Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Noł Nejm: Nie będziemy robić salt

Kinga Czernichowska
Kinga Czernichowska
Na ostatnim Poligonie Kabaretowym jako gwiazda wieczoru wystąpiła grupa Noł Nejm. Grupa ma na swoim koncie liczne nagrody. My rozmawialiśmy z nimi na temat sztuki kabaretowej i pozycji dolnośląskiej sceny.

Kinga Czernichowska: Jak oceniacie dolnośląską scenę kabaretową?

Rafał Soliński: Kontrast. Z jednej strony mamy bardzo silny ciężarek, czyli Neo-nówka. Potem pojawiły się zespoły dużo młodsze i mniej doświadczone, ale fajnie, że coś się zaczyna dziać. Kabaret Chyba zakwalifikował się do półfinału PAKI. Coś tu się dzieje.

Marek Żyła: Fajnie, że ruszyła taka oddolna inicjatywa. Teraz mamy Poligon Kabaretowy. Wcześnie odbywał się Wrocek (Piosenka Debilna). Były wprawdzie problemy z terminem, ale stopień trudności jest naprawdę na wysokim poziomie. Jeżeli ta dolnośląska scena się utrzyma, to nie tylko wyrobi ona publiczność, ale również pokaże, że jest coś takiego jak kabaret. I nie chodzi właśnie o telewizyjną sztukę kabaretową, ale nawet coś ciekawszego. W przypadku kabaretów widocznych w telewizji widzowi, który obejrzy występ takich zespołów na żywo nieraz wydaje się, że coś jest nie tak. istnieje wiele grup, które nie są znane, a robią duże wrażenie, kiedy ogląda się je na żywo i to jest fajne.

K.Cz.: Które polskie absurdy pociągają Was pod względem robienia skeczy?

M.Ż.: Z Polską jest właśnie bardzo ciekawie. Kiedyś czytałem artykuł znajomego artysty, który pisał, że „w Polsce jest zawsze wszystko w powijakach”. Zawsze wszystko dobrze rokuje i na tym się kończy. Sytuacje z kolejami państwowymi, autostradami, budową stadionów… Ciągle tylko widzimy, że jest fany pomysł, ale nic z tego nie wyszło. Lubimy też tworzyć sami absurdalne sytuacje, a więc wkładać w usta osób kojarzonych bardzo dziwne zwroty. Można wykreować takiego policjanta, który jest głupi, ale to banał. My staramy się szukać czegoś, co wypływa z nas samych.

K.Cz.: To znaczy, że w Polsce kabaret ma szerokie pole do popisu?

M.Ż.: Myślę, że tak, chociaż to też inaczej postrzega się w różnych krajach. Kabaret angielski znajdzie w Anglii szerokie pole do popisu. Każdy patrzy inną ironią, ma inne spojrzenie. Każdy może znaleźć wokół siebie liczne absurdy i niedorzeczności.

R.S.: Teraz też – tak mi się wydaje – jest w Polsce mnogość tych absurdów. Trzeba je jednak tak wyłowić i tak przetworzyć, żeby dla większości były w jakiś sposób przyswajalne. Np. w czasach PRLu wszystko było takie samo. Kabaret do tego nawiązywał, każdy miał to na co dzień. Natomiast teraz jeżeli chcemy się zmierzyć z pewnymi absurdami i przedstawić je na scenie, to nie znaczy, że we Wrocławiu musi być tak samo i widzowie to zrozumieją. Trzeba wychwycić więc takie rzeczy, które każdy z nas zna i kojarzy. Nawiązując do skeczu o pociągu: każdy jechał tym środkiem lokomocji, więc taka scenka będzie jasna i przejrzysta.

K.Cz.: Co robicie, jeśli musicie zmierzyć się z sytuacją, kiedy publiczność się nie śmieje?

R.S.: To zależy. Raczej staramy się zachować zimną krew, to znaczy nie zaczynamy robić salt w przód i w tył, żeby jakoś publiczność rozbawić. Czasem jest też tak, że nie trafi się na widza, którego bawi to samo, co nas. Nasze skecze prezentują specyficzny rodzaj humoru.

M.Ż.: powodem niezaśmiania się , może być też to, że publiczność jest za młoda. Czasami sytuacja na to nie pozwala. Ludziom trudniej się skupić. My operujemy światłem i ciemnością. jeżeli tego brakuje, Numery stają się biedne. Ale jeśli tworzymy nowe skecze i publiczność się nie śmieje, to zawsze zastanawiamy się, czy nie urwaliśmy historii w połowie, czy wszystko było OK. Wyciągamy po prostu wnioski.

R.S.: Często też pytamy. Robimy taką małą ankietę. Czasami zdarza się coś, o czym wcześniej nie zdawaliśmy sobie sprawy. Dla nas wszystko jest jasne, a dla publiczności niekoniecznie.

K.Cz.: Co byście chcieli jeszcze zrobić w swojej karierze kabaretowej?

M.Ż.: To jest problem. Ostatnio dużo na ten temat rozmawiamy. Parę lat temu na jednym z festiwali był też kabaret Czyści jak Łza z Olsztyna. I jedna z osób w tym kabarecie powiedziała nam, że jesteśmy zespołem, który często będzie musiał odpowiedzieć na pytanie: czy chcemy grać dla widowni 200-osobowej w klubie, domu kultury itp. czy dla widowni 600-osobowej w teatrze na dużej sali. Zależy nam na tej pierwszej opcji. Chcielibyśmy wykształcić swojego widza. Ale nie takiego, który będzie nas kojarzył z telewizji, bo nie taki kabaret tworzymy. Chcemy stworzyć coś oryginalnego.

K.Cz.: Dziękuję za rozmowę.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto