Z Robertem Skibniewskim, rozgrywającym reprezentacji Polski i PGE Turowa Zgorzelec, rozmawia Michał Lizak

Czy takie trzydniowe zgrupowanie kadry w środku ligowego sezonu ma sens?
- Ze sportowego punktu widzenia trudno w tym czasie zbudować drużynę czy zmienić jej styl gry. Ale nie tylko to jest istotne.

A co się jeszcze liczy?
- Na pewno promocja koszykówki. Wiadomo, że pozycja naszego sportu nie jest ostatnio zbyt wysoka i jeżeli taka impreza może w tej kwestii coś zmienić, to trzeba ją zorganizować i zaangażować. Dlatego też jesteśmy w Katowicach. Będzie nowa hala, zacznie się akcja promocyjna Eurobasket 2009 - finałów mistrzostw Europy, których przecież będziemy gospodarzem. To wszystko na pewno jest bardzo istotne.

Kadrowicze potraktują te mecze poważnie?
- Nie wiem jak inni, ale ja na pewno tak. Fajnie będzie spotkać się po kilku miesiącach i znowu razem zagrać w jednym zespole.

W klubie nie gra Pan za wiele - w dwóch meczach ze Słowacją liczy Pan na sporą ilość minut na parkiecie?
- Nie patrzyłem na to w ten sposób, nie kalkulowałem. Pewne jest jedno - to, jak dużo gram w klubie nie musi mieć żadnego przełożenia na ilość minut w kadrze i na odwrót. Nawet jak dwa razy rozegram całe mecze ze Słowacją, to i tak nie zmieni to mojej sytuacji w klubie.

Wciąż nie wiadomo, kto będzie trenerem reprezentacji - teraz poprowadzą ją asystenci - Kazimierz Mikołajec i Tomasz Jankowski. Co to dla was oznacza?
- Niczego to raczej nie zmienia. Faktem jest, że gdyby był już nowy, zagraniczny trener, to wszyscy chcieliby za wszelką cenę pokazać się z jak najlepszej strony. Ale to nie oznacza, że bez niego nikt się nie będzie przykładał. Co prawda będzie to bardziej wydarzenie podobne do meczu gwiazd, a nie oficjalnego spotkania, ale i tak powinno być fajnie.