Artykuł bierze udział w konkursie "Tym żyje miasto"dla dziennikarzy obywatelskich. Wy też możecie sprawdzić swoje siły i wygrać pieniądze. |
Amerykańskie kino gangsterskie przyzwyczaiło nas, że niemal każdy tytuł z tego gatunku musi być pełen pościgów, strzelanin i łatwego sposobu na życie. Film Davida Michoda odbiega w dość znaczący sposób od tego standardu. Osobiście określiłbym go raczej jako dramat psychologiczny, gdyż sama fabuła oparta jest na zmianach zachodzących w świecie, a dostrzeganych oczami członków rodziny Cody. Nie mamy tutaj żadnych widowiskowych scen, które pozostają w pamięci ze względu na rozmach licznych efektów specjalnych. Wszystko, co zapamiętujemy po seansie, to brak litości i chłód bohaterów.
Zapraszamy także na nasz serwis:Kino - Wrocław: repertuar, recenzje, premiery, filmy, konkursy
Wspomnę chociażby początek filmu, w którym na kanapie po przedawkowaniu heroiny umiera matka głównego bohatera, a jej syn - Joshua Cody, jak gdyby nic ogląda w tym czasie jeden z teleturniejów w telewizji. A jest to dopiero pierwsza scena filmu!
Niestety nie jest on tak obrazowy przez cały czas. Większość znanych nam filmów, poruszających tematykę gangsterską i przestępczą, pokazuje tylko część całej historii. W przypadku tej produkcji możemy obserwować losy nastolatka Joshua Cody' ego od momentu wejścia do rodziny, aż do chwili jego pogodzenia się z otaczającą rzeczywistością i sposobem myślenia przestępców. W tej specyficznej logice rozumowania największą sprawiedliwością jest ta wymierzona przez samego siebie, a nie przez żadne organy władzy sądowniczej.
W wielu momentach ma się wrażenie, że pewne sceny zostały wciśnięte na siłę, aby tylko przedstawiać pełny obraz sytuacji. Zdecydowanie można by z niektórych z nich zrezygnować, a całe widowisko nic nie straciłoby na swojej wymowie. Mniej więcej w połowie filmu miałem nawet wrażenie, że to mógłby być już koniec. Ale jednak nie był…
Całą historię, opowiedzianą nam przez Davida Michoda, porównałbym do utworu Gombrowicza "Ferdydurke". Tak jak w tej książce, mamy tutaj do czynienia z formą, której kształt uzależniony jest jedynie od otaczającej nas rzeczywistości. Sposób bycia, postawa czy też system wartości i moralność to tylko pojęcia względne, kształtowane przez otoczenie, w tym w szczególności przez rodzinę. "Królestwo Zwierząt" odebrałem jako współczesną opowieść o upadku wszelkich wartości, którymi powinna być rodzina oraz osoby najbliższe. W obliczu więzów krwi nic nie ma znaczenia, nic nie jest naszym osobistym wyborem, a jedynie dostosowaniem się do woli społeczeństwa i otoczenia. A więc do tego, czego oczekują od nas inni!
Wbrew pozorom zakończenie filmu ma jednak wydźwięk pozytywny. Czy warto? Patrząc na odmienność tego filmu i ujęcie wszystkiego w sposób specyficzny dla nas, wychowanych na filmach z Hollywood, polecam wybrać się do kina. W końcu za coś ta produkcja otrzymała aż dziesięć statuetek Australijskiego Instytutu Filmowego - m.in. za reżyserię, scenariusz i muzykę.
Jaki alkohol wybierają Polacy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?