Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zbrodnia, która wstrząsnęła nie tylko Złotoryją

Edyta Golisz, Piotr Kanikowski
Maćka Witkowskiego pożegnały tłumy złotoryjan: rodzina, sąsiedzi, koledzy.
Maćka Witkowskiego pożegnały tłumy złotoryjan: rodzina, sąsiedzi, koledzy.
Zamordowali go koledzy Maciek Witkowski ze Złotoryi nie wrócił po lekcjach do domu, choć zawsze tak robił. To było w styczniu. Odtąd każdy dzień jego mamy był podobny: lęk mieszał się z wiarą, że będzie dobrze.

Zamordowali go koledzy

Maciek Witkowski ze Złotoryi nie wrócił po lekcjach do domu, choć zawsze tak robił. To było w styczniu. Odtąd każdy dzień jego mamy był podobny: lęk mieszał się z wiarą, że będzie dobrze. Prawda okazała się zbyt straszna, żeby ją zrozumieć

Świat Doroty Marciniak runął w jednej chwili, kiedy okazało się, że jej syn Maciek nie żyje. Zamordowali go z zimną krwią trzej koledzy ze szkolnej ławki, z Liceum Wojskowego. Wcześniej starała się trzymać, bo miała nadzieję. Teraz nie ma już nic.
Maciek miał 17 lat. Wyrósł na przystojnego, młodego mężczyznę. Czasem coś zbroił, jak to chłopak. Czasem nie chciał zjeść obiadu. Dużo się śmiał, miał dobre serce i trudno go było nie lubić. Maciek i jego mama kochali się bardzo. Mieli na świecie tylko siebie.
Dzień 25 stycznia tego roku Dorota Marciniak pamięta najdokładniej, jak tylko można. Przez ostatnie trzy miesiące, kiedy jeszcze wierzyła, że odnajdzie Maćka żywego, milion razy analizowała tę datę w myślach. Przypominała sobie najdrobniejsze szczegóły, żeby nie przeoczyć niczego, co mogłoby doprowadzić ją do syna.

Kłamali prosto w oczy
– Maciek był chory, złapał jakieś przeziębienie. Dzień przed zaginięciem nie był w szkole. Feralnego dnia też powinien zostać w domu, ale chciał iść do szkoły, bo był ciekaw, jak poszedł mu napisany wcześniej sprawdzian – opowiada pani Dorota. Po lekcjach chłopak nie wrócił do domu. To się nie zdarzało. Zawsze wracał. Z drobnymi wyjątkami, kiedy szedł do babci. Tam ciągle był jego komputer. Do mieszkania w bloku w centrum Złotoryi przeprowadził się z mamą niedawno i z przeniesieniem komputera czekali, aż wygaśnie opłacony w mieszkaniu babci abonament na internet. Jednak 25 stycznia nie było go także u babci.
Od tej pory, przez trzy miesiące, pani Dorota nie ustawała w poszukiwaniach syna. Zorganizowana, rozsądna, rzeczowa. Pomagała jej siostra, Monika Szmigielska, choć jest w zaawansowanej ciąży. – Maciek miał być ojcem chrzestnym – mówi cicho pani Monika.
Rozklejały ogłoszenia, chodziły do gazet i rozgłośni radiowych, prosząc o pomoc. Jeździły wszędzie tam, skąd nadszedł choćby najmniejszy sygnał, że ktoś widział Maćka. Rozmawiały ze wszystkimi z klasy Maćka. Oglądały film zarejestrowany przez kamerę monitorującą szkołę. Widać na nim, jak Maciek wychodzi ze szkolnego budynku. W towarzystwie kolegów.
Pani Dorota i pani Monika rozmawiały z tymi chłopakami. Nie raz i nie dwa. Pytały, co dokładnie mówił Maciek, w którą stronę poszedł. Rozmawiały nawet z ich rodzicami.
– Koledzy Maćka ciągle powtarzali, że rozstali się z nim po drodze, każdy poszedł w swoją stronę. Dziś wiemy, że to byli jego mordercy. Mordercy, którzy kłamali nam prosto w oczy – płacze pani Monika.
– Po tym, jak we trzech zamordowali mojego syna, dwóch z nich poszło na zajęcia pozalekcyjne, a trzeci na randkę z dziewczyną – dodaje szeptem pani Dorota.

Makabryczne odkrycie
Maćka szukała też policja. – Sprawdzaliśmy każdy trop. Niestety, bez powodzenia – opowiada Piotr Klimaszewski ze złotoryjskiej policji.
Straszna prawda ujrzała światło dzienne dokładnie trzy miesiące po zaginięciu chłopaka. Tadeusz Krysztan z Jerzmanic-Zdroju, emerytowany policjant, potrzebował świerkowych żerdek. Poszedł z kuzynem do podzłotoryjskiego zagajnika.
– Od razu zwróciłem uwagę na wgłębienie pod stopami. Wokół leżały igły, a tu nie. Była tylko świeżo ruszona szpadlem ziemia. Zastanawiające były wymiary dołu. Miał jakieś sto siedemdziesiąt na siedemdziesiąt centymetrów, był na wzniesieniu. Na taką górę nikt nie ciągnąłby padliny czy śmieci do zakopania – mówi Tadeusz Krysztan. – Całe życie przepracowałem w policji, wiedziałem, co to może być – dodaje.
To było we wtorek. W środę rano pan Tadeusz pojechał do komendy złotoryjskiej policji i opowiedział o swych podejrzeniach. Gdy policjanci zaczęli kopać, szybko trafili na ciało Maćka. Leżało odwrócone bokiem, 30 centymetrów pod ziemią. – Tak makabrycznej zbrodni w Złotoryi nie pamiętam – mówi Krysztan.
Maciek miał poderżnięte gardło. Zabójcy zwabili go podstępem do lasu, po lekcjach. Wszystko dokładnie zaplanowali. W zagajniku wykopali wcześniej dół, głęboki na pół metra.
Mrozy w styczniu były takie, że musieli mocno się napracować. Gdy przyprowadzili Maćka na miejsce, zaatakowali. Związali mu ręce, naciągnęli na twarz czarną kominiarkę i poderżnęli gardło. Jakby tego mało, znęcali się nad umierającym kolegą jeszcze po tym, gdy wrzucili go z rozharatanym gardłem do przygotowanego grobu. Na ciele Maćka były ślady ciosów nożem i saperką...
Policja i prokuratura szybko zatrzymały kolegów Maćka. Tych, z którymi był widziany ostatni raz. 17-letni Mateusz S., 18-letni Michał P. i 17-letni Marek A. przyznali się do winy, choć próbowali nieudolnie zrzucać ją jeden na drugiego. – Wszystkim postawiono zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem. Grozi za to kara 25 lat więzienia lub dożywocie – mówi Liliana Łukasiewicz z Prokuratury Okręgowej w Legnicy.

Spokojni, niepozorni
Miasto jest w szoku. Złotoryjanie, którzy znają zabójców, mówią o nich: zwyczajni chłopcy, niczym się nie wyróżniający, z normalnych rodzin.
– Byli w szkole jak większość innych uczniów: jeden cichy i niepozorny, drugi zagadywał nauczycieli (trzeci z uczniów przeniósł się po morderstwie do innej szkoły – dopisek redakcji) – mówi Henryka Lasoń, dyrektorka Zespołu Szkół Zawodowych w Złotoryi. Jest tam klasa wojskowa, w której uczył się Maciek.
Do uczniów przychodzi psycholog. Pani dyrektor przez całą dobę nie rozstaje się z telefonem komórkowym. Na wypadek, gdyby któryś z uczniów potrzebował pomocy. – Rozmawiałam z mamą Maćka. Zgodziła się, byśmy powiesili w drzwiach duże zdjęcie jej syna. Drugie stoi obok, wśród kwiatów i zniczy na szkolnym korytarzu – mówi cicho Henryka Lasoń.
Nikt nie może zrozumieć, co się stało, że trójka chłopców, prawie dzieci, posunęła się do takiej zbrodni. Prokuratura zna motyw zabójstwa, ale dla dobra śledztwa nie chce go ujawnić. Udało nam się nieoficjalnie ustalić, że pogłoski, jakoby morderstwo Maćka było związane z fascynacją uczniów satanizmem, to zwykła plotka.
– Pani wie, że ja jednego z morderców syna nawet karmiłam, kiedy przychodził do nas do domu – łka Dorota Marciniak. – Wychowałam Maćka tak, żeby ufał ludziom. I zaufał. Za bardzo...
W środę był pogrzeb Maćka.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto