Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kandydaci na prezydenta Wrocławia: Jacek Uczkiewicz

Hanna Wieczorek
Jacek Uczkiewicz
Jacek Uczkiewicz Fot. Paweł Relikowski
Urodził się w Nowej Rudzie, jednak od 1967 roku Wrocław jest jego miastem. Bo, jak mówi, z Wrocławia można wyjechać, ale nie można się wyprowadzić.

Pewnie dlatego Jacek Uczkiewicz po ponad 15 latach spędzonych w Warszawie i Luksemburgu wrócił do stolicy Dolnego Śląska. Bo jak nie wrócić do miasta, w którym ożenił się ze swoją "ukochaną Krysią", gdzie urodziły się jego dzieci - Marcin i Lilianna (uśmiecha się, że sam wybrał to imię, dziś nie zarejestrowaliby go pewnie) i gdzie się urodziła wnuczka Nadia (najpiękniejsze i najmądrzejsze dziecko na świecie).

W połowie lat 70. nic nie zapowiadało, że zajmie się polityką. W 1973 r. ukończył studia na Wydziale Elektrycznym Politechniki Wrocławskiej i zaczął pracę naukową. Cztery lata później obronił doktorat (z oceną "praca wybitna") i związał się z uczelnią - najpierw jako asystent stażysta, potem asystent, w końcu adiunkt. W latach 80. został I sekretarzem Komitetu Dzielnicowego PZPR w Śródmieściu.

Dlaczego przerwał pracę naukową?
- W początkach lat 80. zaczęto zmniejszać nakłady na naukę - mówi. - Moje badania na Politechnice były finansowane przez Polską Akademię Nauk, a PAN zaczął ciąć wydatki od prac prowadzonych poza Akademią. Promotor zaproponował, żebym zajął się "badaniami śledzącymi", czyli studiowaniem nowych publikacji z mojej dziedziny, ale to nie było na mój temperament.

I sformułował syndrom kopacza studni:
- Człowiek zaczyna kopać studnię. Spuszczają mu wiadra, napełnia je ziemią, wyciągają je na górę, opróżniają i ponownie spuszczają puste. Kopacz pracowicie kopie, słyszy z góry, jakim wspaniałym jest kopaczem i coraz pracowiciej napełnia wiadra ziemią. Od czasu do czasu podnosi jednak głowę i orientuje się, że otwór, przez który widzi światło, jest coraz mniejszy. I ja byłem takim kopaczem, nagle zorientowałem się, że albo wyjdę na świat, albo zostanę "świetnym kopaczem" na całe życie. Wyszedłem więc.

Uczkiewicz podkreśla, że w 1980 i 1981 r. w partii kipiało od intelektualnych debat. Działały "ruchy poziome" - nieformalne platformy wewnętrznej dyskusji w PZPR, a on był związany z jedną z poziomek we wrocławskim środowisku akademickim. - Świadomie kandydowałem na sekretarza KD PZPR - mówi. - Uważałem, że partię można zmienić tylko poprzez wymianę pokoleniową. Nie udało się. W 1988 roku przyjechał do Wrocławia Mieczysław Rakowski i powiedział: "Nie bójcie się, nie oddamy władzy, moje pokolenie nie po to o nią walczyło z bronią w ręku w 1945 roku, by ją teraz oddać".

Przyszedł rok 1989 i Okrągły Stół. Jacek Uczkiewicz był delegatem na zjazd PZPR, na którym wyprowadzano sztandar. Potem zakładał SdRP. W 1993 roku został posłem na Sejm, gdzie był posłem sprawozdawcą ustawy o Najwyższej Izbie Kontroli. Dwa lata później powołano go na wiceprezesa NIK. Zrezygnował z mandatu posła i wystąpił z SdRP.

W latach 2000-2004 pracował w zespole antykorupcyjnym przy oddziale Banku Światowego w Warszawie, który zajmował się przygotowaniem projektu strategii antykorupcyjnej dla Polski. W 2001 w Ministerstwie Finansów został generalnym inspektorem informacji finansowej odpowiedzialnym za walkę z praniem pieniędzy i finansowaniem terroryzmu. Czy mafie można zwalczać zza biurka? Uczkiewicz uśmiecha się:
- Można.

Bo można ustanawiać standardy, które utrudnią pranie brudnych pieniędzy, śledzić ich przepływ czy pokazać powiązania finansowe i personalne grup mafijnych legalizujących środki z przestępstw. - Początkowo współpraca z prokuratorami była niełatwa - mówi. - Byli nieprzygotowani do tego typu działań, robili wielkie oczy, kiedy pokazywaliśmy im kontakty i rzeczywiste przepływy finansowe pomiędzy różnymi podmiotami i osobami prywatnymi. Już w Luksemburgu uśmiechałem się, kiedy w prasie pojawiały się informacje o śledztwach i procesach w sprawach, nad którymi pracowałem. Mogę zdradzić, że m.in. zajmowałem się aferą Stella Maris - dodaje.

W 2004 wygrał publiczny konkurs i jako pierwszy Polak wszedł do Europejskiego Trybunału Obrachunkowego w Luksemburgu. Co go zaskoczyło? Drogi, na których nikt nie łamie resorów. Tam nie ma dziur w jezdniach, a jak są, to się dzwoni pod specjalny numer i zostają załatane. I urzędnicy podkreślający, że są po to, by ludziom żyło się łatwiej.

- Kiedy trzeba zapłacić podatek lokalny, mieszkaniec dostaje pismo z informacją, którego dnia i o której godzinie przyjdzie urzędnik po zeznanie podatkowe. I pojawia się w wyznaczonym dniu i godzinie, od razu sprawdza, czy zeznanie jest dobrze wypełnione i osobiście zabiera je. Chciałbym przenieść te standardy do wrocławskiego magistratu. Ale nawet w Luksemburgu znajomi śmiali się, że jestem wrocławiofilem - dodaje. Wiosną wrócił do Wrocławia. Nie zdążył rozpakować walizek, kiedy przyjął propozycję SLD kandydowania na prezydenta miasta.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na legnica.naszemiasto.pl Nasze Miasto