ASCO Śląsk Wrocław - Prokom Trefl Sopot 92:85. Fantastyczna trójka: Atkins, Martin i Stević.
Za takie mecze kibice we Wrocławiu kochają koszykówkę. Po raz pierwszy w tym sezonie w hali Orbita czuć było atmosferę wielkiego wydarzenia. Pełne, żywo reagujące trybuny oszalały po ostatniej syrenie, bo gracze ASCO Śląska wreszcie przerwali czarną serię porażek z ekipą z Sopotu. Ostatni raz wygrali z tym rywalem w maju 2004 roku. Wczoraj znowu byli górą.
Początek nie zapowiadał tak fantastycznego zakończenia. Prokom prowadził 9:0 i 20:10 (wystawienie Giedraitisa w pierwszej piątce do krycia Gurovicia okazało się nieporozumieniem) i całkowicie zdominował wydarzenia na parkiecie. Rywale grali po profesorsku, a wrocławianie i w obronie, i w ataku, sprawiali wrażenie całkowicie zagubionych.
Na szczęście taki stan rzeczy trwał tylko przez kilka minut. Wrocławian poderwał Torrell Martin, który zaczął seriami trafiać za trzy punkty. Do przerwy zaliczył 5 trójek na sześć prób, doprowadzając do furii trenera gości Tomasa Paceasa.
Ale prwadziwe problemy miał Prokom miał z rozgrywającymi. Z powodu kontuzji nie mógł wystąpić Christos Harissis, a Igor Milicić nie tylko popełniał proste błędy, ale też szybko łapał faule. A w końcówce nie grał z powodu kontuzji.
Wrocławianie doskonale to wykorzystali - kryli agresywnie na całym parkiecie (świetne posunięcie trenera Rimasa Kurtinaitisa), notując dużą liczbę przechwytów. Gdyby nie kilka niecelnych rzutów w banalnie prostych sytuacjach, już do przerwy prowadziliby przynajmniej 10 punktami.
W drugiej połowie emocje sięgnęły zenitu. Gospdoarze prowadzili różnicą 9 punktów (69:60), by stracić całą przewagę (prowadzenie Prokomu 4 oczkami) i dobić rywala w ostatnich minutach. To było jak egzekucja - mistrz Polski był po prostu bezradny.
- To był świetny mecz dla kibiców, ale nie dla nas. Popełnilismy masę prostych, wręcz głupich błędów. Poza tym nie da się wygrać bez rozgrywającego. Na tej pozycji koniecznie musimy się wzmocnić - podkreślał Tomas Pacesas, szkoleniowiec Prokomu. - Mieliśmy wiele szczęścia, bo Prokom z jeszcze jednym rozgrywającym byłby o wiele groźniejszy. Ale to zwycięstwo bardzo cieszy i potwierdza, że zmierzamy w dobrym kierunku. Niech Tomas się nie martwi, ma dobry zespół - odpowiadał Rimas Kurtinaitis, trener ASCO Śląska, a prywatnie przyjaciej Pacesasa.
Mecz miał trzech bohaterów - prowadzacego grę Rashida Atkinsa, walczącego pod koszami (z rozbitą głową) Olivera Stevicuia i Torrella Martina (7/11 za trzy punkty). - W naszym systemie gry każdy ma swój czas. Ja miałem go wczoraj. Te trójki to nie jest jakieś zaskoczenie, bo wiem, że potrafię rzucać z dystansu. Choć do tej pory w karierze lepszego wyniku nie miałem. Kiedyś trafiłem trafiłem 7 trójek, ale nigdy więcej - śmiał się Torrell Martin.
15-12-9 to liczba punktów, asyst i przechwutów, które zaliczył wczoraj Atkins.
MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?