Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Żołnierska żałoba

Alina Gierak, Bernard Łętowski
Infograf: Maciej Dudzik
Infograf: Maciej Dudzik
Oficer Wojska Polskiego zabity w Afganistanie studiował i służył na Dolnym Śląsku Podporucznik Łukasz Kurowski studiował we Wrocławiu, służył w Świętoszowie niedaleko Bolesławca.

Oficer Wojska Polskiego zabity w Afganistanie studiował i służył na Dolnym Śląsku
Podporucznik Łukasz Kurowski studiował we Wrocławiu, służył w Świętoszowie niedaleko Bolesławca. Zginął we wtorek, podczas patrolu, w zasadzce urządzonej przez talibów

Wczorajsze wojskowe święto nie było radosne. W Świętoszowie koledzy Łukasza Kurowskiego unikali rozmów. – Taki wyjazd jest ryzykowny, ale każdy żołnierz sam decyduje o sobie i o tym, jak rozumie swoje powołanie – mówił im podczas porannej mszy ksiądz podpułkownik Augustyn Rosły. Nie krył rozpaczy. Śmierć Łukasza zbiegła się z jego pierwszym dniem służby duszpasterskiej w brygadzie.
– Był znakomitym fachowcem. Z zadań wywiązywał się świetnie – wspomina Kurowskiego pułkownik Mariusz Bolecki, pełniący obowiązki dowódcy 10. Brygady Kawalerii Pancernej ze Świętoszowa. – Był wielokrotnie nagradzany i wyróżniany. Bardzo koleżeński, szanowany i lubiany.
Jak wszyscy polscy żołnierze, Łukasz pojechał do Afganistanu z własnego wyboru. Gdy trafił do jednostki w Świętoszowie, wiedział, że to krok w stronę wyjazdów na misje. Bo 10. Brygada Kawalerii Pancernej to świetnie wyposażona, jedna z największych jednostek w kraju. To tutaj czołgiści mają do dyspozycji słynne niemieckie czołgi Leopard. Brygada należy do sił szybkiego reagowania NATO. Większość jej żołnierzy to zawodowcy. Uczestniczą w wielu misjach wojskowych. Teraz wielu z nich jest w Iraku i Afganistanie (dokładna liczba pozostaje tajna). Dowódca brygady generał Marek Tomaszycki wyjechał do Afganistanu razem z Łukaszem Kurowskim i innymi swoimi żołnierzami. Przebywali tam od lutego.
czytaj dalej j 12-13

Trudno powiedzieć, jak to zdarzenie wpłynie na decyzje innych żołnierzy o wyjazdach – mówi pułkownik Mariusz Bolecki. – Każdy ma świadomość zagrożenia, wszyscy czujemy żal, smutek i szok.
Na razie informacji jest niewiele. Wojskowi podają tylko, że Łukasz Kurowski 14 sierpnia brał udział we wspólnym patrolu razem z żołnierzami Narodowej Armii Afgańskiej. Ich konwój, złożony z samochodów hummer, został ostrzelany około godziny 9.15 polskiego czasu.
– Zgodnie z procedurami konwój zatrzymał się, a żołnierze opuścili pojazdy – opisuje Dariusz Kacperczyk, rzecznik Dowództwa Operacyjnego Sił Zbrojnych. Po zatrzymaniu aut, wymiana ognia trwała nadal. Ppor. Kurowski został ranny w wyniku postrzału. Natychmiast udzielono mu pomocy i przetransportowano helikopterem do bazy Wilderness. Ale lekarze nie zdołali uratować mu życia. Łukasz Kurowski zmarł w wyniku odniesionych ran.
Pojechali do rodziny
Łukasz przyjechał do Wrocławia z Rybitw, małej wsi pod Gnieznem. Studiował w Akademii Wychowania Fizycznego we Wrocławiu. W 2003 roku został zawodowym żołnierzem. Trafił do jednostki w Świętoszowie.
Pozostawił żonę i rodziców. We wtorek pojechali do nich przedstawiciele brygady. Dowódca, psycholog i ksiądz kapelan Augustyn Rosły. Wiadomość o śmierci żołnierza dotarła do księdza w pierwszym dniu posługi kapłańskiej w Świętoszowie. Trafił tu z kwatery głównej NATO w Brukseli.
– To była wiadomość, którą niełatwo przyjąć – ksiądz Augustyn nie chce zdradzać szczegółów spotkania z rodziną. Wie jednak, co oznacza dla żołnierzy i ich bliskich wyjazd na misję. Wie też, co to znaczy: Afganistan. Jako żołnierz był tam dwa razy, w 2001 i 2004 roku.
– Budując pokój, nawet w tak odległych miejscach, musimy myśleć o zdarzeniach, które będą dla nas trudne do przyjęcia – tłumaczy ksiądz podpułkownik.
Od wtorku flagi na masztach w jednostce opuszczono do połowy. Środowa msza z okazji Święta Wojska Polskiego była poświęcona również zmarłemu towarzyszowi broni. Podczas nabożeństwa jego pamięć uczczono minutą ciszy.
Wieś opłakuje bohatera
Mieszkańcy Rybitw pod Gnieznem, rodzinnej wsi Łukasza Kurowskiego, przeczuwali, że stało się coś złego, gdy zobaczyli wojskowy samochód.
Wszyscy są przygnębieni, trudno im mówić o tragedii. Prawie wszyscy znali Łukasza lub jego rodzinę, przynajmniej z widzenia. Wczoraj drzwi i okna domu państwa Kurowskich były pozamykane na głucho. Rodzice żołnierza nie chcieli w nikim rozmawiać.
– Nas wszystkich dotknęło to bardzo osobiście, nie możemy się z tym pogodzić – mówi Urszula Łomnicka, żona sołtysa. – To świetna, kochająca się rodzina. Bardzo przykro, że tragedia spotyka kogoś takiego. Ten młody człowiek niedawno się ożenił. Przenieśli się do Tarnowa Podgórnego pod Poznaniem.
– Pracowałem z setkami uczniów, a mimo to, kiedy dowiedziałem się, co spotkało Łukasza, natychmiast zobaczyłem jego twarz – wspomina Stanisław Rajkowski, nauczyciel. – Zawsze wyróżniał się spokojem i opanowaniem, potrafił analizować swoje zachowanie. To wielka tragedia. (PAP)
• współpraca: Iza Budzyńska, Karol Pomeranek

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto