Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Huszcza jednak odpuszcza

Wojciech Koerber
- Nie jestem przygotowany na rozmowę z panem. Ale na dziś tak to wygląda, postanawiam kończyć karierę - mówi nam niespełna 51-letni Andrzej Huszcza, choć w jego głosie sporo słychać niepewności.

- Nie jestem przygotowany na rozmowę z panem. Ale na dziś tak to wygląda, postanawiam kończyć karierę - mówi nam niespełna 51-letni Andrzej Huszcza, choć w jego głosie sporo słychać niepewności. Jakby sam nie dowierzał w to, co mówi.

Czy zdecydował o tym słabszy sezon?
- Eee tam. Były lepsze i były gorsze. To co ma znaczenie? Wiek. Kiedyś mówili, że nie dojadę do pięćdziesiątki, a dojechałem. I wystarczy. Zresztą, nie chcę już o tym mówić. Nie wiem, co będę dalej robił, nie wiem nawet, czy dożyję jutra - dodaje sympatyczny skądinąd Huszcza, mąż Małgorzaty, ojciec trzech córek i dziadek kilkumiesięcznej Zuzi. Co na to wszystko żona?
- Ja myślę, że już wystarczy. 1957-2007, piękne liczby. Andrzej jeździł przez 33 sezony. Sezon się skończył i nastała cisza. Chciałabym, żeby tak już zostało. Ale pewności nie mam. Jak na wiosnę mąż nie wystartuje, to znaczy, że nastał koniec - filozoficznie postrzega sprawę pani Małgorzata.
Huszcza ma na koncie m.in. brązowe medale DMŚ (78, 80) oraz indywidualne (82) i aż cztery drużynowe (81, 82, 85, 91) mistrzostwa kraju. Niemal przez całą karierę wierny był Zielonej Górze, jedynie dwa ostatnie lata spędził w Poznaniu. W minionym sezonie wywalczył już tylko 18 punktów i dwa bonusy w pięciu spotkaniach. Za to z czeskim Pilznem sięgnął po mistrzostwo kraju.
- Ja tę jego całą karierę w kronikach mam. W sezonie zbieram materiały, w zimie opracowuję, później zanoszę do introligatora i co roku, 10 marca, wręczam kolejny tom na urodziny - wyjaśnia Małgorzata Huszcza. Nam małżonka z najdłuższym żużlowym stażem zdradziła też receptę męża na długowieczność.
- Z tego co wiem, Andrzej niczego nie nadużywa (śmiech). Od święta wypije szklaneczkę wina, a piwa nie pije prawie w ogóle. Nawet się śmieje, że po jednym małym już go sieknie - mówi. Ją ścinały natomiast z nóg kraksy ukochanego. - Już nabrałam rutyny, ale łatwo nie było. Przy każdym upadku Andrzeja liczę do trzech, góra do pięciu, bo mąż zawsze szybko wstaje. Pochodzę ze Śląska, mogłam wyjść za górnika, a tylu ich ginie - tłumaczy. Wygląda na to, że wreszcie sobie odpocznie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto