Asymmetry Festival 2015. Program i bilety
Asymmetry AD 2015 nie jest może w tym momencie dużym festiwalem, ale nadrabia pasją, zaangażowaniem i doświadczeniem. Nie ma zbyt wielu dużych nazw, które przyciągnęłyby tłumy, ale nie o to tu chodzi. Kameralność w połączeniu z solidnym i spiętym line-upem jest chyba najistotniejszą cechą tegorocznej edycji.
Pierwszy dzień możemy nazwać rozruchowym – przede wszystkim z powodu ludzi, którzy leniwie pojawiali się na terenie festiwalu. O 18-tej koncerty oficjalnie rozpoczął występ estońskiej grupy Sybil Vane. Wielka szkoda, że klub świecił pustkami, ponieważ przez pół godziny zdążyli pokazać swój pokaźny arsenał lekko upopowionego grania z elementami mocniejszych gitar. W ogólnym rozrachunku brzmieli jak każdy alt-rockowy band z północy, ale mieli w sobie coś jeszcze, co sprawiało, że chcieliśmy się bujać w rytm ich smutnych piosenek.
Następnie na scenę wkroczył Troy Mighty znany szerzej jako Dead Western. Jeden człowiek z gitarą zdążył zahipnotyzować za pomocą mrocznych, dusznych, folkowych kompozycji. Wszystko zaś okraszone głębokim i mocnym głosem sprawiło, że na parę minut mogliśmy zapomnieć o wszystkim.
Niemiecki Fenster to inna para kaloszy. Dyrektor festiwalu, Robert Chmielewski, po ich koncercie podśpiewywał melodyjki z ich koncertu i powiedział, że grają „młodzieżowo”. Coś w tym zdecydowanie było. Kwartet brzmiał często bardzo retro – bogactwo chorusów i flangerów w gitarach, do tego proste melodie spod znaku hipisowskiego rocka – wszystko to sprawiło, że na chwilkę cofnęliśmy się w czasie. Momentami bardzo nierówni, ale całościowo zostawili olbrzymi uśmiech na twarzy.
Grupa Esben and the Witch była jednym z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie artystów i cieszę się, że dotarli do Wrocławia, ponieważ przez godzinę zdążyli przypomnieć wszystkim, na czym polega sukces Asymmetry. Trio zgrabnie balansowało między onirycznymi melodiami oraz ciężkim, psychodelicznym graniem. Przede wszystkim wielkie brawa dla Rachel Davies, która swoim bogatym wokalem była w stanie zapanować nad tłumem nawet przy fragmentach a capella. Czapki z głów!
Dla wytrwałych Fennesz stworzył nieprzewidywalny set. Przede wszystkim bogaty pod względem tekstury, Austriak łączył ze sobą ambientowe plamy, dronowe huki i gitarowe akordy przepuszczone przez masę filtrów. W wyniku czego dostaliśmy hałaśliwy, ale zbity dźwiękowy kolaż.
Na sam koniec pierwszego dnia zagrał belgijski kolektyw We Stood Like Kings – połączenie post-rockowych melodii z wizualizacjami swojego albumu „Berlin 1927” tworzyły ścisłą całość. Tym przyjemnym akcentem rozpoczynamy dalszy ciąg przygody z wrocławskim festiwalem.
tekst - Kuba Serafin
zdjęcia - Adam Rajczyba

Czapka Mikołaja na wieży ratuszowej w Głogowie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?