Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zginęli pod Samotnią

Rafał Świecki
Mateusz ratownicy odnaleźli jako drugiego, po ponaddwugodzinnej akcji.

FOT. MARCIN OLIVA SOTO
Mateusz ratownicy odnaleźli jako drugiego, po ponaddwugodzinnej akcji. FOT. MARCIN OLIVA SOTO
KARKONOSZE Mimo błyskawicznej akcji ratunkowej, nie udało się uratować ofiar żywiołu Lawina przysypała dwóch ratowników GOPR w Kotle Małego Stawu, w pobliżu schroniska Samotnia.

KARKONOSZE Mimo błyskawicznej akcji ratunkowej, nie udało się uratować ofiar żywiołu

Lawina przysypała dwóch ratowników GOPR w Kotle Małego Stawu, w pobliżu schroniska Samotnia. Przez kilka godzin ich koledzy rozkopywali zwały śniegu, ale życia im nie uratowali

Mateusz H. (22 lata) i Daniel W. (31 lat) zjeżdżali na nartach w zamkniętym dla ruchu narciarskiego tzw. żlebie slalomowym w Kotle Małego Stawu. Przed wyruszeniem w góry w zeszycie dyżurów w stacji GOPR w Karpaczu zapisali: wyjście na dyżur patrolowy.
- Około godziny 11.30 zobaczyliśmy, że żlebem zjeżdża dwóch narciarzy, przyglądaliśmy się im przez chwilę. Stanęli w połowie żlebu. Masy śniegu ruszyły po kilku minutach. Ludzie natychmiast zniknęli pod jego powierzchnią. Nie mieli szans na ucieczkę - mówi Tomasz Grzywacz, który oglądał dramat spod schroniska Samotnia.

Na pomoc zasypanym natychmiast wyruszyła grupa wykładowców z Wyższej Szkoły Wychowania Fizycznego i Turystyki, którzy przyjechali w Karkonosze na uczelniany obóz. Przez telefon zawiadomiono też GOPR.
- Sądziliśmy, że na lawinisku usłyszymy jakieś dźwięki, które pomogłyby ustalić położenie ludzi pod śniegiem. Panowała jednak cisza. Śnieg był zresztą tak zbity, że gołymi rękami nie bylibyśmy wstanie ich wykopać - mówi jeden z wykładowców.
Po około 30 minutach na miejsce przybyli pierwsi wezwani ratownicy. Krzysztof Czarnecki, szef wyszkolenia grupy, zjeżdżając na nartach do miejsca tragedii spowodował zejście drugiej lawiny. Ta poturbowała go na tyle mocno, że musiał trafić do szpitala. Obecnie jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
Tuż po przybyciu polskich ratowników na miejscu zjawili się także ich koledzy z czeskiej Horskiej Sluzby. Ściągnięto też do pomocy kilkunastu strażaków z jeleniogórskiej straży pożarnej.

Elektronika nie wystarczy, znalazł ich pies
Choć obaj zasypani mieli przy sobie tzw. lawinowe pipsy, które pomagają w lokalizacji ludzi pod śniegiem, nie udało się ich szybko odnaleźć.
- Urządzenia wskazywały na obszar o promieniu 35 metrów. Dopiero mój pies wskazał dokładne miejsce - mówi Jacek Kieżuń ratownik GOPR.
Pierwszego z zasypanych wydobyto po półtorej godzinie akcji. Był zasypany pod ok. 6-metrową warstwą śniegu. Nieprzytomnego Daniela ratownicy reanimowali przez ponad pół godziny, na zmianę wykonując mu masaż serca.
W tym czasie kilkunastu innych goprowców przekopywało zwały śniegu w poszukiwaniu Mateusza. Udało się go odnaleźć po 40 minutach od czasu znalezienia pierwszego z ratowników.
Mimo reanimacji, żaden z poszkodowanych nie odzyskał przytomności. Daniela W. do jeleniogórskiego szpitala zabrał śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Ratownik zmarł, gdy dotarł do lecznicy. Mateusza H. odtransportowano jednym z dwóch śmigłowców czeskiej policji, które także wzięły udział w akcji ratunkowej. Poleciał on do szpitala w Hradcu Kralove. Tam, około godziny 18, Mateusz zmarł.

Pierwszy stopień
W Karkonoszach obowiązywał wczoraj pierwszy, w pięciostopniowej skali, stopień zagrożenia lawinowego. Jednak w trakcie akcji ratunkowej obawiano się, że w każdej chwili mogą zsunąć się kolejne masy śniegu, które jeśli by do tego doszło, przysypałyby pracujących na lawinisku ratowników.
- Mogły je wywołać krążące nad tym miejscem śmigłowce - tłumaczy ratownik Jerzy Borys.
Kocioł Małego Stawu należy do miejsc szczególnie zagrożonych występowaniem lawin, choć żleb slalomowy to miejsce względnie bezpieczne. Odbywają się tam nieraz zawody narciarskie. To prawdopodobnie uśpiło czujność zasypanych przez lawinę ratowników.
- Zwykle lawiny zasypują ludzi przy ładnej pogodzie i przy niewielkim zagrożeniu lawinowym. Czwarty i piąty stopień wywołują strach i tym samym większą ostrożność - uważa ratownik Andrzej Brzeziński.
Dokładne przyczyny wczorajszej tragedii wyjaśni śledztwo, które już rozpoczęła prokuratura.
Naczelnik grupy karkonoskiej GOPR Maciej Abramowicz nie potrafi wyjaśnić, dlaczego ratownicy znaleźli się w zamkniętym dla turystów terenie.
- Na pewno nikt im nie wydał polecenia, by udali się w to miejsce. Dyżur patrolowy polega na patrolowaniu szlaków i nartostrad. W żlebie slalomowym ich nie ma - tłumaczy Maciej Abramowicz.
Naczelnik zastanawia się czy nie wydać swym ratownikom zakazu wchodzenia zimą do Kotła Małego Stawu. •

Lawiny w Karkonoszach
Około 150 metrów od miejsca wczorajszego dramatu, dwa lata temu 7 lutego zginął ratownik. Do tragedii doszło podczas szkolenia, w którym brało udział 21 ratowników górskich z Polski i Niemiec. Na wchodzących po lodowej ścianie wspinaczy, korytarzem Rzepióra zeszła śnieżna lawina. W jej zasięgu znalazło się pięć osób. Cztery, choć poważnie ranne, przeżyły.
Najtragiczniejszym zdarzeniem w 50-letniej historii grupy karkonoskiej GOPR był wypadek w Białym Jarze, do którego doszło 20 marca 1968 r. Zginęło wówczas 18 turystów z ówczesnego ZSRR oraz ich polski pilot. Grupa weszła na szlak zamknięty ze względu na zagrożenie lawinowe. Wtedy zboczem Białego Jaru zeszła lawina.
Inna tragedia w polskich Karkonoszach zdarzyła się w grudniu 2001 r. Lawina zasypała wówczas dwoje narciarzy w kotle Łomniczki. Podczas 12-godzinnej akcji ratunkowej udało się odnaleźć zasypanych ludzi. Jedna z nich zmarła.

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto