MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Warto wstawać z łóżka - Rozmowa z Januszem L. Wiśniewskim, autorem "Samotności w sieci"

Małgorzata Matuszewska
• O miłości mówi się czasem lekceważąco, że to „tylko chemia”. Pan jest chemikiem i najlepiej wie, jakie związki składają się na miłość.

• O miłości mówi się czasem lekceważąco, że to „tylko chemia”. Pan jest chemikiem i najlepiej wie, jakie związki składają się na miłość. Czym jest ona dla Pana?

– Wiem, jakie są to substancje. Molekuły chemiczne w mózgu ludzi deklarujących, że są zakochani należą do grupy opiatów (takich jak heroina, morfina) oraz do grupy amfetamin. Uzależniają, powodują rodzaj psychicznego rauszu, działają na emocje, wyłączają te obszary mózgu, które odpowiedzialne są za racjonalne myślenie. Przestają działać dość szybko. Po 18 miesiącach u jednych, a po 4 latach u drugich. To jest chemiczna strona emocji nazywanej „miłością”. Istnieje także ta magiczna, niezbadana (na szczęście). Nikt nie wie, dlaczego ludzie się w sobie zakochują. I dlaczego im to mija. Nienawiść i miłość (chemicznie) znajdują się bardzo blisko siebie. Ludzie nienawidzący mają w mózgu prawie te same substancje co ludzie kochający. Dlatego ta bliskość w jednej z moich powieści. Dla mnie miłość jest najważniejszym doznaniem w życiu. Tylko dla niej warto wstawać rano z łóżka...

• Jest Pan podróżnikiem. Czy ma Pan wymarzone miejsce na Ziemi, które chciałby Pan opisać?
– Już to zrobiłem! Byłem w centrum swojego marzenia. Na Seszelach. Opisałem to w książce „188 dni i nocy” napisanej wspólnie z Małgorzatą Domagalik. Pobyt na Seszelach ma tylko jedną wadę. Po powrocie stamtąd ma się uczucie, że już żadne miejsce na świecie nie może być piękniejsze.
• Scenariusz „Samotności w sieci” napisał Pan wspólnie z reżyserem Witoldem Adamkiem. Powieść zwykle trzeba przyciąć do filmu. A to jak cięcie ukochanego dziecka.
– Scenariusz powstawał w bólu. Wiedziałem od początku, że będę musiał amputować fragmenty książki i potem złożyć wszystko co pozostało w jedną całość. Nie można pokazać „Samotności...” całej, trwałaby kilkanaście godzin. W efekcie Witoldowi Adamkowi na podstawie mojego scenariusza udało się zebrać to w dwie godziny i dziesięć minut.

• To Pan wybrał Magdalenę Cielecką i Andrzeja Chyrę do głównych ról?
– Nie miałem wpływu na wybór obsady. I dobrze. Na tym się nie znam. Zrobił to Adamek, profesjonalista, człowiek wrażliwy i z ogromną intuicją. Moim zdaniem grają doskonale. Film ma obsadę składającą się z osobowości polskiego, dzisiejszego kina.

• „Samotnością...” dotknął Pan czułej struny w duszach całej armii ludzi. Spodziewał się Pan tak wielu reakcji? Mnóstwo ludzi pisze do Pana e-maile. Czyjaś historia zaskoczyła Pana, stała się inspiracją do dalszej twórczości?
– Tak się zdarzyło. Do dziś, a przecież od wydania książki minęło 5 lat, wprowadza mnie to w rodzaj nieustannego zdziwienia. Przecież „Samotność...” to literacki debiut informatyka i chemika z Frankfurtu nad Menem. Nie dość, że ludzie darują mi swój czas czytając książkę, to jeszcze siadają przed komputerem i piszą, co czuli podczas lektury. Dla autora nie może być większej nagrody. Mam takich nagród ponad 22 tysiące, bo tylu ludzi do mnie napisało. Wiele historii mnie poruszyło i dlatego powstała „Samotność w sieci. Tryptyk”, gdzie cytuję i komentuję moich czytelników.

• Czuje się Pan szczęśliwy i spełniony?
– Spełnieni ludzie albo już nie żyją, albo są w szpitalach psychiatrycznych. Podobnie jak ci nieustannie szczęśliwi. Tych ostatnich jest nawet więcej. Niespełnienie jest całym napędem. Czekam w życiu na wyzwania. Gdy nie przychodzą, sam je tworzę. Szczęście to uczucie, że we wszystkim, co się robi, dało się z siebie wszystko. Dlatego tak rzadko się pojawia. Czasem jestem szczęśliwy. Zauważam te chwile i widzę, gdy mijają.

• Niektórzy twierdzą, że Pan jest obdarzony kobiecą wrażliwością. Zgadza się Pan z tym?
– „Kobiecą wrażliwość” wmawiały mi media. Na początku się broniłem. Szeptano tak po „Samotności w sieci”, głośno mówiono po „Zespołach napięć”. Nie zgadzam się! Może tylko mam wyższy poziom empatii i udało mi się wydać bestsellery, które o tym mówią. Stawiam kobiety na piedestale, ale jestem daleko od ich zrozumienia i posiadania ich wrażliwości. Mężczyzna, który twierdzi, że mu się to udało, jest kłamcą lub arogantem.

• Czym jest dla Pana internet: ucieczką przed problemami, sposobem nawiązania kontaktu z innymi ludźmi?
– Internet to przede wszystkim narzędzie. Pracuję we Frankfurcie, realizując projekty z kolegami z USA, Japonii, Australii, Europy. Bez sieci byłoby to nieefektywne. W moich książkach internet to medium. Normalne, codzienne, oczekiwane. Oprócz informacji, w sieci są też emocje. Było to dla mnie oczywiste, gdy zaczynałem pisać „Samotność...”. Internet niesie zagrożenia typowe dla współczesności. W realu i świecie wirtualnym są też źli ludzie. Zakładanie, że w sieci buszują anioły, jest naiwne. Nie jestem apologetą sieci. Wypromowanie „Samotności...” jako książki o miłości w internecie to sprytny, marketingowy zabieg wydawcy.

Dzisiaj we Wrocławiu
Janusz L. Wiśniewski będzie gościem na uroczystych pokazach „Samotności w sieci” we wrocławskim Heliosie dziś o godz. 18 i 18.30. Z czytelnikami spotka się o godz. 14.15 w Empiku Megastore w Rynku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zofia Zborowska i Andrzej Wrona znów zostali rodzicami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto