MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Sposób na pojednanie

Mirosława Szychowiak
KUROPATNIK pow. STRZELIN Moja przygoda z muzyką zaczęła się w dzieciństwie. Cała rodzina była muzykalna i ja już w szkole podstawowej próbowałem grać na fisharmonii.

KUROPATNIK pow. STRZELIN Moja przygoda z muzyką zaczęła się w dzieciństwie. Cała rodzina była muzykalna i ja już w szkole podstawowej próbowałem grać na fisharmonii. Ojciec grał na skrzypcach, brat na mandolinie, ja na klawiszowcu i razem uświetnialiśmy każdą większą uroczystość domową lub kościelną - wspomina ksiądz Norbert Łukaszczyk z Kuropatnika.

Ksiądz Norbert Łukaszczyk z Kuropatnika to niezwykle barwna postać. Przepełniony entuzjazmem nieustannie zadziwia nie tylko mieszkańców swojej rozległej parafii. Niespożyta energia nie owocuje jedynie na gruncie muzycznym (sportowe upodobania i sukcesy piłkarskiej drużyny z Kuropatnika udokumentowane są dyplomem umieszczonym przy bocznym ołtarzu kościoła). Oprócz duchowego powołania i wielu zainteresowań - największą pasją księdza jest muzyka.

Kocham chóry

Będąc w seminarium grałem w kleryckiej orkiestrze symfonicznej - przypadły mi w udziale skrzypce, przed ukończeniem szkoły graliśmy już naprawdę poważne utwory. W Złotoryi, gdzie rozpocząłem pracą kapłańską w 1958 roku - założyłem 49-osobowy chór męski, podzielony na 6 głosów. Po trzech latach przeniesiono mnie do Strzelina - tutaj również prowadziłem chór męski (członkowie tamtego chóru żyją do dzisiaj).

Za komuny

- Wtedy w Kuropatniku jeszcze parafii nie było - wspomina Norbert Łukaszczyk - komuniści byli u szczytu władzy i nie godzili się na powstawanie nowych parafii, ale po wielu apelacjach miejscowej ludności w końcu się ugięli i powołano mnie na proboszcza w Kuropatniku. To był rok 1966 i od tego czasu, nieprzerwanie jestem tutaj. Ludność tutejsza jest napływowa, pochodzi z wielu odległych stron, ze wschodu, zachodu i centralnej Polski. Rozpoczynając pracę duszpasterską, zastanawiałem się jak ich scalić i doszedłem do wniosku, że dokonam tego poprzez wspólny śpiew i muzykę.

Skarby na strychach

- Chodząc po kolędzie, pytałem w każdej rodzinie - słuchajcie, czy nie ma na waszych strychach poniemieckich instrumentów? Okazało się, że były. Zakurzone trąby i puzony oddawałem do renowacji i uzbierało się dziewięć instrumentów. W nauce gry pomagał mi ówczesny organista, który grał kiedyś na trąbce i tak utworzyliśmy pierwszy zespół muzyczny - był to rok 1969. Jak zagraliśmy pierwszy raz na pasterce, to ludzie w kościele się popłakali. Tak wielkie i głębokie było to dla nich przeżycie. Od razu po tym pierwszym występie, ogłosiłem w kościele nabór do chóru mieszanego, ich serca były przepojone takim wzruszeniem, że zgłosiło się bardzo dużo osób, około 80 ludzi. Nikt z nich nie znał nut, więc podzieliłem ich na sekcje: tenory, basy, soprany i śpiewali na wyczucie.

W czasie mszy

Po kilkunastu próbach zaczęła wychodzić jako taka polifonia i to się im spodobało - na próbach jak dyrygowałem było dobrze, problem się zaczął podczas mszy. Ja nie mogłem dyrygować, bo byłem przy ołtarzu. Wpadłem więc na pomysł, że zamiast uczyć śpiewu chóru, to na każdej mszy poświęcę kilka minut z kazania na to, żeby uczyć cały kościół śpiewu. Kazanie zamiast trwać 20 minut, trwało 10, ale następne 10 wykorzystałem na śpiew całego kościoła. Ja dyrygowałem, organy dawały melodie. Tak jest tak do dzisiaj, z tym, że trudniejsze wiodące partie wykonuje chór (aktualnie 29-osobowy).

Było mi za mało

- Ale za mało mi było chóru i orkiestry dętej i pomyślałem o powołaniu do życia zespołu smyczkowego, który byłby dopełnieniem całości - uśmiecha się ksiądz proboszcz. - We Wrocławiu mieszka znajomy, który naprawia instrumenty wszelkiego rodzaju i ja jemu powiedziałem - Panie Stefanie, jeżeli zobaczy pan na giełdzie stare skrzypce, proszę je kupić - ja zapłacę, a pan będzie je naprawiał”. On kupował te skrzypce, naprawiał, a ja z kasy kościelnej mu płaciłem i mamy dzisiaj 12 skrzypiec. Następnie trzeba było zaangażować dziewczęta, które by na nich grały - wyłowiłem ze szkół podstawowych i gimnazjów dziewczynki z dobrym słuchem, dzisiaj one już lepiej grają ode mnie. Teraz jak gramy razem, to jest prawdziwa symfonia, orkiestra dęta, orkiestra smyczkowa, chór, ludzie w kościele i organy - coś pięknego.

Przyjeżdżają z daleka

Pasterki u nas są nadzwyczajne - inne niż zwykle, przyjeżdżają ludzie z bardzo odległych stron, jest taka masa samochodów, jakby zjechała się najwyższa władza z ochroną - przyjceżdżają wysłuchać co to się dzieje - nasza muzykalna parafia jest już znana w kilku województwach. A rozpoczynamy tak - orkiestra początkowo przebywa w budynku sąsiadującym z kościołem, w kościele palą się tylko lampki na choinkach i nagle z zewnątrz dochodzi jakby echo z gór, melodia „Cicha noc” i ja na tym tle mam kazanie - coś cudownego. Tutaj trzeba przyjechać i przekonać się, co to za przeżycie - cieszy mnie, że to co robiłem i robię przez wszystkie lata - sprawdziło się, że pojednało ludzi. To co robię - robię przecież dla nich.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Lady Pank: rocznica debiutanckiej płyty

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto