Nabiła nam Śliwę

Rozmowa z Agnieszką Starzyk, siatkarką Impel Gwardii

* Jak można nazwać Waszą niedzielną porażkę w Krakowie? Wpadką?
- Myślę, że nieudanym meczem. Nic nam nie wychodziło, również taktycznie. Miałyśmy nie serwować na libero, a która nie poszła na zagrywkę, to trafiała właśnie w libero. Brakowało też ataku kończącego, ale właśnie jesteśmy po treningu na siłowni, więc może w niedzielę będziemy już mieć więcej siły. Bo nie wydaje mi się, by chodziło o zlekceważenie przez nas rywalek. W każdym razie wyszło głupio. Przed meczem dostałyśmy nowe stroje, nowe buty, pojechałyśmy się w nich pokazać i wróciłyśmy do domu.
* A może pojechałyście do Krakowa za późno, bo dopiero w dniu meczu?
- Nie, to nie miało wpływu. Wisła nie chciała nam udostępnić hali. Z tego co wiem, ani dzień wcześniej, ani rano w dniu spotkania. A trenowanie w innym tamtejszym obiekcie mijało się przecież z celem. Poza tym Kraków nie jest aż tak daleko, byśmy wyszły z autokaru połamane.
* Zdania jednak nie zmieniam. Personalnie jesteście najmocniejszą ekipą w I lidze.
- I ja tak myślę. W Krakowie swoje zrobiła po prostu Magdalena Śliwa, świetnie rozrzucając piłki do w sumie nie najlepszych atakujących. Gdyby nie ona, wygrałybyśmy ten mecz. Bo w Wiśle mają dobrą rozgrywającą, a nie bardzo dobry zespół. To Śliwa gubiła nasz blok. No i zgubiła całą naszą drużynę.
* Czuje Pani tremę przed niedzielną inauguracją sezonu we Wrocławiu (niedziela, godz. 17, Orbita, z Piastem Szczecin).
- Nie, bardziej myślę o tym, żeby mecz wygrać. Mały stres był przed meczem w Krakowie, ale już minął.
* A studia we Wrocławiu już Pani podjęła?
- Właśnie kompletnie nie mam na to czasu, by przenieść papiery z Politechniki Częstochowskiej, gdzie zaliczyłam trzy lata. W każdym razie chciałabym trafić na wrocławską AWF i rozpocząć zaocznie studiowanie fizjoterapii.