Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szli po Polskę

Jacek Harłukowicz, Wojciech Szymański
Jerzy Woźniak jest prezesem Rady Kombatantów zrzeszającej środowiska kombatanckie z całego świata. Po wojnie był więźniem stalinowskim. Skazany na karę śmierci spędził w więzieniu 9 lat, zrehabilitowany w 1993 roku.
   FOT. TOMASZ HO£OD
Jerzy Woźniak jest prezesem Rady Kombatantów zrzeszającej środowiska kombatanckie z całego świata. Po wojnie był więźniem stalinowskim. Skazany na karę śmierci spędził w więzieniu 9 lat, zrehabilitowany w 1993 roku. FOT. TOMASZ HO£OD
Wojenne drogi: w AK i dywizji kościuszkowskiej Ich losy raz na zawsze określił wybuch II wojny światowej. Mieli po kilkanaście lat, wchodzili w dorosłość, jakiej sobie nie wyobrażali.

Wojenne drogi: w AK i dywizji kościuszkowskiej

Ich losy raz na zawsze określił wybuch II wojny światowej. Mieli po kilkanaście lat, wchodzili w dorosłość, jakiej sobie nie wyobrażali. Walczyli o tę samą sprawę – wolną Polskę – choć ich drogi były różne

1 września 1939
Jerzy Woźniak zdał maturę. Był na wsi w domu rodziców w okolicach Rzeszowa. – Wojna wisiała na włosku. A i tak był to wstrząs – opowiada. 1 września na niebie pojawiły się niemieckie samoloty. – Strach i przerażenie – tak wspomina ten dzień. W ósmym dniu wojny Niemcy byli już w jego rodzinnej miejscowości. Rozpoczęła się okupacja.

17 września 1939 roku
Wschodnią granicę Polski przekroczyła Armia Radziecka. – Poczta pantoflowa przyniosła prawdę: Rosjanie byli drugą wrogą armią, która wkroczyła na terytorium Polski.
W październiku rozpoczęły się tajne komplety. Potem była konspiracja. – Przez nasz dom przewinęło się wielu oficerów, którzy zmierzali na Węgry. Wtedy zobaczyłem pierwsze podziemne pisma i broszury – wspomina.

Lata 1941/1942
Woźniak zostaje przyjęty do Związku Walki Zbrojnej. – To już była licząca się organizacja – mówi.
W okupowanej Polsce trwają represje. Aresztowania, wywózki do obozów, na roboty do Niemiec. W roku 1942 gestapo aresztuje matkę Woźniaka. Jemu udaje się uciec. Od tego czasu ukrywa się.

Rok 1943
– Skończyłem podziemną szkołę podchorążych. Rozpocząłem działalność w strukturach Armii Krajowej – opowiada Woźniak. Odpowiada ze osłonę radiostacji podokręgu Rzeszów AK.
– W tym czasie Niemcy rozpoczęli akcję propagandową związaną z odkryciem mogił oficerów polskich w Katyniu. Wiedzieliśmy, że olbrzymia grupa naszych żołnierzy, wzięta do niewoli w roku 1939, nie znalazła się w armii gen. Andersa. Ale wtedy nie budziło to jeszcze najgorszych podejrzeń – mówi Woźniak.
W roku 1943 Niemcom Polacy nie chcieli wierzyć.
– Ale potem byliśmy coraz bardziej pewni, że za zbrodnią stoi NKWD.

Rok 1944
– Na początku sierpnia wybuchło powstanie w Warszawie. Dostaliśmy rozkaz, by zorganizować grupę, która miała iść z odsieczą. Nikt do Warszawy nie dotarł, choć działania w ramach akcji Burza na Rzeszowszczyźnie były jednymi z najsilniejszych w kraju.
Pod koniec roku żołnierze AK otrzymali rozkaz rozformowania oddziałów.
– Ukryliśmy broń. Wróciłem do domu. Stacjonował u nas dowódca pułku radzieckich gwardzistów. Pewnego dnia ostrzegł mnie, że idzie po mnie NKWD. Uciekłem – opowiada Jerzy Woźniak. Rozpoczęły się aresztowania byłych akowców. Według wielu relacji świadków, w Przemyślu Rosjanie przebierali akowców w niemieckie mundury i wywozili w głąb Rosji jako jeńców.
Pod zmienionym nazwiskiem – jako Jerzy Nowak – Woźniak zaczął pracować w piekarni w Rzeszowie.

Rok 1945
Na początku roku rozstrzelano dowódcę i kapelana byłego oddziału Woźniaka. – To już robił Urząd Bezpieczeństwa. Byliśmy zagubieni i przestraszeni.
W styczniu Rosjanie wyzwolili Kraków i zaczęli pochód na Wrocław. W lutym Woźniak znalazł się w Krakowie i rozpoczął studia prawnicze na UJ. W marcu dotarła do niego wiadomość o podstępnym wywiezieniu do ZSRR przywódców Polskiego Państwa Podziemnego. Z Krakowa wyjechał w maju 1945 roku.

Rok 1945, maj
– Wielka radość i poczucie olbrzymiej tragedii. Rosjanie nie respektowali żadnych praw żołnierzy AK, którzy przecież walczyli z Niemcami – wspomina Woźniak. Nadzieja, że zachodni alianci wywrą nacisk na ZSRR, prysła.
– Niemcy zostali pokonani. Ale Polska straciła suwerenność. Salw, które oznajmiły koniec wojny, gen. Leopold Okulicki słuchał w radzieckim więzieniu na Łubiance. Podobnie jak tysiące kolegów z AK – kończy Jerzy Woźniak. •

1 września 1939 roku
Czesław Długosz miał 14 lat. Wraz z rodzicami mieszkał w Zdołbunowie na Wołyniu. – Rozpoczynał się rok szkolny. Przyszliśmy do szkoły. Na boisku były już przygotowane okopy – wspomina 80-letni dziś Długosz. Nad miastem pojawiły się niemieckie samoloty, próbujące zniszczyć znajdującą się tam parowozownię.

17 września 1939 roku
Do Zdołbunowa wkroczyli Rosjanie. Zwołali zebranie pracujących tam kolejarzy. Wśród nich był ojciec pana Czesława, zdemobilizowany uczestnik wojny polsko-bolszewickiej. 11 kolejarzy aresztowano pod zarzutem współpracy z polskim wywiadem. Był 18 września 1939. – Ostatni raz widziałem ojca około 20 września, gdy pocztą pantoflową dowiedzieliśmy się, że jest w więzieniu w Równem – wspomina.
13 kwietnia 1940 roku Długoszów wywieziono do północnego Kazachstanu.
Na miejsce dotarli po dwóch tygodniach jazdy pociągiem. W Kazachstanie Czesław Długosz spędził trzy lata.

Lata 1941/1942
W 1941 roku próbował dostać się do armii gen. Andersa, ale w biurze werbunkowym uznano, że jest za młody. Te lata to dla Czesława Długosza głównie ciężka praca w tajdze.

Rok 1943
W 1943 roku, kiedy zaczęła się formować I Dywizja im. Tadeusza Kościuszki, Długosz w końcu wstąpił do wojska. – Wezwano nas do Wojenkomatu, czyli czegoś na kształt dzisiejszej Wojskowej Komisji Uzupełnień i pytają: Chcesz służyć w polskiej armii? Kto by nie chciał! Miałem wtedy 17 lat – wspomina. Zaraz po wcieleniu ruszyli w stronę frontu.
– Po dwóch dniach jazdy pociągiem budzimy się, a na peronie spaceruje polski żołnierz. Z biało-czerwoną opaską na rękawie. To był najbardziej wzruszający moment w całym moim życiu – przyznaje pan Czesław, nie kryjąc łez.
Potem była bitwa pod Lenino. – 11 października 1943 roku po raz pierwszy wydano nam osobiste opatrunki, dwie paczki amunicji, granaty – dwa zaczepne i dwa obronne – oraz racje żywieniowe. Miałem stracha, bo czym innym były ćwiczenia, a tu od wystrzałów artyleryjskich aż się ziemia trzęsła – niechętnie wspomina Czesław Długosz.

Rok 1944
W Lublinie odbyła się jedna z pierwszych parad wojskowych. – Miałem służbę i nie brałem w niej udziału – mówi Długosz.
15 września 1944 roku I Dywizja Piechoty była pod Warszawą. Jej żołnierze przybyli wspomóc powstańców, w których rękach znajdowała się znaczna część Czerniakowa. Długosz jest dumny z tego, że w 1945 roku brał udział w wyzwalaniu stolicy. Ale podczas styczniowej defilady znów miał służbę.

Rok 1945
Z Warszawy dywizja ruszyła na Bydgoszcz, Piłę, Wałcz i Siekierki. – Tam już cały czas była walka. I tym razem szczęście już mi nie dopisało – wspomina. Sierżant Długosz po przedostaniu się na zachodni brzeg Odry zostaje ciężko ranny w obie nogi. Życie zawdzięcza kolegom. Przetransportowany na ,,polski” brzeg rzeki trafia do szpitala polowego w okolicach Złotowa. Przez kilka dni prześladowała go myśl, że nogi trzeba będzie amputować. Udało się je uratować.

8 maja 1945 roku
Był w szpitalu polowym, kiedy pewnej nocy rozległy się strzały. Myśleli, że to niedobitki niemieckich band. – A to były strzały na wiwat. Wojna się skończyła – mówi pan Czesław. – Pierwsze, o czym pomyślałem, to rodzina. Ojca już nigdy nie zobaczyłem. Potem dowiedziałem się, że zginął na posterunku w Egipcie. Matkę i siostrę spotkałem dopiero latem 1946 roku w Szczecinie, gdzie je przesiedlono. •

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto