Wielu z nas musiało przynajmniej raz w życiu kupić artykuły, których nie chciało, żeby osiągnąć poziom tzw. kwoty minimalnej. Inaczej nie moglibyśmy dokonać transakcji bezgotówkowej kartą płatniczą.
Minimalne kwoty zaczynają się od złotówki, a kończą na 20 zł. Klient jest w tej sytuacji bezradny.
- Miałem kiedyś taką sytuację. Byłem w okolicach Stadionu Olimpijskiego w weekend i chciałem kupić coś do jedzenia, a otwarty był tylko jeden sklepik osiedlowy - opowiada Michał Lewandowski z Wrocławia. - Okazało się, że kartą można zapłacić od 10 zł, a ja nie miałem gotówki. Chciałem kupić tylko słodką bułkę za 1,60, a żeby ją kupić musiałem dobrać produkty za 8,40. Byłem głodny, więc dałem się naciągnąć - tłumaczy zbulwersowany.
Sklepy nie widzą problemu, narzucając minimum
Sklepy uważają, że nie robią nic złego, a ustalanie kwoty, od której klient może zapłacić kartą, jest spowodowane koniecznością.
- W naszym sklepie kartą można zapłacić od pięciu złotych - mówi Martyna Kilanowska ze Społem PSS "Feniks" we Wrocławiu. - Jest to związane z kosztami obsługi transakcji bezgotówkowych. Nie jest to wysoka kwota i nie dostajemy skarg od klientów - dodaje.
Logicznym wydaję się, że za obsługę płatności tego typu odpowiedzialny jest bank, który jest emitentem kart płatniczych. Piotr Gajdziński z jednego z banków twierdzi, że nie otrzymują tego typu skarg.
- O tego typu transakcjach należy rozmawiać z firmami, które obsługują terminale płatnicze w sklepach - informuje Gajdziński. Podobną odpowiedź uzyskaliśmy od innych banków.
Agent rozliczeniowy jest w samym środku problemu
Agenci rozliczeniowi, niezależni od banków, podpisują umowy ze sklepami. Twierdzą, że ustalanie kwoty minimalnej jest zgodne z prawem.
- W umowie między nami, a sklepikarzami nie ma informacji o kwocie, od której można przyjmować płatność kartą. Od strony technicznej kartą można zapłacić za dowolne zakupy - mówi Katarzyna Jaworska z eService. - Najczęściej stosuje się terminale łączące się przez GPRS, które stopniowo zastąpiły te, które łączyły się analogowo i mogły być mniej rentowne dla właścicieli sklepów.
Za jedno przeciągnięcie kartą sklep musi zapłacić Telekomunikacji Polskiej 29 gr. Za tego typu usługę mały sklep, w którym płaci kartą pięć osób dziennie, 6 dni w tygodniu, zapłaci 35 zł miesięcznie. Jak przyznaje Jaworska, ich firma stara się edukować sklepikarzy, żeby nie egzekwowali kwoty minimalnej, jednak wszystko zależy od ich dobrej woli.
- Klient, który czuje się pokrzywdzony może złożyć reklamację w banku, który wydał mu kartę lub zgłosić się do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów - radzi, wbrew temu, co usłyszeliśmy w bankach, Jaworska.
Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów wypiera się jakoby miał przyjmować podobne zgłoszenia.
- Tego typu skargi nie napływają do nas. Nasz urząd nie jest dobrym adresatem takich podań - informuje Małgorzata Cieloch z UOKiK. - Jeżeli konsument jest świadomy faktu, że taka kwota minimalna istnieje, to nic nie można z tym zrobić. Pozostaje nam tylko rezygnacja z zakupów - dodaje.
Co to takiego interchange?
Kluczowa przy płatności kartą okazuję się tzw. opłata interchange, która pobierana jest przez bank od agenta rozliczeniowego za transakcje dokonywane kartą. Osoba, która płaci w sklepie, obciąża swój rachunek w banku, który przelewa agentowi tę kwotę pomniejszoną o kwotę interchange. Ten z kolei wypłaca sklepowi sumę transakcji po odliczeniu interchange i prowizji.
- Opłata interchange jest obecnie kwotą stałą - informuje Jarosław Archacki z Rea Card. - Niektórzy agenci rozliczeniowi ustalają kwotę minimalną dla sklepów, która wynosi np. 2 proc., ale nie mniej niż 60 gr. U nas płaci się rzeczywistą kwotę od transakcji - wyjaśnia.
Ustalania prowizji dokonuje się w całej Europie, jednak Polska jest prawdopodobnie jednym z krajów, w których prowizja agentów rozliczeniowych kształtuje się na najwyższym poziomie. Temu zjawisku przygląda się Unia Europejska, która z roku na rok każe ją sukcesywnie obniżać.
- W Niemczech takie wysokie opłaty nie istnieją - mówi Jarosław Archacki. - Osoba, której punkt sprzedaży odmówi wykonania transakcji poniżej kwoty minimalnej może poskarżyć się w Stowarzyszeniu Konsumentów Polskich - wyjaśnia.
Po ratunek do Miejskiego Rzecznika Konsumentów
We Wrocławiu tego typu skargi, które wpłynęły do Miejskiego Rzecznika Konsumentów można policzyć na palcach. Nie mogą być one przyczyną jakiegokolwiek postępowania karnego.
- Osobom, które zwróciłyby się do nas z taką skargą, powiedzielibyśmy, że jest to legalne - wyjaśnia Jerzy Barański, Miejski Rzecznik Konsumentów we Wrocławiu. - Nie ma obowiązku posługiwania się kartami. Jedynym środkiem płatności w świetle prawa są banknoty i monety emitowane przez NBP. Plastikowy pieniądz jest jedynie udogodnieniem. Są przecież sklepy, które nie akceptują go wcale - dodaje.
W kwestii kwoty minimalnej przy transakcjach bezgotówkowych poszkodowani są zarówno sklepikarze, jak i klienci. Jedni muszą ponosić dodatkowe opłaty, drudzy często są zmuszani do zakupów, których nie chcą i nie potrzebują.
Jedno jest pewne, państwo umywa ręce, ponieważ karty nie są prawnie uznanym środkiem płatności. Pozostaje nam liczyć na zmianę prawa lub dobrą wolę banków i sklepikarzy.
Kąpieliska i baseny we Wrocławiu [informator] | Wakacyjne remonty dóg we Wrocławiu |
Czytaj również:
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?