Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Miasta nie zdobyto

Marcin Torz
Z doktorem Tomaszem Głowińskim, historykiem zajmującym się problematyką Festung Breslau, rozmawia Marcin Torz

Po kilku miesiącach zażartych walk Breslau został zdobyty przez Rosjan. Pojawiają się jednak głosy, że Niemcy bronili miasta niepotrzebnie...
Po pierwsze, to Rosjanie Wrocławia nie zdobyli. Co prawda opanowali część miasta, ale znaczne jego obszary pozostawały w rękach niemieckich. Wrocław poddał się tylko dlatego, że dalsza walka nie miała najmniejszego sensu. Berlin skapitulował wcześniej, a hitlerowskie armie właściwie nie istniały. Kilkadziesiąt godzin później wojna się zakończyła. Natomiast teza, że Niemcy bronili Wrocławia niepotrzebnie, wydaje się niewłaściwa. Miasto miało ogromne znaczenie komunikacyjne. To tutaj były mosty, którymi Rosjanie mogli przedostać się przez Odrę i przeć dalej, w kierunku Berlina i na tyły cofającej się z Czech Grupy Armii "Środek". Ich utrzymanie było dla Niemców bardzo ważne. Tak samo jak dla Rosjan ich zdobycie. Dzięki upartej obronie Festung Breslau Niemcy zdołali ustabilizować front na Pogórzu Sudeckim i osłonić ewakuację swych wojsk z Czech. Sens obrony Wrocławia potwierdzali zresztą pośrednio sami Sowieci uparcie szturmujący miasto, którego garnizon nie był zdolny do akcji ofensywnych. Gdyby Festung Breslau nie miała znaczenia militarnego, to mogli się przecież ograniczyć do jej otoczenia i izolacji.

Jak przebiegały walki o Wrocław?
Na miasto przeprowadzono dwa duże szturmy. Pierwszy w drugiej połowie lutego i na początku marca 1945 r. Wtedy Rosjanie zaatakowali od południa, z rejonu Kleciny. Ta część miasta była wybrana nieprzypadkowo. Nie ma tam rzek, czyli naturalnych przeszkód. A do tego Niemcy nie byli dostatecznie przygotowani na atak z tej właśnie strony. Początkowo Rosjanie osiągnęli znaczące postępy i zajęli większość południowych dzielnic miasta. Bardzo krwawe walki toczyły się m.in. o nasyp kolejowy niedaleko budynku radia i telewizji oraz w parku Południowym. Sowieckie sukcesy były główną przyczyną zastąpienia generała von Ahlfena przez generała Niehoffa na stanowisku dowódcy twierdzy. Ostatecznie jednak udało się Niemcom powstrzymać wroga prącego wzdłuż osi ulicy Powstańców Śląskich i ustabilizować front wzdłuż obecnej ulicy Kamiennej i dalej na zachód w stronę obecnego placu Pereca. W tym powstrzymaniu szturmu olbrzymią rolę odegrała postawa elitarnych oddziałów twierdzy: pułku SS "Besslein" i dwóch batalionów Hitlerjugend.

Czy niemiecki garnizon był dobrze wyszkolony?
Zdecydowana większość niemieckich oddziałów w ogóle nie była wyszkolona. Dominował Volkssturm, czyli pospolite ruszenie złożone z cywili - za starych lub za młodych na służbę w regularnych jednostkach. Mieli oni najczęściej bardzo prymitywne uzbrojenie, a ich wartość bojowa była słaba. Inne jednostki nie były wcale znacznie lepsze. Z Rosjanami walczył np. personel naziemny Luftwaffe, który pospiesznie przekształcono w piechotę. Inną część garnizonu stanowili żołnierze Wehrmachtu połączeni w tzw. jednostki alarmowe z cofających się w rozsypce oddziałów rozbitych przez Rosjan. Jednak w garnizonie były też jednostki bardzo dobre. Zwłaszcza pułk SS ,,Besslein", przerzucone drogą lotniczą dwa bataliony strzelców spadochronowych z 9. Dywizji Spadochronowej czy bitny pułk "Mohr" o wspomnianych, bardzo agresywnych batalionach Hitlerjugend. Jednak, jak już wspomniałem, stanowiły one zdecydowaną mniejszość sił niemieckich i były swoistą "strażą pożarną" dowództwa twierdzy.

Jak na tym tle prezentowali się Rosjanie?
Źle. To nie były elitarne jednostki. W większości nie były nawet dobre. Rosjanie swoje najlepsze oddziały, w tym gwardyjskie, kierowali zawsze na najważniejsze strategicznie odcinki frontu - tam gdzie był cel główny. A tym celem był Berlin. Wrocław zdobywała 6. Armia sowiecka pozbawiona np. zupełnie broni pancernej. Dlaczego? Marszałek Iwan Koniew, który dowodził 1. Frontem Ukraińskim, wyraźnie nie docenił garnizonu niemieckiego i sądził, że miasto uda się zdobyć z marszu, nie przerywając jednocześnie "wyścigu" do stolicy III Rzeszy. Dlatego właśnie generał Władimir Głuzdowski, który bezpośrednio dowodził atakiem na Wrocław, miał do dyspozycji głównie jednostki piechoty.

Jednak, mimo to, Rosjanom w końcu udało się wedrzeć do centrum Wrocławia.
Tak. Nawet słaba sowiecka piechota była jednak lepsza od Volkssturmu. No i otrzymała ona wreszcie należyte wsparcie pancerne i z powietrza. Drugi duży szturm rozpoczął się w czasie świąt wielkanocnych i nazywany jest stąd ,,szturmem wielkanocnym". Poprzedziły go silne bombardowania miasta. Natarcie piechoty miało na celu zdobycie najpierw lotniska na Gądowie, które po długich i ciężkich walkach udało się Rosjanom zdobyć. Stamtąd sowieci nacierali w stronę obecnego pl. Jana Pawła II. Po drodze doszło do szeregu morderczych walk: m.in. o nasyp kolejowy na Popowicach, owalny bunkier przeciwlotniczy na pl. Strzegomskim czy zakład dla niewidomych przy ul. Wejherowskiej, tuż obok dzisiejszego basenu. Rosjanie doszli do pl. Jana Pawła II i... ponownie zostali powstrzymani przez pośpiesznie przerzucone odwody twierdzy, w tym przez kilka niemieckich dział szturmowych. Co prawda żołnierze Głuzdowskiego doszli do granic Starego Miasta, ale nie przeprowadzili już żadnego zorganizowanego ataku. Kilka dni później Wrocław się poddał w obliczu pełnego militarnego załamania III Rzeszy i samobójstwa Hitlera. Było to jeden z ostatnich dużych punktów oporu w całych Niemczech.

Czy komendanci wspominają o tzw. podziemnym mieście?
Nie. To legenda. I jak w każdej legendzie, jest w niej ziarenko prawdy. Oczywiście między bajki należy włożyć opowieści o podziemnych dworcach i tunelach, które wiodły np. do zamku Książ. Jednak faktycznie, Niemcy poruszali się pod ziemią. Jednak nie były to nawet kanały, jak chcą niektórzy miłośnicy tajemnic Festung Breslau. Te zostały zabarykadowane przez samych Niemców, którzy bali się, że zostaną wykorzystane przez Rosjan. Niemcy przemieszczali się piwnicami. Robili między nimi przejścia. Często zdarzało się tak, że całe ciągi kamienic były zawalone, a pod nimi jeszcze istniały drożne przejścia. Obrońcy często w taki sposób przechodzili na tyły Rosjan i z zaskoczenia atakowali ich. Stąd też się wzięła legenda o podziemiach. Swoje też dołożyli do niej Polacy, którzy po wojnie zaczęli się osiedlać w stolicy Dolnego Śląska. Wrocław był zrujnowany, ponury. Mieszkali tu jeszcze Niemcy. Duża część Polaków przyjechała tutaj z małych miejscowości. Widzieli owe piwniczne przebitki, widzieli masę podziemnych schronów. Opowiadali sobie o nich, każdy - jak zawsze w podobnych sytuacjach - dopowiadał coś od siebie i koniec końców zrodziła się legenda o dworcach kolejowych głęboko pod ziemią i tajemniczym podziemnym mieście.

Tomasz Głowiński jest historykiem z Uniwersytetu Wrocławskiego. Właśnie pojawiły się wydane pod jego redakcją wspomnienia dwóch ostatnich komendantów Festung Breslau - generałów Ahlfena i Niehoffa - pt. "Festung Breslau w ogniu".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto