Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Śląsk przegrał z Jagą 2:3 (RELACJA, ZDJĘCIA)

Jakub Guder
Śląsk - Jagiellonia 2:3
Śląsk - Jagiellonia 2:3 Janusz Wójtowicz
Bilans Śląska do 70 min wczorajszego meczu z Jagiellonią był koszmarny: trzy stracone bramki, mocno podkopane morale drużyny i zniechęcenie kibiców przed czwartkowym meczem z Club Brugge w Lidze Europy. Wrocławianie obudzili się na ostatnie 20 min i co prawda strzelili dwie bramki (ba! mogli nawet zremisować!), ale na potyczkę z belgijskim zespołem to zdecydowanie za mało.

Śląsk rozpoczął spotkanie bez Marco Paixao i Sebastiana Mili. Zwłaszcza absencja kapitana była zaskakująca. Wszyscy myśleli, że szkoleniowiec oszczędza pomocnika na czwartkowy mecz z Club Brugge w Lidze Europy, ale okazało się, że „Milowy” ma problemy ze zdrowiem i w sobotę musiał wziąć antybiotyk. Pod jego nieobecność grę kreować miał Dalibor Stevanović, wreszcie ustawiony nie jako defensywny, a ofensywny pomocnik.

- Może to ryzykowne, ale chcemy wykorzystać to, że Śląsk jest trochę podmęczony. Chociaż myślałem, że Sebastian Mila dzisiaj zagra. Jeśli chodzi o upał, to nie ma co szukać zastępczych tematów. Wielu piłkarzy chce grać w Turcji, Izraelu czy Hiszpanii. Zobaczą jak tam jest. Nie jest łatwo, ale to będzie wyzwanie - mówił przed pierwszym gwizdkiem trener Piotr Stokowiec.

Wczorajsze upały sprawiły, że wrocławianie wybrali raczej wypoczynek nad wodą, niż wizytę na Stadionie Wrocław. Na krzesełkach zasiadło niecałe 11 tys. fanów, którzy pewnie przez 70 min żałowali, że musieli oglądać swoją drużynę w tak miernej formie.

Przez większość spotkania WKS na tle dobrze zorganizowanego rywala wczoraj wyglądał bardzo słabo. W ofensywie zespołowo praktycznie nie istniał. Zagrożenie stwarzali tylko po indywidualnych akcjach Waldemara Soboty i Sebino Plaku, który zresztą zszedł z boiska już w przerwie.

W defensywie też był dramat. Tomasz Hołota apatyczny, Tadeusz Socha wiecznie nieobecny na prawej obronie, Mariusz Pawelec, który potrafił wybić piłkę wprost pod nogi czekających pod polem karnym rywali. Na domiar złego już po 20 min obaj defensywni pomocnicy mieli na koncie żółte kartki.

Przy pierwszym golu dla gości najwięcej na sumieniu mają Socha i Hołota. Ten pierwszy pobiegł do przodu i nie zdążył wrócić
na skrzydło po którym szarżował jeden z rywali; drugi też nie zablokował dośrodkowania, bo był za daleko. Piłkę jeszcze przepuścił w polu karnym Tomasz Kupisz a formalności dopełnił Rafał Grzyb.

Niestety po tym golu gospodarze wciąż nie wyglądali na ekipę zdeterminowaną. Zamiast samemu rzucić się do ataku równo z gwizdkiem oznajmiającym koniec pierwszej części spotkania dostali gola do szatni. Po rzucie rożnym bitym przez Daniego Quintanę piłka trafiła do Michała Pazdana, przy którym było dwóch zawodników w zielonych koszulkach. Komplenie nikogo nie było za to obok Martina Barana, który spokojnie na klatkę piersiową przyjął piłkę, a potem uderzył z półwoleja.

Zaraz po przerwie - cios numer trzy. Piękne podanie od Kupisza dostał wprowadzony przez Stokowca Albańczyk Bekim Balaj i wydawało się, że jest już po meczu. Kolejne kilka chwil to była chwilami desperacka obrona Śląska, którego pobudzić do odrabiania strat mieli Mila i Paixao wprowadzeni za Plaku i Przemysława Kaźmierczaka.
Ta rotacja długo nie przynosiła efektów. Pierwszy sygnał, że coś się jeszcze na Stadionie Wrocław może zmienić dał w 65 min Sylwester Patejuk. Jego strzał obronił jednak Jakub Słowik.

Pierwszy gol dla Śląska padł w 73 min, kiedy to dośrodkowanie Soboty wykorzystał Paixao. Portugalczyk umieścił piłkę w siatce strzelając głową z najbliższej odległości. Gola kontaktowego strzelił Dudu, który najpierw spróbował w 78 min (Słowik obronił), a potem trafił pięć minut później, kiedy przy rzucie wolnym dostał leciutkie podanie od Mili. Bramkarz Jagi miał piłkę na rękach, ale ta mu się ześlizgnęła, a potem wturlała do bramki.

Piłkę meczową miał za to znów Paixao. Kolejny stały fragment gry - Mila znów do Dudu, ten dośrodkował, a napastnik WKS-u będąc niepilnowany góra trzy metry przed golkiperem trafił prosto w niego! Gdyby strzelił z 0:3 zrobiłoby się 3:3, czyli powtórzyłaby się sytuacja z poprzedniego sezonu, z tą różnicą, że wtedy to Śląsk prowadził we Wrocławiu 3:0, a straty udało się odrobić Jagiellonii. Niestety tym razem historia się nie powtórzyła.

Bramki: 0:1 Rafał Grzyb (22), 0:2 Martin Baran (45+3), 0:3 Bekim Balaj (52), 1:3 Marco Paixao (72-głową), 2:3 Dudu Paraiba (81).

Żółta kartka - Śląsk Wrocław: Tomasz Hołota, Przemysław Kaźmierczak, Mariusz Pawelec, Adam Kokoszka. Jagiellonia Białystok: Alexis Norambuena, Jakub Słowik, Jakub Tosik.

Sędzia: Bartosz Frankowski (Toruń). Widzów 10 629.

Śląsk Wrocław: Rafał Gikiewicz - Tadeusz Socha, Adam Kokoszka, Mariusz Pawelec, Dudu Paraiba - Waldemar Sobota, Tomasz Hołota (81. Krzysztof Ostrowski), Dalibor Stevanovic, Przemysław Kaźmierczak (46. Sebastian Mila), Sylwester Patejuk - Sebino Plaku (46. Marco Paixao).

Jagiellonia Białystok: Jakub Słowik - Alexis Norambuena (77. Tomasz Bandrowski), Michał Pazdan (58. Ugochukwu Ukah), Martin Baran, Jonatan Straus - Jakub Tosik, Rafał Grzyb, Tomasz Kupisz, Dani Quintana, Maciej Gajos (46. Bekim Balaj) - Mateusz Piątkowski.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto