Gastronomia we Wrocławiu w czasach PRL-u. Przeczytajcie i zobaczcie zdjęcia
Wrocławski Kurier Ilustrowany w roku 1947 opisał historię, która właściwie mogłaby się wydarzyć i dzisiaj.
Otóż pewien pan przyjechał w delegację do Wrocławia, miał przy sobie paczkę wypchaną gotówką (bo przecież bankowość elektroniczna jeszcze nie istniała). Zmęczony podróżą i załatwianiem różnych urzędowych spraw, postanowił odpocząć wieczorem w Savoyu.
Tam poznał pewną bardzo atrakcyjną panią, dobrze zresztą znaną w tym lokalu. Nazywano ją nawet „Wenus Savoyu”, pewnie dlatego, że ona i jej dwie nieodłączne towarzyszki wzbudzały nieustający zachwyt u starszych panów. Podobno zresztą panowie potrafili się ostro spierać rywalizując o względy Wandzi i jej koleżanek.
Tego wieczoru przegrali z panem w delegacji. Pan rozkrochmalił się przy butelce koniaku i zakąskach, a w końcu zaprosił Wandzię do „tzw. numeru w hotelu Polonia”. Rano, kiedy pan w delegacji obudził się, w numerze hotelowym nie było ani Wandzi, ani paczki wypchanej pieniędzmi.
Poszukiwanie Wadzi to była cała epopeja. bowiem „Wenus Savoyu” najpierw ukryła się u znajomego, zresztą poszukiwanego tez przez milicję. Ten namówił ją do przefarbowania włosów i wywiózł z Wrocławia do Sycowa, a z Sycowa Wandzia wyjechała do Warszawy.
W stolicy razem z ukochanym wydała wszystkie pieniądze „pana w delegacji”, więc zaczęła rozglądać się za nową pracą. Ta znalazła się w Katowicach, gdzie ściągnęła ją koleżanka. W Katowicach „Wenus z Savoyu” długo nie popracowała, została aresztowana i przewieziona do Wrocławia.
Na zdjęciu kawiarnia Bachus