MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Miłość Adama

SKI
Adam Małysz z pomocą dwóch dziennikarzy (Sebastian Szczęsny i Maciej Kurzajewski) napisał dla swoich wiernych fanów książkę pt. “Moje życie”. Ujawnia w niej wiele pikantnych szczegółów ze swej biografii.

Adam Małysz z pomocą dwóch dziennikarzy (Sebastian Szczęsny i Maciej Kurzajewski) napisał dla swoich wiernych fanów książkę pt. “Moje życie”. Ujawnia w niej wiele pikantnych szczegółów ze swej biografii. Będziemy w każdy poniedziałek drukować obszerne fragmenty. Na początek wybraliśmy wspomnienia o miłosnych podbojach naszego Orła z Wisły.

Czy w czasach szkolnych były jakieś miłości?
- Trudno mi powiedzieć, żebym w szkole miał jakąś wielką miłość. W mojej szkole nie było to zresztą takie proste. Gdy Chłopakowi podobała się dziewczyna, natychmiast stawał się obiektem drwin i szyderstw ze strony kolegów. Nie daj Boże, żeby zobaczyli, że trzyma jakąś dziewczynę za rękę. O pocałunku już nie mówię. Ponadto moje zażyłe kontakty z płcią przeciwną ograniczała jeszcze jedna przyczyna: byłem bardzo nieśmiały i miałem pewien kompleks - niski wzrost.
Pamiętam, kiedyś pani zrobiła w szkole straszny konkurs. Siedzieliśmy w ławkach i trzeba było odpowiedzieć na pytanie, które było napisane na tablicy. Jeżeli chłopak nie znał odpowiedzi, za karę musiał pocałować jedną z koleżanek z klasy. Padło na mnie, oczywiście odpowiedzi nie znałem i stało się. Czerwony ze wstydu musiałem pocałować dziewczynę. Później miałem u kolegów “przechlapane”. Jak więc widać, szkolnych miłości nie było, tym bardziej, że większość czasu spędzałem na treningu lub zgrupowaniach.
Natomiast jak każdy chłopak podkochiwałem się w piosenkarkach.
Moją szczególną uwagę zwróciły dwie artystki: Sabrina i Samanta Fox. Jak nietrudno zgadnąć, imponowały mi szczególnie swym wyglądem. Miały, jak to się mówi, “czym oddychać”. A do tego jeszcze ładnie śpiewały. Z czasem jednak, poglądy na temat walorów kobiet nieco mi się zmieniły. Zacząłem zdawać sobie sprawę, że u kobiety nie tylko uroda jest ważna, ale także charakter. Właśnie to ujęło mnie u Izy.

Czyli była pierwszą wielką miłością?
- Moją żonę znałem od dzieciństwa. Jest ode mnie rok młodsza i chodziła do klasy z moim kuzynem. Pierwszy kontakt miałem z nią jjuż w szkole podstawowej. Potem ona poszła do liceum, ja zaś do zawodówki. I widywaliśmy się tylko od czasu do czasu. I to wyłącznie dlatego, że mieszkała obok mnie.
Jak się poznaliśmy? Za Izą zawsze biegał mój kuzyn. Za każdym razem, gdy graliśmy w piłkę i nagle usłyszeliśmy głos Grzegorza: “panowie, stop na chwilę!!!” - wszystko było jasne: szła Iza. Trzeba przyznać, że w szkole miała bardzo duże powodzenie. Poznałem ją na dyskotece w Koniakowie. Stało się to całkiem przypadkowo. Mianowicie mnie chciała z kolei poznać jej koleżanka. Podszedłem więc do nich, poznaliśmy się, ale Iza spodobała mi się zdecydowanie bardziej...Zaczęliśmy spędzać ze sobą coraz więcej czasu. I tak nasze uczucie powoli zaczynało kiełkować. Na początku pisałem do niej listy, wierszyki. Wprawdzie w szkole z języka polskiego najlepszy nie byłem, ale wypracowania potrafiłem pisać, toteż listy były moim polem do popisu. Takie oswajanie przyszłej narzeczonej trwało rok.

Najważniejszy moment w życiu każdego kawalera: oświadczyny. W jakich okolicznościach powiedział pan Izie, że chce, by za pana wyszła?
- Oświadczyłem się Izie w Zakopanem. Pojechaliśmy tam z moją siostrą i szwagrem. Powiedziałem Izie, że to zupełnie niezobowiązujący wyjazd, tłumacząc, że choć byłem w Zakopanem wiele razy, nigdy nie chodziłem po górach. Obiecałem więc mojej przyszłej narzeczonej, że pojedziemy pospacerować, wjedziemy kolejką na Kasprowy Wierch i pozwiedzamy. W rzeczywistości jednak cel był trochę inny, gdyż miałem sprytny plan. Już wcześniej kupiłem pierścionek z wygrawerowanym napisem - o ile dobrze pamiętam - “Kochanej Izabelce”. Trochę nie trafiłęm z rozmiarem: pierścionek okazał się za dużyi trzeba go było później przerabiać. Po przeróbkach z napisu już nic nie zostało. Jeździłem po pierścionek do Cieszyna, kombinowałem jak mogłem, by w sposób dyplomatyczny dowiedzieć się, jaki Iza ma rozmiar palca, a i tak w końcu nie trafiłem. . Ale wracając do tematu. Pojechaliśmy do Zakopanego, następnie kolejką na Kasprowy. Właśnie tam chciałem się oświadczyć. Okazało się jednak, że na górze panuje wyjątkowo nieprzyjemna pogoda. Wiał wiatr, sypał śnieg i do tego jeszcze mgła. Postanowiłem nieco zmodyfikowac swóju plan. Szybko zjechaliśmy na dół do centrum Zakopanego, a oświadczyłem się wieczorem, w pokoju hotelowym. Czy się tego spodziewała? Trudno mi powiedzieć, ale chyba była zadowolona. Wydaje mi się, że coś tam chyba przeczuwała, ale na pewno nie myślała, że stanie się to w Zakopanem. Zareagowała zresztą bardzo miło. Z tego, co pamiętam, rzuciła mi się na szyję i od razu powiedziała tak...Na pewno to było w pokoju, siedzieliśmy sobie i rozmawialiśmy. Oboje byliśmy trochę rozczarowani pogodą na Kasprowym Wierchu, bo to miało być tam, wysoko w górach, przy pięknym widoku, a tu nic z tego nie wyszło.

Jak przyjęli to rodzice? Wiedzieli o waszych zamiarach?
- Z rodzicami było zdecydowanie gorzej. I to zarówno z rodzicami Izy, jak i moimi. Byliśmy wtedy bardzo młodzi, ona miała 18 a ja 19 lat. Do spotkania z rodzicami Izy przygotowałem się odpowiednio. Przyszłemu teściowi kupiłem butelkę alkoholu, teściowej kwiaty i postanowiliśmy wyłożyć kawę na ławę. Rodzice byli trochę zszokowani wiadomością. Pytali się, czy aby nie za wcześnie, perswadowali, że dokąd się nam tak śpieszy i że może byśmy jeszcze zastanowili się nad tym krokiem. Niemniej przyjeli to bardzo dobrze.

By wytłumaczyć ich reakcję muszę jeszcze wspomnieć o jednej sprawie. Otóż zanim zacząłem spotykać się z Izą, ona miała chłopaka, z którym zerwała specjalnie dla mnie. Jej rodzice nie byli tym faktem zachwyceni i zapowiedzieli jej, że teraz nie chcą widzieć w domu żadnego kawalera. Nie powiem, żeby mnie wtedy nie lubili, ale podchodzili do mnie z lekkim dystansem. Natomiast wiadomość o planowanym małżeństwie przyjęli bardzo dobrze i musze przyznać, że w tej chwili nie mógłbym sobie wymarzyć lepszych teściów. Czasami, gdy się z Izą kłócimy, jej rodzice zawsze trzymają moja stronę, a Karolinka jej dosłownie ich oczkiem w głowie. Wtedy jednak dopiero dowiedzieli się o naszych małżeńskich planach. Wypiliśmy wspólnie herbatę i z moją przyszłą żoną zostawiliśmy ich samych w pokoju, żeby wszystko sobie przemyśleli.
Reakcja moich rodziców była bardziej gwałtowna: mamam się rozpłakała, a ojciec wyszedł z pokoju. Byli zszokowani, jednak po pewnym czasie na szczęście doszli do siebie i wszystko sobie przemyśleli. Ostatecznie wyrazili zgodę.

Wróćmy jednak do ślubu. Czy to było ogromne wydarzenie?
- Zanim pomaszerowałem do ołtarza, ani razu nie napadły mnie jakiekolwiek wątpliwości, czy aby na pewno dobrze robię, żeniąc się, i czy to nie za szybko. Tego, że chciałem się ożenić z Izą, byłem pewny na sto procent. Miałem jednak tremę. I to straszną. Nie wiedziałem, jak to będzie wyglądało, tylu ludzi, my przed ołtarzem. Byłem tak zdenerwowany, że dla odwagi wypiłem kieliszek alkoholu. Moje ciotki wpadły do pokoju z krzykiem: “Adam, dawaj, musisz wypić kielicha na odwagę i uważaj, żeby ci się nogi nie poplątały. Cóż było robić, wypiłem, choć musze przyznać, że wódki nie cierpię. Lubię sobie czasem piwko wypić, ale nie wódkę. Wtedy kieliszeczek pomógł, nieco mnie rozluźnił. W kościele poszło wszystko bez pomyłek i wpadek, po czym całe towarzystwo pojechało do remizy. Oj, zabawa była huczna, nie wszyscy wytrzymali do końca, tak to już na wielkich zabawach bywa. Były i tańce i różne konkursy, wydaje mi się, że wszyscy bawili się bardzo dobrze.

Jak minął okres oczekiwania na dziecko?
- O ciąży dowiedziałem się jeszcze przed ślubem na zgrupowaniu. Strasznie się z tego ucieszyłem. Muszę przyznać, że ciąża to był pewien środek do określonego celu. Byliśmy wtedy przecież bardzo młodzi i chcieliśmy wziąć ślub. Liczyliśmy się z tym, że ze względu na nasz wiek rodzice mogą nie wyrazić zgody. Kiedy jednak okazało się, że będziemy mieli dziecko, wiedzieliśmy już, że żadna przeszkoda na drodze do małżeństwo nie stanie. Ten ciąży nie traktujemy jako wpadki i czasem denerwuje nas, kiedy ludzie mówią: O, pobrali się, bo wpadli”. Nieprawda, my tego po prostu chcieliśmy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Oni dostali się do Europarlamentu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto