Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Atkins to nie Jordan, sam meczu nie wygra

Michał Lizak
Fot. Dariusz Gdesz
Fot. Dariusz Gdesz
Czy mecze Śląska z Anwilem można jeszcze nazywać wielką świętą wojną? Chyba nie. Te czasy odeszły w zapomnienie wraz z końcem karier takich graczy, jak Maciej Zieliński czy Igor Griszczuk.

Czy mecze Śląska z Anwilem można jeszcze nazywać wielką świętą wojną?
Chyba nie. Te czasy odeszły w zapomnienie wraz z końcem karier takich graczy, jak Maciej Zieliński czy Igor Griszczuk. To były wielkie gwiazdy koszykówki sprzed kilku lat, symbole. Tak, jak spotkania Wrocławia z Włocławkiem decydowały o mistrzostwie Polski i elektryzowały nie tylko te miasta, ale i cała Polskę.

Teraz ich ranga jest niższa?
Wygrać ze Śląskiem to wciąż dużo więcej, niż tylko dwa punkty w tabeli. Ale nie są to już pojedynki, na które czeka się cały sezon. Oczywiście - to mecz silnych rywali, ale o inną stawkę. Już dawno te dwa kluby nie walczyły przecież ze sobą w finale play-off.

Jakie są Pana wspomnienia z dotychczasowych meczów ze Śląskiem?
Raczej pozytywnie, choć moje drużyny notowały także porażki. Ostatnio mam jednak lepszą passę, bo przed rokiem z Turowem wygraliśmy przecież półfinał play-off, a w pierwszym meczu w tym sezonie - we Włocławku - także byliśmy górą. Szanuję Śląsk, ale jestem daleki od tego, by się bać tego rywala.

A czego się Pan spodziewa?
Trudnego meczu z silnym przeciwnikiem. ASCO Śląsk ma szeroki skład, gra szybko i widowiskowo, popisowo w kontrataku. Pokonali Prokom, a więc muszą mieć duży potencjał. Z drugiej strony wysoko przegrali w Zgorzelcu - wiemy, że można ich pokonać.

Którego Śląska spodziewacie się dzisiaj w Orbicie - tego z meczu z Prokomem Treflem czy ze spotkania z PGE Turowem?
Zdecydowanie tego pierwszego. Grają u siebie, a to wiele zmienia. Będzie pełna hala, świetna atmosfera - a to dla wrocławian duży plus. Przed swoimi kibicami grają o wiele lepiej. Poza tym kubeł zimnej wody, jaki dostali na głowy w Zgorzelcu - po serii 8 zwycięstw - też zrobił swoje. W ASCO Śląsku mimo wszystko nie ma tak wielu doświadczonych graczy. Po spotkaniu z Prokomem widać było u nich dekoncentrację - w Zgorzelcu nie zagrali swojej koszykówki. Turów to wykorzystał i pokazał, jak ich pokonać.

Chcecie się dziś wzorować na ekipie ze Zgorzelca?
Klucz do zwycięstwa to podobna obrona. Atak mamy inny, bo jesteśmy inaczej zbudowanym zespołem. Poza tym u siebie Śląsk zagra inny basket - musimy być na to gotowi.

ASCO Śląsk musi wygrać, bo w przypadku porażki w zasadzie traci szanse na miejsce w pierwszej trójce, a i o czwartą pozycję przed play-off będzie musiał ostro walczyć. Wy chyba jesteście spokojniejsi?
Bez przesady z tym spokojem. Porażka w Słupsku zachwiała naszą drużyną, wcześniej byliśmy trochę bardziej pewni siebie. Wciąż jednak walczymy o pierwsze miejsce przed play-off. Z drugiej strony o wszystkim zaważy przebieg meczu - jeśli to my będziemy kontrolować tempo gry, postawimy swoje warunki i zatrzymamy liderów ASCO Śląska, to łatwiej będzie o spokój w końcówce.

Tylko czy Rashida Atkinsa w takiej dyspozycji, jaką zaprezentował w meczu z Prokomem, w ogóle da się zatrzymać?
Oj - to rzeczywiście ciężka sprawa. Jeśli zagra równie dobrze, że w pojedynkę nikt sobie z nim nie poradzi - do pomocy będzie potrzebny cały nasz zespół. Prawda jest też jednak taka, że Atkins to nie Jordan i sam meczu nie wygra. Może w takim wypadku trenerzy zdecydują, że skupiamy się na ograniczeniu innych zawodników, a Rashid niech zrobi swoje?

Co jest najsłabszym punktem wrocławian?
Wolałbym mówić o plusach.
Wszyscy o tym mówią - szybka, radosna koszykówka, dużo kontrataków. Ale co im nie wychodzi?
W tej szalonej, radosnej koszykówce często się po prostu gubią, popełniają proste błędy i grają zdecydowanie za bardzo indywidualnie. Jak ich poniesie to nie ma zespołu a tylko pięciu graczy. Jeśli uda się powstrzymać kilka kontrataków to gubią rytm gry. To nasza szansa.

A słabości Anwilu?
O szczegółach nie będę mówił, ale mocno dają nam się we znaki kontuzje. Wciąż nie mamy pełnej dziesiątki zawodników - nie doszedł do siebie jeszcze Białek, a dla nas to gracz istotny.

Ale chyba nie tak istotny, jak Gerod Henderson, który koszulkę Anwilu zamienił na barwy ukraińskiego Azowmaszu Mariupol?
Gerod był naszym liderem - często decydował o losach meczów. Ale nie ma ludzi niezastąpionych - wybrał tak, jak wybrał. Mam nadzieję, że do końca sezonu - grając bardziej zespołowo - wypełnimy tę lukę i nikt już nie będzie nas pytał o Hendersona. Bo nawet bez niego możemy walczyć o mistrzostwo. To wciąż nasz cel.

Pana dziś znowu czeka pełne 40 minut gry?
Nie sądzę, by było to konieczne. Jest z nami nowy rozgrywający - Litwin Tomas Gaidamavicius. Nie jest drugim Hendersonem, ale na pewno nam pomoże. Z nim gramy inaczej, co nie znaczy, że jesteśmy słabi.

Jest Pan wciąż młodym graczem, ale już od dawna w ekstralidze. Co lepsze dla zawodnika - silny klub i kilka minut na parkiecie czy słabszy w roli lidera?
To wszystko zależy od gracza - jeden łatwo akceptuje rolę rezerwowego, inny potrzebuje zaufania trenera, pewności, że będzie grał długo .

A jak jest z Panem?
Ja zdecydowanie kocham grać, decydować i wiedzieć, że trener na mnie stawia. Dlatego nawet te 40 minut gry nie jest dla mnie straszne.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto