w jego wieku, czyli w sezonie 2009, był mistrzem świata, Webber ma na to szansę teraz.

- Kluczową sprawą jest to, by nie oglądać się zbytnio za siebie, bo można wówczas wiele stracić - wyjaśniał po zawodach Hampel. Póki co, może się jeszcze za siebie oglądać, bo nikogo tam nie widać. Polak już wychodzi z łuku, Bjerre i Crump dopiero się weń składają - z 16- i 17-punktową stratą. Rudy będzie jednak jeszcze groźny. Zapowiada zresztą, jakby przeczuwając zwyżkującą formę: I na zwycięstwa przyjdzie jeszcze czas.

Holta? Norweg z polskim paszportem jako jedyny nie nucił na podium Mazurka. Wciąż stawia na język angielski. Piotr Protasiewicz? Znów zastępował Sajfutdinowa, tak jak w Kopenhadze, gdzie uzbierał pięć kółek - (0,0,0,0,0). Na MotoArenie zaczął od trzech, a skończył dwójką i trójką. - Ojciec przedzwonił, powiedział: chłopie, nie w tę stronę ze sprzętem. Poskutkowało - wyjaśniał Pepe, który miał się w sobotę pożegnać z cyklem. Gollob nawet o tym nie myśli. Ma inny cel. A my marzenie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto