Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tęsknię za pracą z facetami

Wojciech Koerber
Z Marco Bonittą, trenerem reprezentacji Polski siatkarek,rozmawia Wojciech Koerber Podobno przedmeczowe odprawy prowadzi już Pan po polsku. Tak, bo dziewczyny mi pomagają.

Z Marco Bonittą, trenerem reprezentacji Polski siatkarek,rozmawia Wojciech Koerber

Podobno przedmeczowe odprawy prowadzi już Pan po polsku.
Tak, bo dziewczyny mi pomagają. Kiedy zaczynam mówić po angielsku czy po włosku, one powtarzają jak nakręcone "mówić po polsku, mówić po polsku!". I to jest dla mnie motywacja do nauki.

To kiedy udzieli Pan pierwszego wywiadu w języku polskim? Bo Raul Lozano poddał się bardzo szybko.
Obiecuję, że jeśli uda się nam awansować na igrzyska, to już pierwszą konferencję przed olimpiadą poprowadzę w waszym języku.

Anna Barańska, która regularnie odmawiała gry w kadrze, deklaruje nagle, że będzie na każde skinienie selekcjonera, a fachowa prasa pisze, iż jest nim zauroczona. Czym ją Pan tak zauroczył?
Naprawdę nie wiem i nie sądzę, by była w tym jakaś specjalna tajemnica. Po prostu uważam, że utrafiliśmy w najlepszy moment dla niej, dla mnie jako trenera i dla całej reprezentacji.

Zawodniczka twierdzi natomiast, że tajemnica - owszem - jest, ale pozostanie między wami.
Może, ale wolałbym się skoncentrować na mówieniu o jej siatkarskich walorach. Wszyscy widzieli, jak sobie świetnie radziła w Halle.

No to proszę - co jest jej największą zaletą? Andrzej Niemczyk miał zawsze obawy, że zwyczajnie do kadry nie dorosła, czyli że jest zbyt niska.
Owszem, Ania jest niska. Tyle że mamy wiele siatkarek, które nie są wysokie, ale za to potrafią grać na wysokim poziomie. I Barańską do nich zaliczam. Jej wielkimi atutami są siła uderzenia oraz wyskok. Myślę jednak, że jej największą zaletą jest mentalność. Zawsze ma w sobie agresję i zawsze chce wygrywać. I co ważne, momentalnie została zaakceptowana przez grupę.

No proszę. A kiedyś niektórzy przekonywali, że właśnie zespół jej nie akceptował.
Ja jestem przekonany, że drużyna zaakceptowała ją, a ona drużynę. I naszą filozofię trenowania również.

A jak to było z odsunięciem od drużyny Doroty Świeniewicz? Sama zawodniczka nie przebierała po tym w słowach, wylewając na Pana niemal kubeł z pomyjami.
To była moja decyzja natury technicznej, by do Halle zabrać dwanaście zawodniczek. A Doroty w tej dwunastce nie było. Nasza rozmowa nie trwała długo, raptem dwie minuty. Kiedy się dowiedziała, że nie jedzie z nami do Niemiec, po prostu wyszła.

Co to znaczy - decyzja natury technicznej?
To, że w styczniu na pozycji numer cztery miałem cztery zawodniczki silniejsze od Doroty.

W czerwcu, kiedy będzie Pan przebywał z kadrą na obozie w Miliczu, Świeniewicz ma się tam pojawić na kolejnej edycji alei gwiazd. Może jak odciśnie swoją dłoń, to później poda ją Panu?
Jeśli zechce, to ja nie widzę problemu. Powtarzam - to ona nie miała ochoty ze mną rozmawiać, a nie ja z nią.

Zatem Świeniewicz wciąż ma szansę na powrót do kadry?
Właśnie to chciałem jej powiedzieć wtedy, kiedy wyszła. Że drzwi kadry dla nikogo nie są zamknięte.

Czy po turnieju w Halle poczuł Pan, że wreszcie przekonał do siebie polskie środowisko siatkarskie?
Tak, wtedy właśnie poczułem nową, lepszą atmosferę wokół mojego zespołu. I jestem podwójnie szczęśliwy, bo gdy teraz wróciłem do Polski, nadal czuję to samo.

Właśnie w czasie tej imprezy siatkarki zaczęły podkreślać, że Marco Bonitta się dla nich otworzył. To znaczy, że wcześniej był zamknięty?
Nie. Ja przede wszystkim jestem nauczycielem, a dziewczyny po prostu pomogły mi zrozumieć polską filozofię i polską mentalność. I za to muszę im powiedzieć - dziękuję.

Pańskie życiowe motto brzmi: "Trening to nie miejsce dla demokracji. Gdy zaczyna się praca, kończą się dyskusje". Może po prostu w pracy z Polkami musiało ono pójść w odstawkę?
Motto nadal obowiązuje, ale kiedy się uśmiecham, jest po prostu lepiej.

Jaki ma Plan plan, by udało się uchylić drzwi do Pekinu?
Nie ulega wątpliwości, że majowy turniej w Japonii będzie prostszy od tego, który mieliśmy w Halle. Tylko że w tym sporcie żaden turniej nie jest prosty. Musimy więc nadal podążać drogą, na którą wstąpiliśmy. Ja uważam, że to jest słuszna droga.

Po turnieju w Japonii, a przed igrzyskami, jest turniej Grand Prix. Zagra w nim trzon reprezentacji czy może drugi garnitur?
Jeszcze nie wiem. Właśnie się nad tym zastanawiamy z szefami związku. Myślę, że za miesiąc wszystko stanie się jasne.

Ma Pan jakieś sportowe marzenie?
Kiedy zaczynałem pracę w Polsce, mówiłem, że moim marzeniem jest udział w awansie Polski na igrzyska. I to się nie zmienia. Uważam, że wasz kraj powinien oglądać swój narodowy zespół w Pekinie.

A co z Pańskim prywatnym życiem? Kiedy opuszczał Pan Puchar Świata w Japonii, złośliwi mówili o "Marco Banicie". Tymczasem sytuacja była nerwowa.
To prawda, moja żona jest w ciąży i miała wtedy problemy zdrowotne. Wszystko jest już jednak pod kontrolą i w marcu urodzi się nam trzecie dziecko. To będzie córka i już wiemy, że damy jej na imię Elena (Bonitta na już syna i córkę).

Czy po igrzyskach w Pekinie chciałby Pan zostać z polską reprezentacją?
Nie wiem, bo na razie koncentruję się na tym, by móc na igrzyska pojechać.

Praca z mężczyznami to byłoby jakieś wyzwanie?
Ja zaczynałem od pracy z mężczyznami i myślę, że w przyszłości do tego wrócę. Tak, ja po prostu tęsknię do pracy z mężczyznami.

A czy po igrzyskach w Pekinie odciśnie Pan swoją dłoń w milickiej alei gwiazd?
Mam nadzieję!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto