- Powiem tak. Jestem mocno rozczarowany. Zawrócili mi w głowie, sami dzwonili, że mnie chcą, więc po czterech latach spędzonych w Rawiczu zrezygnowałem z pracy w tamtejszym Kolejarzu - mówi nam Jasek. - Perspektywa przenosin do Sparty była mi na rękę. Nie musiałbym przecież w końcu dojeżdżać. Jakiś czas temu dzwoniła do mnie w tej sprawie pani Krysia Kloc. Poinformowałem więc swojego szefa, prezesa Kolejarza Darka Cieślaka, że planuję powrót do Wrocławia. On świetnie mnie zrozumiał i na tym stanęło - dodaje wychowanek Sparty.
Koniec końców stanęło jednak na czym innym. - I teraz nagle, w ostatnich dniach, zadzwoniła do mnie księgowa WTS-u. Powiedziała, że musi mi przekazać niemiłą informację, iż rezygnują ze mnie. Tyle. No, forma paskudna. Mogli przecież poprosić, pogadać, tysiąc rzeczy nakłamać - żali się Jasek.
Czy były zawodnik próbował skontaktować się z Krystyną Kloc? - Nie, po co. Mam swój honor i swoje ambicje. Forma mnie najbardziej boli, bo w konia mnie zrobili. Pozałatwiałem wszystkie sprawy, żeby tu pracować, a zostałem na lodzie. Chciałem wrócić bardzo, mam tu przecież taką małą firemkę, kiedyś robiliśmy klucze do volvo. Jak powiedziałem o całej sprawie Darkowi Cieślakowi, to stwierdził, że chyba żartuję - dodaje mocno zniesmaczony szkoleniowiec.
Tym sposobem Jasek istotnie został na lodzie. Do Rawicza wrócić za późno, bo jego miejsce zajął już Piotr Żyto. Z kolei praca w jakimś odległym od Wrocławia ośrodku żużlowym odpada, zresztą i tak już na to za późno. Może uda się zasięgnąć języka w sprawie u Krystyny Kloc.
Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?