MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Królowa i czarodziejka

Krzysztof Kucharski
Fot. W. Wilczyński
Fot. W. Wilczyński
Co jest miarą wielkiego krawca? Ktoś wie? Ja myślę, że jednak metr. A jeśli nie on, to na pewno też coś, co się wiąże z cyframi, a zwłaszcza liczbami. - W 51 procentach jestem ekonomistką – mówi Ewa Minge ...

Co jest miarą wielkiego krawca? Ktoś wie? Ja myślę, że jednak metr. A jeśli nie on, to na pewno też coś, co się wiąże z cyframi, a zwłaszcza liczbami.

- W 51 procentach jestem ekonomistką – mówi Ewa Minge – a tylko w 49 procentach artystką. Ekonomiczny składnik mojej osobowości musi być silniejszy, bo inaczej artystka nie miałaby, co robić. Sukces na Schodach Hiszpańskich na chwilę urodził taką malutką myśl, że jednak bywam też artystką w 51 procentach.

Gorączka w upale

Do tej pory na te schody w Rzymie nie udało się wejść nikomu z polskich projektantów mody. Ewa Minge ucieszyła się, gdy została przyjęta przez autorytety Włoskiej Izby Mody. Do tego pokazu zgłasza się co roku z całego świata kilkuset projektantów. Polka przygotowała 15 sukien. 16 lipca roku 2003. Upał na placu Hiszpańskim pod legendarnymi schodami był nieznośny (39 stopni), choć dochodziła już godzina 21.00. Ewa Minge dostała miejsce w pierwszym rzędzie, ale nie mogła usiedzieć. Miała na sobie białą, ażurową sukienkę zrobioną na szydełku i poprzetykaną kolorowymi, cienkimi wstążeczkami. Od początku kręcił się koło niej tłum fotoreporterów. Była przekonana, że prowokuje ich ta jej prześwitująca kreacja.

- Co chwila ktoś mnie wołał po imieniu: Ewa, Ewa. Wstawałam i siadałam. Zastanawiałam się, skąd znają moje imię. Okazało się, że wcześniej prasa włoska o mnie pisała.
Ucieszyło ją, że kolekcja została zakwalifikowana do ostatniej części pokazu wśród najlepszych. Wargi zaczęła zagryzać, gdy wywoływano coraz słynniejszych projektantów, a jej ciągle jeszcze nie... Konkurowała, m.in. z Roberto Cavallim i RoccoBarocco.

- W sekundzie przelatywały mi przez głowę kombinacje różnych czarnych myśli. Dość abstrakcyjnych zresztą, - śmieje się projektantka - na przykład, że szef mojej ekipy się upił albo modelki porozłaziły się i nikt nie może ich znaleźć.

Prowadzący cały czas zapowiadali, że mają niespodziankę, coś nadzwyczajnego, co trzymają na sam finał...

Być królową

Dalej już się łatwo domyślić. To właśnie jej kolekcja była tą niespodzianką. Tłumy fotoreporterów i telewizyjnych kamer z całego świata. Wywiady, owacje, zdjęcia, pytania, gratulacje, uśmiechy, kwiaty, szampan, wszystko jak sen. Sen dziewczyny z pięknie położonego Pszczewa. Oglądałem go z lotu ptaka. W komputerze.

Ma tam w Pszczewie swoją firmę „Minge” i zatrudnia około stu osób. Ale Pszczew jeszcze się nią nie chwali. Może nie wie, że to, co szyją tam kobiety sprzedawane jest w Nowym Jorku i kawałku Europy. Przed paroma dniami Ewa Minge otworzyła we Wrocławiu salon firmowany jej nazwiskiem. Raczej nie uczestniczy w takich uroczystościach, ale wiosną tego roku na wrocławskiej gali „Moda i Uroda” dostała statuetkę „Osobowość Mody”. Wrocław ją trochę uwiódł.

- Nie zabiegam o sklepy w Polsce - szczerze wyznaje autorka sensacji. - Ja bardziej zabiegam o rynek zachodni. Nie wynika z tego, że ja nie lubię Polski. Raczej z tego, że moja ulubiona kolekcja jest bardzo droga. Nie na kieszeń Polek. Rzeczy, które będą we wrocławskim w salonie, na Zachodzie są przynajmniej sto procent droższe. W Nowym Jorku czy innym zachodnim mieście, mam możliwość sprzedawania kolekcji najdroższych. Prawdziwe haute couture może kupić na świecie tylko kilkadziesiąt osób. Tylko dla nich się to szyje. Mogę obiecać, że Wrocławiu też znajdzie się parę egzemplarzy za „normalne” pieniądze. Nie w cenie tysięcy euro czy dolarów.

Zaczarowała

Po sukcesie w Rzymie włoscy krytycy mody niemal chórem okrzyknęli ją jedną z liderek next couture. Oswojonym ze zwrotami haute couture, czy prét-a-porter trudno będzie przyjąć, że słowami next couture określa się nową generację, młodych „krawców”, którzy wyznaczają dziś najbardziej twórcze trendy w światowej modzie. Są oryginalni, wnoszą nie tylko świeżość, ale normalność. W Ewie M. Włosi docenili, że jest twórcza, na nikim się nie wzoruje i jest konsekwentna. Teraz jest na etapie tworzenia własnego domu mody. We Włoszech i w Polsce. Zajmie się tym ten sam agent, który wprowadzał na rynek Armaniego. Odrzuciła współpracę z samym Pierrem Cardinem, gdy do nas przyjechał. Teraz w Rzymie nie przyjęła propozycji Simonetty Gianfelice. Wyjątek zrobiła dla Angelo Vittiego, który pracuje przy filmie biograficznym o Federiku Fellinim, bo nie tylko zaprojektuje kostiumy, ale też... zagra.

W Polsce ma mocną pozycję, od lat ubiera kilkadziesiąt pań, wśród nich: Jolantę Kwaśniewską, Małgorzatę Walewską, Ninę Terentiew, Natalię Kukulska, Ewę Błaszczyk, Beatę Ścibakównę i Annę Korcz.

Na początku drogi przyjęła prostą zasadę: z jej salonów kobiety mają wychodzić ubrane, a nie poprzebierane za kogoś innego.


Ewa Minge

Ma 36 lat i dwoje dzieci. Studiowała kulturoznawstwo. Pochodzi ze Szczecinka, skąd przeniosła się do Pszczewa. Od 12 lat prowadzi własną firmę odzieżową w Pszczewie. Sama projektuje wszystkie kolekcje. Jest laureatką czterech nagród przyznawanych w Polsce projektantom mody: Srebrnej Pętelki, Złotej Fastrygi, Złotego Wieszaka i statuetki oraz tytuły „Osobowość Mody”. Żartobliwie opowiada, że modą zainteresowała się, gdy miała 3 lata, obcięła wówczas kawałek firanki i próbowała coś z tego wykroić. W lipcu tego roku oprócz prestiżowego pokazu na Schodach Hiszpańskich, dostała propozycję wzięcia udziału w Rzymskim Tygodniu Mody na Atla Roma, gdzie pokazała 40 strojów. W sierpniu we włoskim wydaniu „Vogue'a” znalazła się sesja zdjęciowa poświęcona jej projektom.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Co zrobić kiedy dzieci nadużywają internetu? Zobacz 3 sposoby NA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto