Głównego bohatera poznajemy na początku jego podróży i choć czujemy, że to początek pewnego zadania, nic nie jest powiedziane w sposób jednoznaczny. Nie znamy celu jego misji ani motywów działania, a jednak podświadomie wiemy, że film ma podłoże kryminalne.
Obserwujemy powtarzane wciąż i wciąż rytuały: ćwiczenia Tai Chi, wizyty w muzeum Reina Sofia, które zawsze sprowadza się do oglądania tylko jednego obrazu, zamawianie dwóch espresso w oddzielnych filiżankach - co w sumie staje się znakiem rozpoznawczym dla osób będących swego rodzaju posłańcami kolejnych wiadomości.
Każda z rozmów rozpoczyna się od słów: Pan nie zna języka hiszpańskiego?!
Potem następuje monolog, (bo trudno to nazwać rozmową) każdej postaci o: muzyce, sztuce, narkotykach, halucynacjach, filmie.
A nasz bohater - Isaach de Bankolé - pozostaje ciągle nieodgadniony. Ma kamienną twarz, która niczego nam nie zdradza - jest surowa, wręcz kamienna. Po obejrzeniu tych powtarzanych cyklicznie scen i obrazów ma się jednak wrażenie, że nie jest tak kamienna, bo skupiona na zadaniu. Tymczasem bohater po prostu nie bardzo ma nam coś do powiedzenia.
Sławy aktorskie nie poraziły swoja grą, a Murray w swoim epizodziku nie pokazał nam swojego kunsztu.
Jakoś dotrwałam do końca seansu, choć ta ciągła powtarzalność scen mało mnie nie uśpiła... Nadal właściwie nie wiem, czy ta podróż filmowa miała przeprowadzić nas przez jakieś sfery życia czy wyobraźni.... Chyba wolę tego nie zgłębiać i nie doszukiwać się drugiego dna, bo może go po prostu tam nie było?!
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?