MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Andrej miał rację...

Michał Lizak
WROCŁAW - Zapamiętaj to sobie raz na całe życie - kibice chcą tylko jednego - zwycięstw. Wszystko inne nie ma znaczenia - prawie wykrzyczał Andrej Urlep. We wrześniu 1997 roku byłem pewny, że przesadza.

WROCŁAW - Zapamiętaj to sobie raz na całe życie - kibice chcą tylko jednego - zwycięstw. Wszystko inne nie ma znaczenia - prawie wykrzyczał Andrej Urlep. We wrześniu 1997 roku byłem pewny, że przesadza. Dziś wiem, że miał rację. Jak zwykle...

Był wrzesień 1997 roku. Śląsk, po raz pierwszy prowadzony przez zagranicznego trenera Andreja Urlepa, na inaugurację w Hali Ludowej podejmował Anwil Włocławek. Wrocławianie wygrali 64:58, a po meczu Urlep z Rejko Toromanem, nowym szkoleniowcem Anwilu gratulowali sobie świetnego meczu. Kibice, którzy w komplecie wypełnili wówczas Halę Ludową, byli jednak zawiedzeni. Śląsk grał strefą, mecz był mało efektowny i bardziej przypominał trenerskie szachy, niż efektowny pojedynek polskich potentatów. Po tym meczu po raz pierwszy poważnie pokłóciłem się z trenerem Urlepem.

- To świetnie, że Śląsk wygrał, ale kibice chcieliby także, aby było to widowisko. Brakowało efektownych akcji, zagrań pod publiczkę. Żelazna obrona, to chyba jednak nie wszystko... - nie zdążyłem zakończyć pytania, gdy Urlep „wybuchnął”...

- Zapamiętaj sobie raz na całe życie - kibice chcą tylko jednego - zwycięstw. Te wszystkie opowieści o pięknych porażkach, o efektownej grze itd. nie mają prawie nic wspólnego z rzeczywistością. A jak drużyna będzie wygrywała, to kibice pokochają nawet obronę - wykrzyczał szkoleniowiec Śląska.

- Ale przecież... - po raz kolejny nie zdołałem dojść do głosu.

- Nie ma żadnego ale... Albo nawet nie mów więcej, że cokolwiek wiesz o koszykówce - skończył Urlep i po chwili - trzaskając drzwiami - wyszedł z redakcji... Wtedy byłem pewny, że przesadza, że nie znosi krytyki, sprzeciwu, a nawet ludzi, którzy myślą inaczej niż on. Bo przecież kibice we Wrocławiu kochają koszykówkę, a nie tylko zwycięzców...

Nie wygrali

Jest grudzień 2002. Idea Śląsk przeżywa trudny okres. Zespół przegrywa częściej, niż w poprzednich latach. Dochodzi nawet do tego, że nie jest faworytem meczu z Prokomem Treflem we własnej hali. Wrocławianie przegrywają kilka spotkań w słabym stylu - m.in. w Pruszkowie. W meczach z Ulkerem Stambuł i Prokomem Treflem podejmują jednak walkę, są to emocjonujące widowiska, nie brak w nich efektownych zagrań, choć są i proste straty. W zasadzie brakuje tylko jednego - zwycięstwa wrocławian. Nastroje po meczu są fatalne. Kibice, których do Hali Ludowej zaczyna przychodzić trochę mniej, są zdegustowani. Ile osób dostrzegło dobre rozwiązania w defensywie czy świetny sposób na wykorzystanie atutów słabiej broniącego Roberta Skibniewskiego? Niewiele. Być może zaledwie kilkadziesiąt z 3 tysięcy, które obserwowały sobotnie spotkanie. Mecz im się nie podobał tylko z jednego powodu - bo wrocławianie nie wygrali...

Wnioski są proste. Bez zwycięstw nawet „święty Boże nie pomoże”. Teraz już wiem, że 5 lat temu Andrej Urlep miał rację. Tak samo, jak wiele razy później...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Sensacyjny ruch Łukasza Piszczka

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto