MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Noszę w sobie słońce

Małgorzata Matuszewska
Rozmowa z Jose Torresem, muzykiem • W książce „Salsa na wolności” nie chwali się Pan muzycznymi przyjaźniami, ale opowiada o swoim prywatnym życiu. – Napisałem o wszystkim, co noszę w sobie.

Rozmowa z Jose Torresem, muzykiem
• W książce „Salsa na wolności” nie chwali się Pan muzycznymi przyjaźniami, ale opowiada o swoim prywatnym życiu.
– Napisałem o wszystkim, co noszę w sobie. O kraju, w którym się wychowałem. O bezprawnym uprowadzeniu mnie – młodego studenta z Wrocławia. Kubańczycy porwali mnie w Polsce, wywieźli przez Leningrad na Kubę i nie pozwolili zagrać koncertu dyplomowego. Moja żona była wtedy w ciąży, bała się o mnie i cierpiała. To potwierdziło moje podejrzenia, że wielka rewolucja zabrała wolność, zamiast ją dawać. I miało wpływ na to, jaki jestem dzisiaj. Moja książka może być wstrząsem dla tych, którzy patrzą na mnie jak na wesołka.

• Miał Pan 19 lat, kiedy uścisnął rękę Fidelowi Castro. To było wielkie przeżycie?
– Wtedy był to dla mnie niemal szczyt dumy. Mogłem być tak blisko samego wodza i uścisnąć mu rękę! O Castro miałem wtedy nieskazitelne zdanie, ale przez lata ono się zmieniło. Kiedy mieszkałem na Kubie, wiedziałem tyle, ile przede mną odsłaniano. Potem mój horyzont zaczął się poszerzać, a mit wygasał.

• Pana żona pisze, że nie chciała, żeby Pan poddał się bez walki. Nie chciała Pana puścić do Leningradu, podejrzewała podstęp. I miała rację.
– Iza miała żal, że poszedłem jak owca na rzeź. Ale ja wiedziałem, że opór pogorszyłby moją sytuację. A od tego, jak się zachowam, zależało, czy uda mi się wrócić. Wybrałem mniejsze zło. Bardzo mnie ono bolało, ale wiedziałem, że muszę być „grzeczny”, bo tylko w ten sposób uda mi się stamtąd wydostać.

• Czy echa tamtych wydarzeń mają odzwierciedlenie w Pana muzyce?
– Nie. Noszę w sobie słońce i tego nikt łatwo nie zniszczy. Mam konkretne żale, bolą mnie różne sytuacje, ale nie będę przecież pisał melodramatycznych utworów i cierpiał. Nie przyszedłem na świat, żeby przeżywać smutek, ale żeby dać ludziom radość.

• Czy spotkania z polską kulturą i obyczajami były dla Pana trudne?
– Kiedy przyjechałem do Polski, byłem bardzo młody. Polską kulturę chłonąłem jak gąbka. Spotykałem wielu starszych Kubańczyków, którzy przyjechali tu tylko na chwilę. Kiedyś jeden z nich witał się ze wszystkimi, nie zdejmując rękawiczek. Mówię: „przy powitaniu rękawiczki się zdejmuje”. A on na to: „ale mi jest zimno”. „To niczego się nie nauczysz z polskiej kultury” – odpowiedziałem.

• Marzy Pan o założeniu Centrum Kubańskiej Kultury?
– Bardzo. Ale żeby to marzenie się spełniło, muszę być otoczony życzliwymi ludźmi. Takimi, którzy chcą to zrobić, nie zważając na przeszkody. Myślę, że ludzie lgnęliby do naszego centrum. Z żoną potrafimy cieszyć się drobiazgami. Ładnym tanecznym krokiem...

• Co człowiekowi daje salsa?
– Poznaje się dużo ludzi. Salsa to bardzo energetyczny, barwny i słoneczny gatunek muzyczny. Może przydać barw szarym dniom. I jak ktoś złapie bakcyl salsy, „choruje na nią” już zawsze.

• O wielu sprawach wspomina Pan mimochodem. O tym, że grał Pan muzykę do filmu „Krew i wino” z Jackiem Nicholsonem. O swojej pracy z Johnem Porterem.
– Przypadkiem byłem w Warszawie, kiedy filmowcy szukali kogoś, kto dogra aranż do bardzo znanego utworu. Pokazali film, zasugerowali, czego chcą. Zagrałem i nie było w tym sensacji. Nic z tego nie wyniknęło, poza tym, że zapłacili dolarami i od razu, co się rzadko zdarza. Pierwszą płytę „China Disco” nagrałem z Johnem Porterem. Szefem muzycznym był Sławek Kulpowicz. Od tego zaczęła się cała przygoda.

• Jest coś, czego Pan żałuje?
– Mogę żałować tylko własnych wyborów. Nie zdążyłem spotkać się z rodzicami przed ich śmiercią. Ale kiedy wyjeżdżałem z Kuby, oni mi powiedzieli: „jedź, bo teraz tam jest twoja rodzina”. Te słowa pozwoliły mi być twardym. Obiecałem mamie, że nie wrócę.

• I w Polsce znalazł Pan dom.
– Dosłownie i w przenośni. Od razu wiedziałem, że tu założę rodzinę i tu będę się rozwijał.

• Osiągnął Pan sukces?
– Sukces jest względny. Może dla Milesa Daviesa punkt, w którym jestem teraz, byłby daleki od sukcesu. Ale sukces jest jak horyzont. Im bardziej się do niego zbliżamy, tym bardziej się oddala. Dotarłem do tego miejsca, napisaliśmy z żoną książkę, by zakończyć pewien etap życia.

Jose Torres urodził się w Hawanie, mieszka we Wrocławiu. Jest perkusistą, gra często z jazzmanami. Założył pierwszą w Polsce orkiestrę salsową Jose Torres y Salsa Tropical. Wraz z żoną Izabelą Torres i Grzegorzem Cholewą napisał swoją pierwszą książkę „Salsa na wolności”. Pod patronatem „Słowa Polskiego•Gazety Wrocławskiej” opublikowało ją Wydawnictwo Dolnośląskie. W ramach 15. Wrocławskich Promocji Dobrych Książek, w sobotę w godz. 15-16 Jose i Iza Torres będą podpisywali „Salsę na wolności” w Galerii BWA Awangarda, ul. Wita Stwosza 32.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Robert EL Gendy Q&A

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto