Czarny koń

WROCŁAW Dziś w Warszawie odbędą się wybory na przewodniczącego Głównej Komisji Sportu Żużlowego. Kandydatów jest trzech, bo tylko tylu może być. Wśród nich znalazł się wrocławianin Lucjan Korszek.

Warunek jest jeden - przewodniczącym może zostać tylko członek Zarządu Głównego Polskiego Związku Motorowego. Ten wymóg spełniają jedynie Andrzej Grodzki (obecny przewodniczący), Marek Karwan (prezes Apatora Toruń) i wspomniany Korszek, szef okręgowego związku PZMot-u we Wrocławiu. - I będę kandydował! - pewnie obwieścił pan Lucjan. - Chcę unowocześnić tę organizację, wprowadzić nowych, młodych ludzi i zrobić oddzielną komisję sędziowską, niezależną do GKSŻ-u. Żeby już pan Grodzki nie rządził młodym Grodzkim (syn Andrzeja Grodzkiego - Wojciech jest arbitrem - przyp. WOK). Jeśli każdy z nas otrzyma taką samą ilość głosów, wtedy ostateczna decyzja będzie należeć do prezesa PZMot-u, Andrzeja Witkowskiego. Ktoś powiedział, że jestem czarnym koniem tych wyborów. Mogę dodać, że również siwym - z humorem opowiadał nam ten wielce zasłużony działacz.
Lucjan Korszek to człowiek-orkiestra, a jego nazwisko jest w środowisku znane wszystkim. Wbrew pozorom, jego kandydatury nie należy bagatelizować. Tym bardziej, że Grodzki nie jest przekonany, czy kandydować po raz kolejny. A Karwan? Problem w tym, że jest prezesem Apatora i ani myśli zrezygnować z tego stanowiska. A trudno wyobrazić sobie przewodniczącego GKSŻ-u będącego jednocześnie szefem klubu. Człowiekiem ściśle związanym z Karwanem (w żużlu wciąż postacią nową) stał się ostatnimi czasy prezes leszczyńskiej Unii, Rufin Sokołowski. To oni są autorami w wielu punktach dość nieudolnego projektu rozgrywek, według którego np. juniorzy mieliby się ścigać prawie wyłącznie między sobą (czy komuś takiemu jak Jarosław Hampel daje to jakąkolwiek szansę rozwoju?!). Kto wygra?