Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Niemiecki dziennik rozpętał dyskusję nad zwrotem dzieł sztuki, które zaginęły w czasie II wojny światowej

Justyna Kościelna, Hanna Wieczorek
Fot.spgw Prezydent Rafał Dutkiewicz ma wątpliwości, czy przyjazd Berlinki do Wrocławia jest dobrym pomysłem
Fot.spgw Prezydent Rafał Dutkiewicz ma wątpliwości, czy przyjazd Berlinki do Wrocławia jest dobrym pomysłem
Berlinka spogląda na Wrocław Umiemy przecież zmobilizować się, kiedy w grę wchodzi pozyskanie prawdziwych skarbów. Dowiedliśmy tego. Na zakup breslauerskiego złota z Bremy zrzuciły się nawet dzieci z przedszkola przy ...

Berlinka spogląda na Wrocław
Umiemy przecież zmobilizować się, kiedy w grę wchodzi pozyskanie prawdziwych skarbów. Dowiedliśmy tego. Na zakup breslauerskiego złota z Bremy zrzuciły się nawet dzieci z przedszkola przy ulicy Sienkiewicza, które zorganizowały akcję „Złotówka dla Złota”.
Awantura o zabytki wybuchła po publikacji dziennika „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Polacy odczytali tekst jednoznacznie: Niemcy domagają się zwrotu tzw. Berlinki, czyli bezcennego zbioru manuskryptów, które przechowywane są w Bibliotece Jagiellońskiej. Nikt nie zaprzecza, że przed wojną zbiór należał do Pruskiej Biblioteki Państwowej w Berlinie. Jak znalazł się w Polsce?

Wielka tajemnica
Właśnie skończyła się wojna. Polscy muzealnicy trafili do Krzeszowa pod Wałbrzychem. Tam, na kościelnych strychach, znaleziono stare księgi z pieczęciami Berlinki. Nikt nie chwalił się odkryciem. W tajemnicy przewieziono zbiory do krakowskiej Jagiellonki. Wszyscy milczeli, bo bali się, że manuskrypty skonfiskuje NKWD i wywiezie daleko w głąb Rosji. I bezcenne rękopisy Mozarta, Bacha, Beethovena, Schumanna, Haydna, Goethego, Schillera, Herdera przepadną w sowieckich magazynach.
Tajemnicę udało się zachować mniej więcej dziesięć lat. Potem trzeba było przyznać się, że Berlinka jest w Krakowie. Jednak za żadne skarby władze – wtedy jeszcze komunistyczne – nie chciały się jej pozbyć. Z rzadka jakiś VIP przekazał enerdowskiemu przyjacielowi cenny manuskrypt, oczekując stosownego rewanżu (np. w 1977 r. Edward Gierek oddał Erichowi Honeckerowi oryginały partytur Mozarta, Bacha i Beethovena).
Od czasu do czasu jakiś PRL-owski minister wpadał na rewelacyjny pomysł rozwiązania problemu. Do najciekawszych należy plan Mariana Orzechowskiego, wrocławskiego politologa, a w latach 80. ministra spraw zagranicznych. Wymyślił on, że Berlinkę należy przejrzeć i podzielić według miejsca powstania zabytków. A potem oddać zgodnie z kryterium narodowościowym. Na przykład do NRD miały powędrować mapy i rękopisy niemieckie, do Chin – rękopisy i księgi chińskie. Długo jeszcze można byłoby tak wyliczać. Podobno nawet Brazylijczycy skorzystaliby na tym rozwiązaniu – dostaliby kilka co cenniejszych eksponatów jako spłatę zadłużenia za import kawy.

Gdy runął mur
Rok 1989 to początek nowej epoki, także w sprawie Berlinki. Już trzy lata po przełomie rozpoczynają się rozmowy na temat jej przyszłości. Nie zakończyły się do dzisiaj, choć kilka razy wydawało się, że rozwiązanie jest blisko.
Pod koniec lat 90. zadeklarowaliśmy, że oddamy zbiory – bez najcenniejszych manuskryptów – pod warunkiem, że Niemcy utworzą fundację, która będzie skupowała rozsiane po świecie polonica. Rozbiło się o pieniądze. Polska chciała, by przeznaczyć na to dwa miliardy euro, Niemcy dawali tylko 250 milionów. Dwa lata temu negocjacje ostatecznie utknęły w martwym punkcie. Obie strony oskarżają się o blokowanie rozmów. Potwierdza to zresztą ostatnia, czwartkowa wypowiedź Anny Fotygi. Minister spraw zagranicznych stwierdziła: „To Polska ma roszczenia wobec Niemiec. Niemcy mogą liczyć na nasz gest (w sprawie Berlinki – przyp. red.), ale na pewno nie w takiej atmosferze i w taki sposób, który kwestionuje powojenny porządek”.
Gabriele Lesser, korespondentka dziennika „Tageszeitung”, otwarcie krytykuje posunięcia negocjatora ds. zwrotu niemieckich dzieł sztuki prof. Tono Eitela. Jej zdaniem pertraktacje od samego początku były prowadzone fatalnie.
– Jednak równie złym pomysłem jest ciągłe mówienie, że dobra niemieckie są dla Polski rekompensatą za zniszczenia wojenne. Trzeba wypracować nowe kompromisy – mówi. – Eitel ciągle powołuje się na konwencję haską, ale przecież nie chodzi o rozwiązania prawne, bo w grę wchodzą przede wszystkim rozgrywki polityczne. Niemcy powinni przede wszystkim zacząć od publicznego przyznania, że podczas wojny zniszczyli polskie dziedzictwo narodowe. A potem można siadać do rozmów.

Wrocław jak diabeł z pudełka
Artykuł w „FAZeitung” rozpętał dyskusję na nowo. Najbardziej zaskakującym jej wątkiem jest propozycja, by Berlinkę przenieść do Wrocławia.
Maciej Łagiewski, dyrektor Muzeum Miejskiego Wrocławia, ostrożnie podchodzi do tego pomysłu. – Warto ściągać do nas wszystko, co zwiększa atrakcyjność kulturalną miasta – mówi. – Choć prezentacja rękopisów jest bardzo trudna.
Opowiada, że najcenniejsze manuskrypty pokazuje się w zaciemnionych pomieszczeniach, w których jedynie gabloty są podświetlane w specjalny, bezpieczny dla ksiąg sposób. – W Heidelbergu widziałem maszynę, która codziennie przewracała jedną stronicę średniowiecznej, pięknie iluminowanej kroniki – wspomina. – To bardzo kosztowne urządzenie.
Poza tym Maciej Łagiewski nie wierzy, by jakikolwiek bibliotekarz czy muzealnik chciał wypuścić z rąk tak cenny zbiór jak Berlinka. Jest jednak za tym, by skarby literatury i muzyki niemieckiej przechowywać i wystawiać w Polsce.
Jeśli możemy pomarzyć, że Berlinka trafi do nas, to zapewne znalazłaby się w Ossolineum. Niestety, doktor Adolf Juzwenko nie komentuje takich pomysłów. Jest na urlopie. Zaskakującą opinię wygłosił natomiast prezydent Rafał Dutkiewicz, który wcale nie pali się, by Wrocław gościł wspaniałe manuskrypty. Tłumaczy, że nie chce, by stolica Dolnego Śląska była kojarzona wyłącznie z niemiecką historią i kulturą.
– Ten pomysł może być rozpatrywany wyłącznie jako projekt ponadwrocławski, a nawet wielonarodowy – podkreśla rzecznik prezydenta Marcin Garcarz. – Wrocław poprzez swoją historię jest miejscem, w którym spotykają się różne kultury. Wrocławianie utożsamiają się właśnie z tą wielokulturową historią i tradycją. Dlatego miasto nie powinno kojarzyć się z prezentacją zbiorów pokazujących tradycję tylko jednego narodu.
Dlatego Berlinka mogłaby u nas się rozgościć wyłącznie pod warunkiem, że jej ekspozycją zająłby się ośrodek o szerokim, europejskim zasięgu. A na jego uruchomienie miasta po prostu nie stać.
Adam Krzemiński, publicysta i znawca Niemiec, nie ma czasu na rozmowę, jest właśnie w Berlinie. – A o co chodzi?
– O Berlinkę...
– Powinna trafić do was. Powinna pojechać do Wrocławia jako wspólna, polsko-niemiecka własność.

73 bezcenne pergaminy
7 października 1939 roku do siedziby stołecznego Archiwum Głównego Akt Dawnych zapukał dr Erich Randt (przedwojenny dyrektor Pruskiego Archiwum Państwowego). Zażądał kluczy do magazynów i rozpoczął przygotowania do wywozu najcenniejszych dokumentów. Polacy próbowali bronić eksponatów – Archiwum Koronnego oraz akt Kancelarii Królewskiej. 17 grudnia 1940 r. po zbiór zgłosił się nazistowski urzędnik. Z niemiecką pedanterią przygotowano spis zdawczo-odbiorczy i dokumentację fotograficzną. A było co dokumentować. Naziści zagrabili 74 pergaminowe dokumenty, najwcześniejsze z początku XIII wieku! Wszystkie dotyczyły historii stosunków między Polską a Zakonem – pokazywały triumfy oraz wielkie klęski Krzyżaków. Akta te dostał w 1525 roku Zygmunt Stary – podczas hołdu lennego – od ostatniego wielkiego mistrza Albrechta Hohenzollerna. Początkowo leżały na Wawelu w Archiwum Koronnym. Z Krakowa do Warszawy przeniósł je Stanisław August Poniatowski i złożył w Archiwum Rzeczypospolitej.
Po wojnie pergaminy odnaleziono w Getyndze. Polska już w 1948 roku zażądała ich zwrotu. Bezskutecznie. Podobnie potraktowano późniejsze wystąpienia – także ostatnie, z 1992 roku. Obecnie dokumenty (73 – jeden z nich po wojnie zaginął) przechowywane są w zbiorach Tajnego Archiwum Pruskiej Fundacji Kultury w Berlinie–Dahlem.
W tym roku Główna Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu IPN wystąpiła do Prokuratury Krajowej z formalnym wnioskiem o zabezpieczenie dla celów procesowych Archiwum Zakonu Krzyżackiego.

Faszystowska grabież
W 1939 roku do Polski zjechało kilka grup nazistowskich specjalistów, których jedynym zadaniem było „zabezpieczenie” zabytków znajdujących się w muzeach, prywatnych kolekcjach, kościołach, cerkwiach i synagogach. Na pierwszy ogień poszły takie dzieła,
jak ołtarz mariacki, obrazy na drzewie Hansa Kulmbacha z kościoła Mariackiego w Krakowie, obrazy Rafaela, Leonarda da Vinci i Rembrandta. Do dzisiaj nie wrócił do Polski na przykład „Portret młodzieńca” Rafaela.
Zaraz po zakończeniu wojny ministerstwo kultury oszacowało, że wywieziono dobra o wartości 100 milionów dolarów. Dokumentowanie strat było możliwe właściwie dopiero po 1989 roku. Materiałem wyjściowym była dokumentacja zgromadzona w latach 1945-1951. Niestety, tylko niewielka jej część przetrwała do dziś. Pieczołowicie sporządzona lista zaginionych zabytków liczy 60 tysięcy pozycji, jednak nie jest ona, i zapewne nigdy nie będzie, pełna. Wojenne straty muzeów ocenia się na 20 527 obiektów, osób prywatnych – 11 537, kościołów i związków wyznaniowych – 14 623. Do przeszło 10 000 obiektów udało się zgromadzić także dokumentację ikonograficzną.
Spisy te nie obejmują innych strat, na przykład zaginionych i zniszczonych książek. Do tej pory udało się udokumentować straty ponad 40 000 bibliotek. Ministerstwo szacuje straty na około 50 milionów tomów. W tym zabytki piśmiennicze o szczególnej wartości. Takie, których dzisiaj nie da się odtworzyć ani odkupić.
Na stronach internetowych ministerstwa można obejrzeć niewielką część poszukiwanych zabytków. Jest też – znacznie mniejszy – dział poświęcony dziełom odzyskanym, w większości dzięki staraniom pracowników ministerstwa, polskiej dyplomacji oraz różnym fundacjom.
Odnalezione po latach: Historia grabieży cennych zabytków odnotowuje też niesłychane przypadki. Obraz „Śmiejący się mężczyzna” z drugiej połowy XVIII wieku został zwrócony na mocy testamentu niemieckiego żołnierza, który w 1944 r. wywiózł go z Warszawy. Na zdjęciach również rzeźba Głowa Młodzieńca, odnaleziona w Stanach Zjednoczonych i hełm turbanowy.
Rozsiane po całym świecie: Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego szacuje, że przeszło
60 tysięcy obiektów zostało rozkradzionych z Polski, przy czym rejestr ten nie jest i pewnie nigdy
nie będzie kompletny. Z kraju wywieziono biżuterię, starożytne wykopaliska, meble i sprzęty, monety, obrazy.

od 7 lat
Wideo

Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto