Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Znają tajemny język zmarłych i kod martwego ciała. Potrafią odczytać sygnały wysyłane przez miejsce zbrodni.

Wojciech Chądzyński
Znają tajemny język zmarłych i kod martwego ciała. Potrafią odczytać sygnały wysyłane przez miejsce zbrodni. Dla nich śmierć nie oznacza końca wydarzeń, lecz jest początkiem innego życia.

Znają tajemny język zmarłych i kod martwego ciała. Potrafią odczytać sygnały wysyłane przez miejsce zbrodni. Dla nich śmierć nie oznacza końca wydarzeń, lecz jest początkiem innego życia. Nazywają ich tłumaczami umarłych

Widok był wstrząsający. Na podłodze, w ogromnej kałuży krwi, leżał martwy dziewiętnastoletni chłopak. Na kurtce w okolicach serca widniał niewielki otwór, z którego sączyła się krew. Obok, przy stole, siedział jego ojciec i odrętwiały przyglądał się pracy policyjnych ekspertów. Chwilę później, kiedy ciało syna zostało zabrane, zaczął mówić:
– Andrzeja zabił jego kolega Tomek. Wracali z dyskoteki, pokłócili się na podwórku pod kamienicą i Tomek pchnął go nożem. Ranny syn dowlókł się do mieszkania i zanim skonał, o wszystkim mi powiedział.
Dwie godziny po tym zeznaniu policjanci przywieźli do komendy Tomasza, jednego z wrocławskich narkomanów. W kółko powtarzał, że od dwóch dni nie widział Andrzeja. Nie miał jednak alibi, więc wylądował w areszcie jako podejrzany o morderstwo. Oglądając niebo przez okratowane okno, przerażony sądził, że do końca życia będzie już musiał pokutować za nie swoje winy.
Na szczęście prokurator polecił zbadać zwłoki zamordowanego. Te „przemówiły” i przedstawiły całkiem inny przebieg zdarzenia. – Już po wstępnych oględzinach stwierdziłem, że cios został zadany nożem, który przebił serce i spowodował natychmiastową śmierć – mówi nadkomisarz Mariusz Borowik, lekarz medycyny sądowej z Laboratorium Kryminalistyki Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu. Z taką raną w żadnym wypadku nie można wejść na drugie piętro, a więc wszystko wskazywało na to, że chłopak został zabity w mieszkaniu.
Kilka dni później ojciec przyznał się do morderstwa. Oświadczył, że zabił, bo dość już miał burd, jakie syn wyprawiał w domu. Oskarżając Tomasza, chciał się zemścić na nim za to, że wciągnął jego Andrzeja w narkomanię.

Owad prawdę ci powie
Tego lipcowego dnia pan Bogdan, zapalony wędkarz, nie zapomni. Przed wyjazdem na ryby postanowił wykopać trochę robaków na ugorze pod lasem. W pewnym momencie jego łopata uderzyła w coś twardego. Poczuł, że serce zamiera mu z przerażenia. U jego stóp leżała butwiejąca czaszka.
Godzinę później policjanci odkopali rozkładające się ciało młodej kobiety. Po badaniach DNA okazało się, że jest to 19-letnia Bożena C., którą najprawdopodobniej 2 lata wcześniej zamordował jej były przyjaciel, niejaki Ryszard. Chcąc jednak oskarżyć podejrzanego o zbrodnię, należało podać dokładną datę śmierci kobiety. Jeszcze kilka lat temu zadanie to byłyby niewykonalne. Eksperci potrafili ustalić moment śmierci tylko wtedy, kiedy zwłoki odnajdywano najpóźniej w 72 godziny po zgonie. Po tym czasie ustają wszelkie pośmiertne reakcje organizmu. W tej chwili wrocławskie laboratorium kryminalistyki, jako jedyne w Polsce, jest w stanie ten okres wydłużyć do trzech lat, a moment zgonu określić z dokładnością do jednego tygodnia. – Po dokładnym zbadaniu zwłok stwierdzono, że Bożena C. została zabita między 15 a 20 maja, dwa lata temu – mówi nadkomisarz Borowik. – Na tak precyzyjne ustalenie chwili zgonu pozwalają badania entomologiczne, czyli obserwacja owadów żerujących na zwłokach. W naszym laboratorium takie prace badawcze prowadzimy od 4 lat. Nauczyłem się ich na początku 2002 roku na kursie w Paryżu – dodaje.

Kto kierował?
Toyota z piskiem opon pokonała ostry zakręt, wpadła w poślizg i z ogromną siłą uderzyła w drzewo. Gdy kierowca odzyskał przytomność, z przerażeniem stwierdził, że kolega z pracy nie żyje. Zdając sobie sprawę z konsekwencji spowodowania wypadku, przeciągnął nieboszczyka na miejsce kierowcy, usiadł obok i czekał na karetkę.
Policjantom powiedział, że autem kierował kolega. Innego zdania był lekarz medycyny sądowej. Po zbadaniu zwłok stwierdził, że zabity nie siedział za kierownicą. Kierowca stanął przed sądem.

Kule były szybsze
Przed willą na przedmieściu Wrocławia zatrzymało się czarne bmw. Wysiadający z niego mężczyzna dostrzegł osobnika z pistoletem w dłoni. Próbował skryć się za autem. Kule były szybsze. Kiedy ranny kierowca bmw upadł, napastnik go dobił.
Zatrzymany bandyta twierdził, że strzelał w obronie własnej. Według niego, to właściciel bmw pierwszy wyciągnął pistolet, kiedy zapytał o termin zwrotu pożyczki. Jak było naprawdę? Odpowiedź znalazł „tłumacz umarłych”. Po zbadaniu zwłok stwierdził, że pierwsza kula trafiła właściciela bmw w plecy. Gdyby było tak, jak twierdził bandyta, wlot pocisku byłby w klatce piersiowej. W ten sposób zmarły znów pomógł w śledztwie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto