Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dziewiętnastu pasażerów busa poszkodowanych w wypadku pod Gniechowicami

Barbara Chabior
Fot. Tomasz Hołod  Olga Lisowska jest jedną z osób najpoważniej poszkodowanych w niedzielnym wypadku pod Gniechowicami. Pęknięty w trzech miejscach kręgosłup. Cierpi, ale nie traci optymizmu.
Fot. Tomasz Hołod Olga Lisowska jest jedną z osób najpoważniej poszkodowanych w niedzielnym wypadku pod Gniechowicami. Pęknięty w trzech miejscach kręgosłup. Cierpi, ale nie traci optymizmu.
– Pode mną w busiku leżały cztery osoby. Musiałam je uwolnić, więc wydostałam się z wnętrza przewróconego pojazdu przez dach. Nie wiedziałam, że mam kręgosłup pęknięty w trzech miejscach – mówi Olga ...

– Pode mną w busiku leżały cztery osoby. Musiałam je uwolnić, więc wydostałam się z wnętrza przewróconego pojazdu przez dach. Nie wiedziałam, że mam kręgosłup pęknięty w trzech miejscach – mówi Olga Lisowska. Ona i jej kilkunastu znajomych jechali z Wrocławia do Wałbrzycha na warsztaty capoeiry. Prawie wszyscy trafili do szpitala

Lekarze mówią, że będę mogła chodzić – cieszy się Olga. Przed miesiącem rozpoczęła treningi capoeiry. Kiedy znów będzie trenować – nie wiadomo. Jest jedną z osób najciężej poszkodowanych w wypadku, który wydarzył się w niedzielę. Większość z pasażerów busa ma pogruchotane barki, połamane obojczyki, nogi i ręce, urazy bioder. Wszystko przez niefortunny manewr kierowcy czerwonego punto. Samochodem jechało na zakupy do Wrocławia dwoje młodych ludzi – chłopak i dziewczyna.
– Punto wskoczyło na lewy pas ruchu na drodze krajowej nr 5 na trasie w kierunku Świdnicy. Zderzyło się z jadącym z przeciwka busem , którym podróżowało kilkunastu młodych ludzi. Bus wpadł do rowu – relacjonuje Krzysztof Zaporowski z biura prasowego dolnośląskiej policji.
– Przed nami jechał opel vectra. Zahamował gwałtownie. Chcieliśmy uniknąć uderzenia w jego tył – tłumaczą Monika i Robert z Wałbrzycha, kierowca i pasażerka fiata. – To wina tamtego kierowcy. Twierdził, że coś mu się stało z układem kierowniczym. Tymczasem to nasze auto ma pójść do policyjnej ekspertyzy, a on odjechał – dodają.
Jednak zdaniem aspiranta Andrzeja Salnika, który ze strażnikami pracował na miejscu niedzielnego wypadku, chodziło raczej o nierozsądne wyprzedzanie. Kierowca busa usiłował uciec przed kraksą. Zjechał na prawo, ale to nic nie dało. Kawałek dalej pojazd pokoziołkował do rowu.

Mój syn powiedział, że to najgorszy dzień w jego życiu – mówi Magdalena Załoga, mama 11-letniego Jakuba. O wypadku dowiedziała się od najstarszego syna, który również trenuje capoeirę. Przez przypadek zadzwonił do Kuby i drugiego, 17-letniego brata Bartosza. Była godzina 10. Jakub ma złamany obojczyk, Bartoszowi udało się wyjść z opresji bez szwanku.
To, co działo się nieco wcześniej na drodze pod Gniechowicami, widzieli dokładnie Jacek Witkowski i jego koleżanka Ola Bieńkowska. Byli w aucie tuż za żółtym volkswagenem. W busie był brat Jacka – Robert Witkowski, przez znajomych nazywany Czajnikiem. Robert ma uszkodzony obojczyk.
– To był straszny widok. Bus stoczył się do rowu i bezwładnie się przewalił – relacjonuje wstrząśnięty Jacek. – Pobiegliśmy tam i zaczęliśmy wyciągać naszych przyjaciół ze środka. A ten gość z punto nawet nie ruszył się, by pomóc. A przecież to był koszmar! W wozie pełno krwi, niektórych z ludzi można było wyciągnąć dopiero wtedy, kiedy przyjechali strażacy i powycinali fotele.
Robert razem z kilkoma innymi osobami trafił do szpitala wojskowego. Tu spontanicznie utworzył się sztab, dzięki któremu przyjaciele i znajomi z grup trenujących capoeirę mogli wymieniać się informacjami na temat stanu zdrowia poszkodowanych. Cztery osoby przewieziono do szpitala przy ul. Traugutta, sześć do Szpitala Kolejowego, kilku pomocy udzielano przy ul. Kamieńskiego. Tylko nieliczni mieli szczęście wyjść ze szpitali po badaniach.
– Do szpitali przetransportowano karetkami i ratowniczymi śmigłowcami dziewiętnaście osób. Najwięcej jest wśród nich pacjentów ze złamaniami kończyn, urazami zewnętrznymi i obrażeniami głowy. Rozpoznano też urazy kręgów szyjnych, kręgosłupa, jedną osobę trzeba było skierować na oddział chirurgii szczękowej. Ale wszyscy uczestnicy wypadku żyją, nikt nie jest w stanie krytycznym – mówi Joanna Golińska-Rasiewicz, lekarz inspekcyjny.
Kto z grupy znajomych i przyjaciół mógł, komu zdrowie pozwalało, natychmiast dołączał do „dyżurujących” na szpitalnym korytarzu przy ul. Weigla.
– Jesteśmy z nimi, musimy podnosić na duchu tych przyjaciół, których mocniej doświadczyło. To straszne przeżycie chyba jeszcze mocniej scementuje naszą grupę – mówią Ela, Kasia, Janek i Mateusz, którzy na wałbrzyskie warsztaty z brazylijskim mistrzem capoeiry wybrać się nie mogli. – Cieszymy się, że wszyscy żyją. To cud – dodają.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Policja podsumowała majówkę na polskich drogach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto