Złoty interes

Minister finansów zaciera ręce - Polacy wpłacili dodatkowo w ciągu trzech miesięcy do kasy państwa prawie 320 mln zł

Te pieniądze przyjechały do nas z Unii Europejskiej, bo tyle właśnie wyniosła akcyza nałożona na używane samochody sprowadzone do Polski po 1 maja 2004 roku.
Z opublikowanych właśnie danych wynika, że do kraju wjechało w tym czasie 268.105 takich aut. Tymczasem w całym 2003 roku sprowadziliśmy tylko 100 tys. używanych samochodów, a w rekordowym pod tym względem 2002 roku - 269 tys., czyli prawie tyle samo co przez jeden kwartał w tym roku.

Dla porównania - od początku 2004 roku do końca kwietnia dealerzy sprzedali w Polsce 144 tys. nowych aut, co uznano za bardzo dobry wynik. W maju natomiast nastąpiło gwałtowne załamanie - z salonów wyjechało o ponad 40 proc. mniej samochodów niż w kwietniu.
Sytuację najlepiej obrazują olbrzymie kolejki, które od kilku tygodni ustawiają się w wydziałach komunikacji miejskich urzędów. Na przykład w Legnicy w lipcu zarejestrowano ok. 1 tys. pojazdów, dwa razy tyle co w kwietniu, jeszcze przed akcesją.
Tej powodzi nie powstrzymał podatek akcyzowy, który dla najstarszych, dziesięcioletnich samochodów wynosi aż 65 proc. wartości. Dlaczego?
Z kilku powodów, ale dwa są najważniejsze. Po pierwsze - używane samochody są na Zachodzie stosunkowo tanie, a u nas odpada podatek VAT. Po drugie - celnicy nie kwestionują kwoty widniejącej w dokumentach, więc z inspektorów śledczych zamienili się w księgowych.
Trudno przypuszczać, by ten stan rzeczy zmieniło planowane zastąpienie akcyzy przez opłatę rejestracyjną, np. w wysokości 1 tys. zł.
Załamujących ręce działaczy ekologicznych, którzy kreślą wizję wielkiego złomowiska, uspokoić mogą chyba opinie znawców rynku motoryzacyjnego.
Twierdzą oni, że polska fala wymiotła z zachodnich szrotów najtańsze wozy, więc w najbliższym czasie granicę przekraczać będzie znacznie mniej używanych pojazdów.