Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

O niezwykłym psie, który jest przewodnikiem... innego psa

Maciej Sas
fot. Maciej Sas
Kto pomaga człowiekowi niewidomemu w miejskiej dżungli? Pies przewodnik - to oczywiste. Ale kto pomoże psu, który nagle stracił wzrok? Może... pies przewodnik?

Piękna, silna, stanowcza- w tym domu przywódca był od początku jeden: Shanti. To ona decydowała, kiedy jest pora zabawy, kogo lubić, a komu nie ufać. Vito, jej rówieśnik i przyjaciel, grzecznie się podporządkował, choć jest większy, szybszy i silniejszy. Ale taka już rola wesołka w stadzie - w końcu on jest bokserem, a więc psem ufnym, zabawowym (zdaniem wielu aż zanadto...). Ona to akita japońska - stróż, opiekun, wojownik.

Ludziom, z którymi psy mieszkają, to odpowiadało. Edyta i Paweł nie ingerowali w hierarchię stada. Zresztą to przypadek zdecydował, że akurat te dwa osobniki trafiły pod ich dach. Paweł zawsze chciał mieć boksera. Upatrzył sobie hodowlę i "zaklepał" szczeniaka. Potem czekał. Edyta też chciała mieć psa. Jeden z jej przyjaciół hoduje akity. Obiecał, że gdy na świecie pojawią się szczenięta, ona dostanie jedno. Traf chciał, że oba psiaki pojawiły się na świecie w odstępie pięciu dni. I razem trafiły do mieszkanka młodych ludzi.

- Od początku rodzina i znajomi krytykowali, że mieszkamy w kawalerce, a mamy dwa psy. Nam to nie przeszkadzało - opowiada Edyta Kierzkowska, właścicielka zwierząt. - Uznaliśmy, że to nawet dobrze, bo jak my pójdziemy do pracy, psy będą miały towarzystwo - wyjaśnia.

Los szczerzy kły
W połowie lipca Paweł wyjechał do pracy w Holandii. - Mieliśmy problemy finansowe. Trzeba było podjąć trudną decyzję. Postanowiliśmy wyjść na prostą - mówi Edyta. Ona została w domu z psami. Pracowała, chodziła na spacery, żyła normalnie.

Którejś nocy w połowie sierpnia Shanti zaczęła wymiotować. Rano kłopoty się nasiliły - krwiste wymioty i biegunka przeraziły Edytę. - Zabrałam ją do lekarza niedaleko domu. Problemy ustały. Ale nie na długo: potrzech dniach Shanti przestała chodzić. Po prostu: położyła się i już nie potrafiła wstać - relacjonuje właścicielka suczki. Była niedziela. Większość lecznic nie działała. Pani Edyta dostała adres czynnego gabinetu w pobliżu domu. Pojechała tam z sąsiadem, który pomógł jej nieść dużego psa (ponad 30 kg wagi). Lekarz podał kroplówkę. Wrócili do domu. Następnego dnia rano znów pojawiła się w lecznicy - stan Shanti gwałtownie się pogorszył. Medycy zawyrokowali: to krwotoczne zapalenie jelit. - Jeden z weterynarzy spojrzał na drugiego i zapytał: "Zostawiamy ją na noc?". A tamten odpowiedział: "Nie" - mówi wrocławianka. - Ona piszczała, miała potworne skurcze mięśni na głowie, drgawki, trzęsła się. Ja byłam roztrzęsiona, płakałam - relacjonuje, załamując ręce.

Psie ciemności
Paweł przyjechał do Polski, żeby wesprzeć Edytę. Postanowili walczyć do końca. Szybki wywiad pozwolił znaleźć klinikę, w której lekarze mieli uratować akitę. U dr. Niedzielskiego leżała pięć długich dni. Jej stan zaczął się poprawiać. Wreszcie wróciła do domu. Wymagała nieustannej opieki - była sparaliżowana. Zwierzęca rehabilitantka z kliniki, pani Iwona Dębska, wyjaśniła Edycie i Pawłowi, że bez fachowej pomocy mięśnie Shanti zaczną zanikać. Każdego dnia przyjeżdżała, by masować psa i ćwiczyć z nim. Suczka powoli zaczęła się kłaść na mostku, potem przewracać się z boku nabok. Wreszcie zaczęła chodzić sama. No, może prawie sama - jej tylne łapy są wspomagane specjalnymi szelkami.

Zanim tak się stało, Edyta była zmuszona porzucić pracę, by móc zajmować się chorą suczką. - Trzeba ją było przewracać co dwie godziny na drugą stronę, podawać jedzenie, leki. Nie mogłam jej zostawić na 8 godzin w domu, bo leżałaby w jednejpozycji. To byłaby katastrofa - mówi Edyta. Ale widziała, że to przynosi znakomite efekty. Gdy już kropla optymizmu skapnęła w jej serce, nadszedł kolejny kataklizm - pies miał powiększone źrenice. Lekarze mówili, że to powinno minąć. Ale nie mijało. Kolejna wizyta u weterynarza nie pozostawiła wątpliwości - Shanti nie widzi! Badania wykazały, że wskutek silnego zatrucia odkleiła się siatkówka w obu oczach. Nie było szans na uratowanie wzroku.

- Można siatkówkę przymocować, ale to się robi maksymalnie kilkadziesiąt godzin po jej odklejeniu - mówi Jacek Garncarz, zwierzęcy okulista z Warszawy. Co prawda nie badał Shanti, ale z podobnymi przypadkami styka się często. - Zwykle skuteczna pomoc jest niemożliwa, bo nie wiemy, czym pies się zatruł. Musimy podać bardzo silne leki, które miałyby siatkówkę przykleić - niejako zatruwamy organizm dodatkowo. Często musimy wybrać mniejsze zło. Wiemy, że pies nie będzie widział, ale będzie żył - tłumaczy. I tak Shanti, okaz siły, w wieku dwóch lat została inwalidką.

Misja dla osiłka
Historia w tym miejscu pewnie by się skończyła, gdyby nie plan rehabilitantki, pani Iwony Dębskiej. - Wpadła na pomysł, że właściwie Vito byłby znakomitym przewodnikiem dla Shanti. Jest między nimi niezwykła więź, rozumieją się w lot. Tylko czy to da się zrobić? - opowiada Edyta.

Pani Iwona kazała właścicielce zwierzęcia dzwonić dozoopsychologa i tresera Marcina Wierzby. Przyjechał, obejrzał stado, wypytał szczegółowo i uznał, że można z Vita zrobić przewodnika. - Zobaczyłem, jak Vito reaguje. Co prawda wymaga szkolenia, ale ma świetne predyspozycje do tego - wyjaśnia pan Marcin. - Jest jedno zastrzeżenie: on musi mieć zaspokojone wszystkie potrzeby związane z ruchem, a jako że to bokser, to jego potrzeby są naprawdę duże... Siedzę naprzeciw uśmiechniętego Vita i mam wątpliwości, czy podoła zadaniu. - A czy ten pies mógłby być przewodnikiem dla człowieka? - pytam.

- Gdybyśmy szukali psa przewodnika dla człowieka, Vito (chociaż nie każdy bokser) byłby jednym z ostatnich kandydatów - śmieje się zoopsycholog. - To nie jest rasa wykorzystywana do tego celu. To zbyt żywiołowe psy. Ale Vito ma predyspozycje do tego, by być przewodnikiem swojej przyrodniej siostry i, jak słyszymy, szefowej - wyjaśnia.
Ruszamy na spacer. Psy są spięte specjalną smyczą. Shanti idzie krok w krok za swoim przewodnikiem. Wszystko jest idealnie. Do czasu. Bo nagle pojawia się sąsiad, którego bokser lubi. Vito skacze na niego, zdezorientowana Shanti wisi za nim nalince, a krucha właścicielka psów pędzi za nimi przerażona.

Pan Marcin zapewnia, że nad tym można zapanować. Dlatego podjął się jego szkolenia. Za darmo. - Vito ma być psem, który potrafi się zatrzymać na hasło: "stop", komendy"w prawo, w lewo", potrafi się zachować odpowiednio, słysząc "zwróć uwagę na Shanti" - mówi treser. I podkreśla, że jego uczeń robi błyskawiczne postępy. - On musi rozumieć, że zawsze, gdy są mu zakładane szelki, nie idzie na spacer, ale jest w pracy. A praca to prowadzenie Shanti. Więź między nimi jest bardzo głęboka. To ułatwia sprawę - dodaje.

Pani Edyta też patrzy na swojego psiego osiłka z nadzieją i podziwem. - Nie szkoliliśmy psów. Traktowałam to jak fanaberię, zabawę, a nie potrzebę. Nie patrzyłam na to, jak na wychowanie psa. Dziś widzę, że to był błąd - przyznaje. Na szczęście można go naprawić. Dlatego uśmiecha się, patrząc na psy idące nawspólnej smyczy. Na spacer wychodzą trzy razy dziennie. Pomysł z przewodnikiem dla niewidzącego psa bardzo podoba się zwierzęcemu okuliście. - Pies niewidomy może sobie radzić skutecznie, ale na swoim podwórku, w swoim mieszkaniu - tam, gdzie zna teren. Ale każdy obcy teren będzie znacznie trudniejszy - wyjaśnia Jacek Garncarz. - Gdy któryś z moich psich pacjentów ślepnie, mówię właścicielom, by kupili albo przygarnęli drugiego psa - widzącego. On jest przewodnikiem niewidomego. Często jest to brane zadowcip, ale to dobre rozwiązanie. Oczywiście to nie działa tak jak u ludzi, że jeden pies trzyma smycz drugiego i idzie za nim. Pies przewodnik pozostawia zapach w danych miejscach, a więc robi ścieżki zapachowe, po których niewidomy pies wędruje - mówi okulista. No i tamte psy nie są specjalnie szkolone do roli przewodnika.

Praca i rehabilitacja
Shanti miała szczęście w nieszczęściu. "Jej ludzie" postanowili uratować ją za wszelką cenę. A ta była wysoka. Również w wymiarze ekonomicznym. - Na jej ratowanie wydaliśmy mnóstwo pieniędzy. Szczęśliwie pomogła nam rodzina. Ale musiałam porzucić pracę. Mój partner wyjechał do pracy na kilka miesięcy. Tak spłacilibyśmy długi - mówi pani Edyta, uśmiechając się.

Teraz zamierza dołączyć do niego z psami. Razem chcą pracować w Holandii przynajmniej rok - żeby spłacić również to, co było potrzebne na ratowanie Shanti. - Jak już panu mówiłam, gdy przywieźliśmy psy do domu, bliscy pytali, po co nam aż dwa w tak małym mieszkaniu. Teraz już wiem, dlaczego tak się stało: Vito miał uratować Shanti...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto