Andrzej Gołota prosto z Chicago specjalnie dla Słowa Polskiego Gazety Wrocławskiej, w krótkiej przerwie między treningami
*Jak doniosła jedna z gazet, na czas przygotowań do walki z Portorykańczykiem Johnem Ruizem o mistrzostwo świata organizacji WBA (13 listopada w Nowym Jorku), zamieszkał Pan niczym pustelnik w hotelu w Chicago i na balkonie ponoć smaży steki.
- Bzdura. Nie po to kupiłem nowy dom w Chicago, żeby teraz mieszkać w hotelu.
*Z kolei inne pismo podało, że codziennie swojej żonie i dzieciom grzecznie Pan przyrządza jajecznicę...
- Jaka jajecznica? Ja sobie jej nie robię, a co dopiero rodzinie, z którą obecnie widuję się tylko w weekendy. To jakieś bajki.
* Też się zdziwiłem, bo kilka miesięcy temu mówił nam Pan, że żona Mariola ma z dziećmi swój dom, a Pan swój w innej dzielnicy Chicago.
- Odpowiem tak: dobrze jest pomieszkać z rodziną, bardzo kocham moje dzieci Olę i Andrzeja juniora, ale i nieźle jest mieć swoją metę, gdzie czasem można się w spokoju zaszyć. Taka rozłąka zresztą dobrze robi. Pan nie ma takiego, tylko swojego, miejsca? (śmiech).
* Podobno, według prasy, dziennie wypija Pan litry jakichś koktajli mlecznych i ma Pan już ich po dziurki w nosie. Co to za mikstury?
- Jakie mleczne koktajle?!
*No dobrze, to proszę zdradzić, jak się Pan przed walką odżywia.
- Wołowe steki, gotowane ziemniaki, ale takie w skórce. Najlepsze są ziemniaki pieczone, pasty, makarony, dużo nabiału. Słowem, proteiny i węglowodany.
*Chyba coś kiepsko Panu idzie, bo piszą, że podczas sparingów nie wytrzymał Pan 12 rund i spasował po 11.
- Tak, to prawda. Powiem więcej, ja już dwukrotnie nie wytrzymałem dwunastu starć sparingów.
*To jak zamierza Pan wygrać z Ruizem, jeśli będziecie musieli przeboksować cały dystans?
- No cóż, mam nadzieję, że Ruiz 13 listopada nie będzie się składał z trzech zawodników, którzy na zmianę wskoczą do ringu na kilka rund i mnie obiją, bo będą świeżsi niż ja. A tak jest z moimi sparingpartnerami.
*Czy zawodnicy z którymi Pan trenuje prezentują odpowiedni poziom?
- Nie proponowałbym panu walki z nimi. Taki Vaughn bił się o mistrzostwo świata z samym Holyfieldem.
* W jakiej więc jest Pan formie?
- Czuję się już bardzo zmęczony tymi przygotowaniami. Może stary już jestem? Na razie sam jeszcze nie wiem, jak jest z moją formą. Ale staram się. Jedenastorundowe sparingi są wyczerpujące, ale krótsze i po nich możesz iść do domu. Gdy jest mniej rund treningowej walki w ringu, to potem dochodzą do tego jeszcze uderzenia w worek, walka z cieniem i skakanka. Wlecze się to dwa razy dłużej. A proszę pamiętać, że dziennie mam dwa treningi, bo wcześniej biegam po 6-7 kilometrów! Zwariować można.
* Ruiz rozpowiada, że w ringu narzuci taką presję, iż albo Pana znokautuje, albo zmusi do ucieczki z klatki.
- On tak myśli razem ze swoim menedżerem Normanem Stonem. Nawet zatrudnili dwóch psychologów, żeby mnie rozgryźć. Ale ponoć szybko ich zwolnili, gdy zobaczyli rachunki, które wystawili im owi specjaliści.
*Jaki ma Pan plan walki z silonym jak tur, faulującym Portorykańczykiem?
- Zobaczycie w telewizji.
*Albo i nie zobaczymy, bo ponoć promotor Don King żąda za dużo od polskich stacji za prawa do transmisji z nowojorskiej gali.
- Tak? Nic o tym nie wiem i nie bardzo o tym myślę. Ja z tego i tak nic nie będę miał, ale oczywiście żałowałbym, gdyby polscy kibice nie mogli zobaczyć mojej walki.
*Wolnego, ponoć King targuje się o pieniądze za transmisję, bo mają one trafić do Pana.
- To bujda! Ja swoje pieniądze mam już podpisane i wiem za co je dostanę. Nie za polską telewizję.
* Ile więc Pan zarobi?
- Dla osób postronnych to tajemnica.
*A co dalej po ewentualnym zwycięstwie nad Ruizem?
- Najpierw trzeba z nim wygrać. A na razie po walce mam w planie wyjazd z przyjaciółmi na narty.
*Według bukmacherów z Las Vegas, jest Pan faworytem tego pojedynku. Nie peszy Pana ta rola?
- Bodaj przed walką z Lennoksem Lewisem też byłem faworytem bukmacherów... A przegrałem. Nie przywiązuję jednak do tego wagi. Chcę zostać mistrzem świata! Przepraszam, ale musimy kończyć, bo czeka mnie krótki sen przed kolejnymi sparingami. Trzymajcie za mnie kciuki i proszę pozdrowić Wrocław.
Andrzej Gołota
Warszawiak z urodzenia, 36 lat, 193 cm wzrostu, ok. 110 kg wagi. Brązowy medalista igrzysk w Seulu w 1988 r. Z racji porywczego charakteru wdawał się w bójki i miał problemy z prawem, vide słynna historia we Włocławku. W 1990 r. wyjechał do USA, gdzie rozpoczął karierę zawodową. Do tej pory wygrał na profesjonalnym ringu 38 walk, w tym 31 przez nokaut, 4 przegrał, a jedną (z Tysonem) uznano za nieodbytą. W 1997 roku walczył o mistrzostwo świata WBC z Lennoksem Lewisem, ale przegrał przez nokaut w 1. rundzie. Drugi raz, 17 kwietnia br., spotkał się o tytuł championa, tyle że IBF z Chrisem Byrdem. Był lepszy, lecz sędziowie uznali walkę za remisową, co przedłużyło panowanie Amerykanina. Teraz 13 listopada Gołota w trzecim podejściu postara się sięgnąć po pas, tym razem WBA, należący do Johna Ruiza. Jak dotąd, Polak zasłynął przede wszystkim przegranymi pojedynkami z Riddickiem Bowem przez dyskwalifikację za uderzenia poniżej pasa.Teraz musi być inaczej.
![emisja bez ograniczeń wiekowych](https://s-nsk.ppstatic.pl/assets/nsk/v1.221.5/images/video_restrictions/0.webp)
Grosicki kończy karierę, Polacy przed Francją czyli STUDIO EURO odc.5
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?