Leśnicy znaleźli ciało turysty, który zaginął w Masywie Śnieżnika w listopadzie
Wczoraj po południu leśnicy z Kletna znaleźli ciało 54-letniego Mikołaja Mikułowskiego, turysty z Warszawy, który zaginął pół roku temu. Wówczas poszukiwania nie przyniosły rezultatu ze względu na śnieg leżący w górach. Teraz zdecydował przypadek
W rejonie Śnieżnika moi ludzie prowadzą prace zalesieniowe – powiedział nam Mirosław Mrugała, leśniczy z Kletna. – Przypadkowo natknęli się na leżące w śniegu, poza szlakiem, ludzkie zwłoki. Od razu byli przekonani, że to ten zaginiony. Był charakterystycznie ubrany, miał ze sobą narciarskie kijki. Leśnicy znali te szczegóły, bo brali udział w akcji poszukiwawczej.
Szukali go przyjaciele
Mikułowski był człowiekiem gór. Wytrawny zdobywca najwyższych szczytów, himalaista. W Sudetach często odpoczywał, teoretycznie nie powinny być dla niego wielkim wyzwaniem. Wychodząc w góry, zawsze był doskonale przygotowany. Miał mapy, sprzęt, odpowiedni ubiór. Znał tu każdą chatkę, w której można się schronić w razie niepogody.
Jego ciało odkryto w pobliżu tzw. domku myśliwego pod wejściem na Śnieżnik.
– W niedzielę byliśmy bardzo blisko tego miejsca – powiedziała nam żona, Katarzyna Mikułowska, tuż po informacji o znalezieniu ciała. – Mąż był ostatnio widziany w Kletnie. Przypuszczałam, że postanowił stamtąd pójść na szczyt, miał taki plan.
W miniony weekend, od czwartku do niedzieli, Mikułowskiego poszukiwali nie tylko goprowcy i leśnicy, ale też rodzina i przyjaciele. Na apel żony zareagowało kilkadziesiąt osób.
– Razem chodziliśmy po górach, przyjaźniliśmy się wiele lat, jesteśmy mu to winni – mówił podczas poszukiwań Adam Heinrich, przyjaciel zaginionego.
Większość nie miała złudzeń – było mało prawdopodobne, by ich kolega mógł przeżyć. Nie wierzyli również w inne wersje, np. w to, że chciał zerwać kontakty z rodziną, wyjechać i zaszyć się gdzieś z dala od niej.
Chciał odpocząć
W dniu zaginięcia Mikołaja Mikułowskiego w górach była fatalna pogoda. Padał gęsty śnieg, widoczność była słaba.
– Nie sądzę, by to mogło go zaskoczyć – uważa jednak inny z jego przyjaciół, Paweł Słomczyński. – Znał te góry doskonale, spędził tu kilka lat jako kierownik stacji badawczej. Był pracownikiem Instytutu Badawczego Leśnictwa w Warszawie. Pisał pracę habilitacyjną na temat wiatrów i pokrywy śnieżnej w Sudetach. Wiedział na temat tutejszego klimatu wszystko.
Mikułowski wybrał się w swoją ostatnią wyprawę właśnie po to, żeby odpocząć. Był zmęczony i zestresowany pisaniem pracy. Chciał spędzić kilka dni w samotności – co zresztą u niego nie było czymś szczególnym. Po trzech dniach samotnego wędrowania miał dotrzeć w Góry Izerskie. Tam umówił się z kolegami. Żona zaniepokoiła się jednak już wcześniej. Nie zadzwonił w dniu jej imienin, jego telefon milczał przez cały czas.
Na razie wszystko wskazuje na to, że śmierć turysty była wypadkiem. Może zasłabł, może zabłądził? Jednak przeliczył się z własnymi siłami? •
CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?