Jak to się stało, że 23-letnia Polka nagrała płytę z artystami takiego formatu, jak gitarzysta John Scofield i saksofonista Chris Potter?
Monika Borzym:
- To zasługa producenta albumu Matta Piersona i jegorenomy. Współpracował on wcześniej m.in. z Joshuą Red-manem, Patem Methenym, Bradem Mehldauem… No i oczywiście nie obyło się bez wysłania panom mojej pierwszej płyty i demówek nowej. Płytę nagrywaliśmy w Nowym Jorku, więc zaproszenie tych artystów do współpracy nie było aż takie trudne, jak mogłoby się wydawać. Posłuchali, co mam do zaproponowania, i udało się. Mattowi zaufałam po raz drugi, bo pracowaliśmy razem także przy moim debiutanckim krążku „Girl Talk”, który ukazał się dwa lata temu.
„My Place”, która będzie dostępna w sklepach na całym świecie, to Twoja pierwsza autorska płyta. Zwykle mło-dy artysta najpierw nagrywa autorski album, a płytę z coverami dopiero wtedy, kiedy ma już ugruntowaną pozycję. Ty zrobiłaś na odwrót. Dlaczego?
Monika Borzym:
- Od piętnastego roku życia śpiewam publicznie i do momentu nagrania pierwszej płyty były to wyłącznie standardy jazzowe. Tak właśnie wyobrażałam sobie swoją artystyczną drogę – odtwórczo. Matt Pierson namówił mnie, żebym nie nagrywała piosenek z lat 40. czy 50., a współczesne. I tak rozpoczął się proces zmiany w mojej głowie. Później wyjechałam do szkoły w Los Angeles i tam zaczęłam pisać własne rzeczy. To wszy-stko działo się bardzo naturalnie i w sumie powoli.
Jak długo powstawał album?
Monika Borzym:
- Praca nad piosenkami z pianistą Mariuszem Obijalskim trwała kilka miesięcy, ale piosenki nagraliśmy bardzo szybko, w ciągu pięciu dni. Lubię taką formę rejestracji, bo jest prawdziwa i jest stop-klatką tego, jak w danym momencie brzmimy i myślimy o muzyce. Chyba się nam z Mariuszem udało i ta stopklatka uchwycona została w dobrym momencie, bo album ukaże się w wielu krajach, a za tym na pewno pójdą też koncerty. Nie mogę się doczekać!
Twoja amerykańska przygoda zaczęła się w 2008 roku, kiedy otrzymałaś stypendium na University of Miami Frost School of Music. Trudno było je dostać?
Monika Borzym:
- Tak naprawdę to moja amerykańska przygoda zaczęła się trochę wcześniej, bo rok szkoły średniej spędziłam w Chicago. Do wysłania dema na uniwersytet w Miami namówił mnie Dante Luciani, którego poznałam podczas warsztatów jazzowych w Puławach. Spodziewałam się, że zostanę przyjęta, bo byłam po zajęciach z fortepianu klasycznego i miałam bardzo dobre przygotowanie, ale nie przypuszczałam, że dostanę pełne stypendium. W tzw. międzyczasie dzięki Michałowi Urbaniakowi zaśpiewałam w warszawskiej Sali Kongresowej na inauguracyjnym koncercie Jazz Jamboree. Tam zobaczył mnie szef wytwórni Sony Music Poland. Niedługo potem podpisałam z wytwórnią kontrakt. Jestem jednak bardzo związana ze Stanami Zjednoczonymi i dzielę teraz swoje życie między Warszawę, Los Angeles i Nowy Jork.
Monika Borzym, „My Place”, Sony Music Poland, cena:39,99 zł
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?