Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bez atmosfery nie będzie sukcesów

Michał Lizak
Rozmowa z Litwinem Rimasem Kurtinaitisem, nowym szkoleniowcem ASCO Śląska Wrocław  Fot. Marcin Osman
Rozmowa z Litwinem Rimasem Kurtinaitisem, nowym szkoleniowcem ASCO Śląska Wrocław Fot. Marcin Osman
Rozmowa z Litwinem Rimasem Kurtinaitisem, nowym szkoleniowcem ASCO Śląska Wrocław. Jak Pan widzi swój nowy zespół po pierwszych treningach? - W tej chwili trudno jednoznacznie odpowiedzieć na takie pytanie - przede ...

Rozmowa z Litwinem Rimasem Kurtinaitisem, nowym szkoleniowcem ASCO Śląska Wrocław.

Jak Pan widzi swój nowy zespół po pierwszych treningach?
- W tej chwili trudno jednoznacznie odpowiedzieć na takie pytanie - przede wszystkim ta drużyna nie jest w komplecie. Brakuje nam jeszcze Amerykanów. A w koszykówce już tak jest, że z graczami z USA każda ekipa zmienia się diametralnie. Dopiero wczoraj po południu doleciał Jared Homan, dzisiaj ma się zjawić Torrell Martin. Nie wiemy, co się dzieje z Rashidem Atkinsem. Nie przyjechał na czas (miał być we Wrocławiu 28 grudnia, a 29 powinien stawić się na treningu), nikt nie potrafi powiedzieć, kiedy przyleci i czy w ogóle zagra jeszcze w ASCO Śląsku. Kontaktu z jego agentem także nie ma, telefonów nie odbiera również jego żona. Sytuacja jest więc co najmniej dziwna.

Trzy treningi ma Pan jednak już za sobą. Coś Pan musiał zauważyć...
- Na pewno wszyscy pozostali gracze pokazali się z dobrej strony - widać, że im zależy. Jest parę drobnych elementów, które wykonują inaczej niż ja bym sobie tego życzył. Ale to normalne. Od tego tu jestem, by nad tym popracować.

Co przede wszystkim chciałby Pan zmienić w tym zespole?
- Duże rezerwy widzę przede wszystkim w ataku - musimy poprawić przejście z obrony do ataku. Ta drużyna naprawdę dobrze broni. Jeśli będziemy lepiej grać pod tablicami, poprawimy zbiórkę, to możemy zdobywać masę punktów z kontrataków. W składzie jest wielu graczy, którzy świetnie czują się w takiej grze i trzeba z tego korzystać.

Świetny w kontrataku jest zwłaszcza Rashid Atkins. Co Pan zrobi, jeśli nie będzie chciał wracać do Wrocławia?
- Znajdziemy się w ciężkim położeniu. Nie tylko dlatego, że szybko trzeba będzie znaleźć nowego rozgrywającego, a wartościowych, wolnych graczy po prostu nie ma. Przynajmniej w Europie. Mam kontakty w Stanach Zjednoczonych i już szukam innych opcji. Bo biorąc pod uwagę kontuzję Dawana Robinsona, może się okazać, że nie mamy żadnego typowego rozgrywającego.

Nie brzmi to najlepiej...
- To czarny scenariusz, którego na razie nie ma co rozpatrywać. Prawda jest taka, że Amerykanie lubią święta i nowy rok spędzać w domu. Atkins pewnie też taki jest. Może 2 czy 3 stycznia jednak się zjawi i przynajmniej część problemów zniknie.

Pan będzie chciał nadal z nim pracować?
- Ja nie widzę problemu, choć pewnie szefowie klubu będą żądali wyjaśnień i wyciągną konsekwencje z jego zachowania. Ja chcę mieć do dyspozycji zawodnika - to dla mnie najważniejsze.

Rozmawiał Pan z właścicielem klubu o wzmocnieniu zespołu?
- Tak. Jeszcze przed świętami - głównie o sytuacji na pozycji rzucającego obrońcy i środkowego. Na pewno ten zespół potrzebuje strzelca. Tylko wtedy nie było jeszcze problemu z Atkinsem. Najbliższe dni wiele wyjaśnią w kilku kwestiach.

Przed świętami sporo się mówiło o tym, że Jared Homan może zostać zastąpiony przez nowego środkowego - Michaela Andersena, byłego gracza Prokomu Trefla. Amerykanin jednak wrócił do Polski. Co w takiej sytuacji?
- Przede wszystkim muszę chwilę popracować i porozmawiać z Homanem. Nie będę ukrywał, że słyszałem wiele negatywnych opinii na jego temat. Ale ja nie lubię budować swojego zdania na podstawie opinii innych ludzi. Jest z nami, więc go sprawdzimy. Na razie znam go tylko z meczów, które widziałem na DVD.

I jak na tej podstawie można go ocenić?
- Na pewno jest wysoki, waleczny, silny - takiego gracza pod koszem potrzebujemy. Dla mnie jednak najważniejsza jest atmosfera w zespole i jedność wszystkich graczy. Koszykówka to gra zespołowa i osobno nic się nie wygra. A przez Homana z tą jednością były ponoć problemy.

Andersen jest lepszym graczem niż Homan?
- Nie wiem. Może tak, może nie. Może bardziej pasuje do tej drużyny? Zobaczymy. Nie chcę ich oceniać, bo nie można stosować tej samej miarki dla Amerykanów i Europejczyków. Trzeba rozumieć mentalne różnice między graczami z różnych części świata. Nawet w pojmowaniu koszykówki, w priorytetach. Na Litwie sprawa jest jasna - gramy, by wygrać. I jeśli wygrywamy, nie ma znaczenia ilość punktów zdobytych przez graczy. Z Amerykanami jest zupełnie inaczej. Oni zawsze patrzą w statystyki, liczą punkty, asysty, zbiórki i minuty. Przegraliśmy, ale miałem świetne statystyki - trudno. Takie podejście to dla nich normalne. W razie czego jutro jest kolejny mecz. My patrzymy na to zdecydowanie inaczej.

Dodatkowo Amerykanie często po prostu ciągle marudzą, wciąż nie są zadowoleni, chcą więcej grać, rzucać, rządzić...
- To też normalne. Grają po 20 minut w meczu - chcą 25. Mają 25 - będą narzekać, że mogliby 30. Ale lepiej mieć takiego gracza niż kogoś, kto będzie wolał siedzieć na ławce. Trzeba umieć do nich dotrzeć, zrozumieć i wykorzystać to, co najlepsze. Z Homanem musi być podobnie, bo to po prostu typowy gracz z USA. Spróbuję z nim porozmawiać o jego roli, pozycji w drużynie i innym patrzeniu na koszykówkę. Jak nie będzie chciał słuchać, sprawę załatwimy inaczej.

Z Homanem i Atkinsem ten zespół będzie już dla Pana kompletny?
- Tuż po nowym roku zagramy mecz sparingowy (najprawdopodobniej z Atlasem Stalą Ostrów - przyp. M.L.). Wtedy będę wiedział dużo więcej. Niebezpieczeństwo zmiany trenera w trakcie sezonu polega na tym, że wszyscy oczekują szybkiej przemiany. A to nie jest możliwe. W drużynie są jakieś zasady, których nie da się przestawić z dnia na dzień.

Zwłaszcza gdy trzeba wygrywać mecze...
- Dokładnie. Dla mnie istotne jest, jak gramy, jak realizujemy założenia. ale wynik też jest ważny. Przed sezonem jest inaczej. Dobierasz sobie graczy takich jakich chcesz, grających twoją koszykówkę, a do tego możesz poświęcić sparingi tylko na zmianę stylu, ukształtowanie zespołu. Na wygrywanie masz czas później. My musimy działać małymi krokami: powoli zmieniać styl, przy okazji wygrywając tyle, ile się da.

Do tego z trudnym terminarzem.
- Mam taki, jaki jest, i tego nie zmienię.

Rozmawiał Pan z szefami klubu o celach dla zespołu?
- Oczywiście. Przede wszystkim musimy awansować do następnej rundy Pucharu ULEB i być w czołówce polskiej ligi.

Czołówka to dość szerokie określenie...
- W pierwszej czwórce. To najważniejsze. O dalszych celach, kolejnym kroku będziemy myśleć później.

Jak by Pan określił swój styl trenerski, jaką koszykówkę ma grać Pana zespół?
- Zwykle lubię korzystać z różnych odmian agresywnej obrony - także strefowej, z dużą presją na piłkę. Wiem, że poprzedni szkoleniowiec preferował głównie obronę każdy swego. Ja jestem inny. Moje zespoły lubią zaskakiwać przeciwnika, czasem gramy ryzykownie w obronie, podwajając rywala, stosując swego rodzaju defensywne pułapki. To z jednej strony stwarza pewne ryzyko, bo można łatwo stracić punkty, ale z drugiej sprawia, że zespół gra szybciej.

A co jest dla Pana ważniejsze: atak czy obrona?
- Na pewno obrona. Choć muszę przyznać, że gdy byłem jeszcze zawodnikiem, to zdecydowanie lepiej czułem się w ataku (śmiech). Tak naprawdę jednak uważam, że trzeba znaleźć odpowiednie proporcje. Bo nie da się wygrać bez zdobywania punktów, nawet dobrze broniąc.

Był Pan słynnym graczem, ale o trenerze Kurtinaitisie słyszało niewielu...
- Tuż po zakończeniu kariery koszykarskiej miałem propozycje, by zacząć pracę w Żalgirisie Kowno czy Lietuvos Rytas Wilno - najlepszych litewskich klubach. Ale wybrałem inny rodzaj pracy: przez 4,5 roku byłem ministrem sportu, zająłem się polityką. Dopiero po sześcioletniej przerwie wróciłem do koszykówki, pracowałem z drużynami młodzieżowymi Litwy (m.in. mistrzostwo świata z juniorami - przyp. M.L.), byłem asystentem w pierwszej kadrze, prowadziłem zespół Azerbejdżanu. Nie uważam, że nie spełniałem się jako trener.
Ale nie da się ukryć, że praca w ASCO Śląsku to jednak szansa na to, by się pokazać w Europie. Właśnie jako trener...
Na pewno jest to szansa. Ale też nie ma co ukrywać, że w profesjonalnej koszykówce rola trenera nie jest tak wielka, jak dawniej. Wiele zależy od pieniędzy. Nie masz dużego budżetu - zrobisz niewiele. Masz wielkie pieniądze - szansa na to, że się uda, jest dużo większa.

We Wrocławiu tych wielkich pieniędzy raczej nie ma...
- Wiem, jaka jest sytuacja, wiem, ile kosztują kolejne licencje graczy. Ale też jest dla mnie jasne, że przede wszystkim musimy mieć wartościowego rozgrywającego. Bez niego nic nie osiągniemy. Nawet z doskonałym trenerem.

Co jest prostsze: praca ministra sportu czy trenera?
- Dla mnie dużo lepsze jest prowadzenie drużyny. Gdy jesteś w polityce, jest wiele pracy biurowej, urzędniczej, posiedzenia rządu itd. Ja tęskniłem za boiskiem, za kontaktem ze sportem. Na pewno było to świetne doświadczenie, ale na powrót do polityki raczej się nie zanosi. Nigdy nie mówię nigdy, ale jednak wolę koszykówkę.

Jakie są najlepsze życzenia na nowy rok dla trenera ASCO Śląska Rimasa Kurtinaitisa?
- Przede wszystkim, żebym był zdrowy. Wtedy wszystko jest o wiele prostsze. Sukcesów w pracy trenerskiej, żeby jak najszybciej udało nam się wszystko poukładać w drużynie, bo to pierwszy krok do zwycięstw. Poza tym w tym roku jest olimpiada w Pekinie, na którą wybieram się z kadrą Litwy. Tam też liczę na zwycięstwa.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto