MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Adio Luciano, adio

Anna Gabińska, Justyna Kościelna, Mariusz Grabows
Potężny, piękny tenor jednego ze śpiewaków wszech czasów pozostanie z nami Jako kilkulatek szalał na punkcie piłki nożnej. Ale śpiewał też z tatą piekarzem w chórze kościelnym.

Potężny, piękny tenor jednego ze śpiewaków wszech czasów pozostanie z nami
Jako kilkulatek szalał na punkcie piłki nożnej. Ale śpiewał też z tatą piekarzem w chórze kościelnym. Mama, która pracowała w fabryce cygar, marzyła o karierze nauczyciela dla syna.
Nie spodziewała się, że będzie go słuchał cały świat

Luciano Pavarotti – jeden z „trzech tenorów” (obok Domingo i Carrerasa) – zmarł na raka trzustki w domu, w rodzinnej Modenie, w której 71 lat wcześniej się urodził.
Sprzedał ponad 100 milionów płyt. Do historii opery przeszedł jako niedościgły odtwórca muzyki włoskich mistrzów: Belliniego, Donizettiego i Verdiego. Zawsze z uśmiechem na twarzy, pełen pogody ducha, jowialny, z nieodłączną białą chustką w ręce. Był jowialny, potężny, ale i z tego powodu przeżywający psychiczne lęki. Świat o tym nie wiedział, ale najbardziej przejmował się właśnie swoją tuszą. Każdy występ kosztował go mnóstwo stresów. Choć kochał swoją publiczność i własną sławę.
Ostatni raz pojawił się na scenie przed dziesiątkami tysięcy widzów i słuchaczy rok temu, w lutym, na otwarciu Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Turynie. Tam pożegnał się z publicznością, śpiewając nieśmiertelne „O sole mio”. Pół roku później przeszedł operację raka trzustki. Choroba nie pozwoliła mu wrócić do występów. Schudł 30 kg i poruszał się na wózku inwalidzkim. W czwartek rano zmarł.
– To straszna chwila. Odszedł jeden z najwybitniejszych śpiewaków operowych wszech czasów. Nie mogę powstrzymać łez – mówi Bogusław Kaczyński, znawca i popularyzator opery.
Rudolf u Pucciniego
Kto wie, czy nie zostałby zawodowym piłkarzem, o czym marzył, albo nauczycielem, czego pragnęła jego mama. Może by tak było, gdyby kiedyś nie usłyszał głosu niejakiego Beniamina Gigli, znanego wówczas tenora. Najpierw jednak spróbował belferstwa – dwa lata uczył w podstawówce. Ale porzucił ten zawód na rzecz szkolenia głosu.
Wielka kariera rozpoczęła się w 1961 roku, gdy Luciano błysnął w „Cyganerii” Pucciniego rolą Rudolfa. Krytycy zachwycili się niezwykle rozległą skalą jego głosu i „prawdziwie operową posturą, którą dumnie obnosił po scenie”. Potem poszło jak z płatka. Już dwa lata później zaczął, trwający ponad 40 lat, triumfalny marsz po najsłynniejszych teatrach operowych świata: od mediolańskiej La Scali, po Metropolitan Opera w Nowym Jorku.

Tenor stadionów
Ale Luciano Pavarotti nie miał nic z klasycznego gwiazdora, zamkniętego w wieży z kości słoniowej. Nie gardził koncertami na stadionach, a dla wielbicieli mógł zaśpiewać nawet w parku. Poproszony przez przyjaciół wykonał kiedyś w środku nocy arię z „Turandota” Pucciniego pod wieżą Eiffla. Gdy w latach 90. objeżdżał świat z Placido Domingo i Jose Carrerasem, tłumy obsypywały go kwiatami. Nierzadko bywało, że rozentuzjazmowani wielbiciele po koncertach odnosili go na rękach do hotelu.
Po jednym z koncertów „trzech te-norów” musiał bisować 17 razy! Tłum uwolnił go dopiero po interwencji
policji.

Medale i kobiety
Jak każda wielka gwiazda, miał swoje słabostki i dziwactwa. Zbierał medale i odznaczenia (za najważniejsze uważał francuską Legię Honorową, którą otrzymał w 1992 roku), lubił fotografować się z koronowanymi głowami (do historii przeszło jego zdjęcie z brytyjską Królową Matką).
No i kochał kobiety. W jego życiu było siedem... najważniejszych. Mama Adela (zmarła 5 lat temu), żona Adua Veroni (śpiewaczka operowa, potem się rozwiedli), córki: Lorenza, Cristina i Giuliana. A od kilku lat Nicoletta Mantovani, była sekretarka i druga żona oraz czteroletnia córka Alice.
Jego podboje miłosne doczekały się kilku legend. Zakończył je cztery lata temu, poślubiając Nicolettę. Uroczystość zaślubin odbyła się oczywiście w Modenie. Pan młody obchodził 68. urodziny, panna młoda była od niego młodsza o 35 lat. Jednak sam Pavarotti za największą swoją słabostkę uważał przesiadywanie przed telewizorem. Ulubione programy? W jednym z wywiadów stwierdził nieskromnie, że najchętniej ogląda... swoje występy. Może dlatego tak chętnie koncertował z tuzami muzyki rozrywkowej: Bono, Rickim Martinem, Ericem Claptonem, a nawet brazylijskim zespołem trash metalowym Sepultura.

Władca tłumów
Sylwester Kostecki, tenor Teatru Wielkiego Opery Narodowej w Warszawie: – Śmierć Pavarottiego jest wielką stratą. Odszedł wzorzec śpiewu tenorowego. Między sobą porównywaliśmy go do komputera. Śpiewał idealnie i nikt ze współcześnie żyjących śpiewaków nie dorównuje mu techniką wokalną. Barwa głosu, barwa dźwięku, soczystość głosu – nie można ich porównać do niczego, to jak najszlachetniejszy kruszec. To mistrz nad mistrze, należy sobie życzyć, żeby nasze czasy wydały drugiego tak wspaniałego tenora. Jego fantastyczne koncerty plenerowe były doskonałą promocją sztuki. Sam się zastanawiam, co zrobić, żeby pozyskać taką publiczność dla opery – mówi Kostecki.
Bogdan Paprocki, zwany polskim Pavarottim, mistrz polskich tenorów: – Pięknie śpiewał w górnych dźwiękach. To ujmuje słuchaczy i wzbudza podziw u innych tenorów. Ale w życiu zawsze jest coś za coś. Lubił dobrze zjeść, chociaż wiedział, że zdrowiu to nie służy.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Robert EL Gendy Q&A

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto