Rozmowa z Rafałem Błaszczykiem, trenerem siatkarek ZEC SV Gwardii przed inauguracją serii A
Jaki ma Pan sposób na swój zespół, by wydobyć z niego jak najwięcej?
- Robię to, co do tej pory, choć oczywiście cały czas staram się doskonalić swoją kuchnię. Zresztą, tak jak Jacek Grabowski, obroniłem ostatnio pracę, podwyższając swoją klasę trenerską (szkoleniowiec I klasy - red.). Chociażby to mobilizowało mnie do tego, by sięgać po specjalistyczną literaturę. Poza tym od 10 lat ma kontakt z AWF-em i muszę się przygotowywać do zajęć.
Krzyk w przypadku żeńskiej ekipy to ostateczność?
- Różne są sytuacje. Ja przede wszystkim utożsamiam się z zespołem dlatego również jestem ubrany w dres.
A ja myślałem, że selekcja garnituru już była i teraz tylko czeka w szafie na inaugurację serii A.
- Nic z tych rzeczy, garnituru nie będzie. Jestem częścią zespołu, dlatego zawsze będzie dres. Dobrze też, gdy pojawia się jakiś znaczek klubowy. A reszta, jeśli chodzi o prowadzenie zespołu, wyjdzie w praniu. Na pewno będziemy zaskakiwani, ale najważniejsze to być sobą. Określił Pan przed sobą szkoleniowy cel?
- Może to zabrzmi trywialnie, ale zawsze dążę do tego, by zespoły, które prowadzę faktycznie były zespołem. Dużo na ten temat rozmawiamy. Zawodniczki muszą się czuć pewnie, mieć oparcie w koleżance. Wystarczającą presją są kibice i przeciwnik. Nie chodzi tu o jakiś Wersal, lecz o zwykłe wsparcie. Zespół ma walczyć tylko z przeciwnikiem, a nie również z innymi trudnościami.
W czwartek pięknie powalczył z naszpikowaną gwiazdami Naftą (3:1). To już było to, czego Pan oczekuje?
- Jeszcze nie. Wynik jak najbardziej zadowala, choć w grze były jeszcze mankamenty, momenty zawahania, nad którymi pracujemy. Ale myślę, że kierunek jest dobry, a dziewczyny chcą nim podążać. Przeciwko Nafcie taktyka była taka, by poprzez zagrywkę zneutralizować najgroźniejszą Beatę Strządałę i to się udawało.
Sezon w zasadzie się jeszcze nie rozpoczął, ale już chyba widać, że sprowadzenie na rozegranie Małgorzaty Kupisz (z Nafty) to słuszna koncepcja.
- Ja nigdy nie miałem wątpliwości co do niej. Gdybym miał, nie wymyśliłbym Gosi. Ona świetnie wpłynęła na jakość pracy, bo jest niezwykle sumienna, uczciwa i - jak się okazuje - również waleczna. Poza tym sama Gośka podkreśla, również w prasowych wywiadach, że zyskała aprobatę zespołu, a to dla rozgrywającej szalenie istotne. Wystawiająca musi mieć poczucie, że zespół ją akceptuje. Ale naszą wizytówką nie ma być jedna zawodniczka, a zespół. Każda ma coś wnieść. I tak było przeciwko Nafcie. W sobotę gracie z Adrianą przy Krupniczej, ale później przenosicie się do większej Orbity. Z obawami?
- Nie, choć należy się z nią oswoić. Przed pierwszym meczem z Muszynianką chciałbym potrenować tam w czwartek, piątek i w dniu spotkania.
Ile to kosztuje?
- Jednostka, czyli godzina treningowa to wydatek 700 zł netto, a więc wychodzi, że za dwugodzinne zajęcia trzeba zapłacić 2000 zł. Z meczami jest lepiej. Miasto zrobiło promocję - za spotkanie i dwie jednostki treningowe w dniu meczu - dla nas i rywalek - trzeba zapłacić 500 zł.
Większość zawodniczek nadal się uczy. To spory problem?
- Ogromny, ale liczę że dziewczyny będą robiły wszystko, by skupić się tylko na dwóch sprawach - sporcie i uczelni. Cała Europa trenuje z reguły dwa razy dziennie i od tego nie uciekniemy. Te sprawy da się jednak pogodzić tylko przy życzliwości wykładowców.
Milik już po operacji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?