Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Piłka nożna: Śląsk Wrocław wygrywa z Legią Warszawa 1:0 (ZDJĘCIA)

Jakub Guder
Jedynego gola w spotkaniu zdobył strzałem głową Tomasz Jodłowiec. Na trybunach zasiadło 22 tys. kibiców - to najwyższa frekwencja w tym sezonie.

Trener Stanislav Levy hołduje widocznie zasadzie, że zwycięskiego składu się nie zmienia, bo rzucił w bój tę samą jedenastkę jak w Poznaniu. No i podobnie jak w Wielkopolsce na ławce rezerwowych znów zabrakło Łukasza Gikiewicza.

Legia rozpoczęła wysokim pressingiem, który sprawiał kłopoty gospodarzom. Wrocławianie musieli też uważać na długie piłki grane przez rywali za plecy obrońców, bo czyhał na nie piekielnie szybki Jakub Kosecki. Już po kilku minutach było widać, że syn wiceprezesa PZPN jest w gazie, a jego 7 goli w ostatnich 8 meczach to nie przypadek. Pierwszy strzał na bramkę zobaczyliśmy dopiero w 12 min. Po dość chaotycznej akcji gości do piłki przed polem karnym dopadł Miroslav Radović, ale uderzył wprost w Mariana Kelemana. WKS odpowiedział w 16 min. Piłka przykleiła się do nogi w szesnastce Cristianowi Diazowi, a ten – chociaż miał przy sobie trzech obrońców – zdołał oddać strzał, ale zablokował go jeden z rywali. Po chwili powinno być 1:0 dla Legii, ale wychodzący przed słowackiego bramkarza Radović, że przyjął podanie.

Śląsk się cofnął, ale jego kontry były bardzo groźne. Po szybkich wyjściach z własnej połowy uderzali Waldemar Sobota i Sebastian Mila – chybili o centymetry. Za tę część meczu należy też pochwalić wrocławską defensywę. Pomyłek miała niewiele, a bardzo często swoimi wejściami uprzedzała rywali. Ciężkie boje z Danielem Ljuboją toczył przede wszystkim Tomasz Jodłowiec. Bezbramkowy remis po pierwszych 45 minutach był sprawiedliwym wynikiem, a jeśli komuś mimo wszystko brakowało bramek, to mógł przed początkiem drugiej odsłony zachwycać się zaręczynami na środku płyty boiska. No cóż – każdy ma inne poczucie romantyzmu.

Z szatni pierwsza wyszła Legia i pierwsza też ruszyła do ataku. W 55 min. po błędzie Mariusza Pawelca Dalniel Ljuboja wymanewrował obrońców w polu karnym, ale jego uderzenie po ziemi koniuszkami palców obronił Kelemen. Minutę później WKS został wynagrodzony za swoją cierpliwość i wyszedł na prowadzenie! Piłkę dośrodkowywał z rzutu rożnego Mila, a że przy Jodłowcu nie było nikogo ten wyskoczył i strzelił głową. Dusan Kuciak nie miał szans. A trener Jan Urban mówił i uczulał na stałe fragmenty...

Goście byli w szoku, bo do tej pory to oni mieli minimalną przewagę. WKS natomiast nabrał wiatru w żagle. Wrocławianie grali coraz pewniej. Nie pchali się jednak na siłę w pole karne Legii, ale potrafili wyprzedzić rywala i przytrzymać piłkę. Kiedy jednak nadarzała się okazja wyprowadzali błyskawiczne kontrakcje. No a na dodatek po każdym faulu powoli podnosili się z murawy. A sekundy płynęły. Trener Urban robił zmiany, ale jego piłkarze nie mogli znaleźć recepty na mądrze grających piłkarzy Levego. Zwycięstwo stało się faktem! Po ostatnim gwizdku – mimo coraz bardziej siarczystego mrozu – była wspólna radość i sto lat dla obchodzącego urodziny Kelemena.

Teraz czas na zimę. Ta może przynieść wiele zmian.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto