Haracz od litra

Właściciele gorzelni stanęli na progu bankructwa, bo fiskus wymaga od nich olbrzymich gwarancji finansowych

Właściciele trzystu gorzelni z całego kraju demonstrowali wczoraj w Warszawie przeciwko przepisom, które postawiły ich w obliczu plajty. Otrzymali obietnice pomocy od przedstawicieli ministerstwa finansów i posłów.
- Od 1 maja stoimy z produkcją spirytusu, bo nie możemy go sprzedawać. Urzędnicy zamknęli nam magazyny na kłódkę - mówi Ryszard Wojtasiewicz, właściciel firmy Hodro z Żabic k. Chocianowa w Legnickiem i zarazem szef Krajowego Związku Producentów Spirytusu.
Według nowych przepisów, zanim surowy spirytus wyjedzie za bramę gorzelni - jej właściciel musi w urzędzie celnym przedstawić tzw. zabezpieczenie akcyzowe. Chodzi o to, by państwo nie straciło podatku, gdyby np. cysterna nie dojechała do odbiorcy, czyli Polmosu.
W praktyce gorzelnicy muszą wyłożyć "na dzień dobry" za każdy litr spirytusu aż 44 zł, podczas gdy koszt produkcji nie przekracza 2 zł.
- Nikt z nas nie ma tak wielkich pieniędzy, większość tonie w długach - mówi Ryszard Wojtasiewicz.
Wbrew pozorom, na spirytusie kokosy robi tylko państwo, bo nakłada olbrzymie podatki. Nieźle prosperują też najwięksi producenci, którzy przerabiają surowiec na wódkę czy biopaliwo. Czy w takim razie nie powinni oni pomóc swym dostawcom?
- Rozmawiamy z wrocławskim Polmosem, który mógłby złożyć za nas zabezpieczenie, ale to na pewno jeszcze potrwa - wyjaśnia Ryszard Wojtasiewicz.
Z kolei w ministerstwie obiecano gorzelnikom, że w ciągu dwóch tygodni nastąpi zmiana przepisów.
- Zamiast czasami trudnej do zdobycia gwarancji bankowej wystarczy weksel wystawiony przez producenta - mówi Jarosław Neneman z resortu finansów.