Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zatańczyć ze śmiercią i przeżyć - nowa książka wrocławskiego autora, Mieczysława Gorzki!

Natalia Niedzielska-Burdzy
Natalia Niedzielska-Burdzy
„Totentanz” - nowa powieść Mieczysława Gorzki właśnie trafiła do księgarń. Czy trzecia książka o wrocławskim policjancie Marcinie Zakrzewskim powtórzy sukces poprzednich?

W ciągu roku wydał Pan aż trzy powieści kryminalne. W 2019 były to „Martwy sad” i „Iluzja”, teraz ukazuje się ostatnia książka z cyklu: „Totentanz” Czyżby ścigał się Pan z Remigiuszem Mrozem w szybkim pisaniu?
Nie, nie zamierzam się ścigać z panem Mrozem! (śmiech) Moje książki powstają wolno. Wszystkie powieści mogły się ukazać w ciągu jedenastu miesięcy, ponieważ już wcześniej miałem je napisane. „Martwy sad” powstał w roku 2012, „Iluzję” i „Totentanz” pisałem równolegle w ciągu ostatnich czterech lat.

Każda kolejna Pana książka jest obszerniejsza od poprzedniej. Czy ma Pan aż tyle pomysłów, a może wydawca oczekuje od Pana „grubych książek? Jakie sam wybiera Pan lektury – też woli Pan kilkusetstronicowe rozbudowane fabuły?
Planując książkę, zaczynam od jakiejś kluczowej sceny i później do tego fragmentu dokładam kolejne zdarzenia, aż powstanie spójna historia. Nie planuję bardzo długich książek. W trakcie pisania jednak często nachodzą mnie wątpliwości, że historia jest zbyt prosta i dla inteligentnego czytelnika kryminałów będzie łatwa do rozszyfrowania. Dlatego zaczynam ją komplikować, wprowadzając nowe wątki, czasem nowe postaci, których wcześniej nie planowałem. Później okazuje się, że ci nowi bohaterowie mają spory potencjał fabularny i zaczynają odgrywać w mojej historii coraz bardziej znacząca rolę. W ten sposób pojawiło się wielu bohaterów występujących w powieści „Totentanz”. No i w taki sposób książka robi się coraz grubsza. Nie wiem czy wydawca jest z tego zadowolony… (śmiech)
Ja sam uwielbiam, gdy książka jest gruba. Szczególnie gdy mi się podoba. Chciałbym ją czytać jak najdłużej, a potem jest mi żal, że za szybko się skończyła.

Pisanie sprawia mi wielką frajdę, jeśli jednak miałbym coś wybrać, to najbardziej ekscytujący – oprócz końca pisania – jest pomysł. Czasem dobry pomysł wpada mi do głowy zupełnie nieoczekiwanie

Proszę się przyznać, czy przed rokiem, kiedy oczekiwał Pan premiery swojej pierwszej powieści, bardziej się Pan bał czy cieszył? Czy spodziewał się Pan pochwał czytelników? Czy jest Pan zadowolony z przyjęcia swoich książek?
Nie opuszczały mnie oba te uczucia. Cieszyłem się, że tyle lat wyczekiwany debiut wreszcie pojawi się w księgarniach, a równocześnie czułem tremę, jak książka zostanie przyjęta przez czytelników. I oczywiście, czy zostanie zauważona. W sytuacji gdy ukazuje się w Polsce prawie 200 nowych książek kryminalnych rocznie, trzeba mieć szczęście, żeby nie zginąć w masie innych tytułów i autorów. Mnie szczęście dopisało i „Martwy sad” znalazł swoich czytelników. Bardzo jestem dumny, że czytelnikom się podoba i wystawiają mu dobre oceny.
Sam jestem ostrożny w oczekiwaniach. Na pewno cieszę się, że książki zostały dobrze przyjęte i to mnie mobilizuje do dalszej pracy. Równocześnie mam świadomość, że kolejna słabsza książka może wszystko zaprzepaścić. Łaska czytelnika na pstrym koniu jeździ…

Z jakim odbiorem spotkał się Pan w swoich rodzinnych okolicach, w Szczepanowie i w Środzie Śląskiej, które są miejscem akcji „Martwego sadu”? Czy ma Pan fanów wśród tamtejszych mieszkańców?
Słyszałem same pozytywne opinie. Książki się bardzo podobały, chociaż bardziej „Martwy sad”, którego akcja rozgrywa się głównie w Szczepanowie. Dotarły do mnie głosy, że owszem „Iluzja” jest bardzo dobra, jednak do „Martwego sadu” czytelnicy z tych rejonów mają większy sentyment. Dla nich wszystkich mam dobrą wiadomość: akcja „Totentanza” znowu zahacza o Szczepanów , a nawet wraca tam na wielki finał.

Czy Pana życie zmieniło się po debiucie? Tak Pan sobie wyobrażał bycie autorem?
Na razie niewiele się dla mnie zmieniło. Moje życie wygląda tak samo jak przed debiutem, z tą różnicą, dla pewnej małej grupy osób stałem się rozpoznawalny i czasem nieznajomi piszą do mnie, gratulując udanych książek, a ja się cieszę, że komuś moje powieści sprawiły radość.
W ogóle sobie nie wyobrażałem bycia pisarzem. Może gdybym był bardziej popularny, dowiedziałbym się, jak to jest naprawdę. (śmiech)

Co najbardziej lubi Pan w pisaniu, który etap powstawania i życia książki? Wymyślanie fabuły i bohaterów? Proces pisania i dopracowywanie tekstu? A może czytanie recenzji i kontakt z czytelnikami, spotkania z fanami ¬- teraz ograniczone do mediów społecznościowych?
Najbardziej lubię, kiedy na ostatniej stronie piszę: KONIEC (śmiech). A tak na poważnie, to bardzo lubię wymyślać historie, a później je spisywać. To jest dla mnie bardzo dobra zabawa, relaks, odreagowanie stresu. Pisanie sprawia mi wielką frajdę, jeśli jednak miałbym coś wybrać, to najbardziej ekscytujący – oprócz końca pisania – jest pomysł. Czasem dobry pomysł wpada mi do głowy zupełnie nieoczekiwanie: na spacerze, na zakupach, przed telewizorem. Moja rodzina doskonale zna już te momenty, kiedy nagle podskakuję i krzyczę: „Wow! Mam świetny pomysł!”. Czasem pomysł przychodzi sam, czasem jest zainspirowany prawdziwym zdarzeniem. Nie wszystkie pomysły wchodzą w fazę realizacji. Wybieram najciekawszy, potem przez długie tygodnie o nim myślę i zastanawiam się, jak zamienić go na ciekawą książkę. Gdy mam całą fabułę ułożoną w głowie, spisuję scenariusz. Potem jest długi proces pisania. Najmniej ciekawym dla mnie etapem jest żmudne dopracowywanie tekstu, poprawianie błędów, szukanie nieścisłości w fabule i sam proces redakcji. Mam jednak świadomość, że bez tego nie byłoby dobrej książki, więc nie narzekam.
Oczywiście, czytanie pozytywnych recenzji i spotkania z czytelnikami sprawiają mi również wielką przyjemność. Mam nadzieję, że czas zamknięcia w domu niedługo się skończy i świat czytelniczy też wróci do normalności.

Współczesny Wrocław jest ważnym tłem Pana powieści, głównie dlatego, że ich bohaterem jest komisarz wrocławskiej policji, Marcin Zakrzewski. Czy pisząc książki, spaceruje Pan po ulicach, jeździ samochodem ( a może motocyklem – jak Pana bohater) po oddalonych dzielnicach, nadodrzańskich terenach, miejskich lasach i opuszczonych terenach? Czy raczej ślęczy Pan nad planem miasta i przegląda zdjęcia w Internecie?
Motocyklem nie jeżdżę, chociaż od lat walczę z taką pokusą. Kto wie, może jeszcze kiedyś wsiądę na motocykl? Tylko wtedy musiałbym mieć kask z namalowaną trupią czaszką jak Zakrzewski (śmiech).
Wrocław jest naturalnym miejscem akcji dla moich książek. Tu mieszkam, tu chodziłem do średniej szkoły, potem studiowałem, uwielbiam to miasto i jego historię. Szczególnie interesuje mnie średniowieczna historia Wratislavii. Uważam, że miasto ma swój mroczny klimat, który sprzyja powstawaniu kryminalnych historii. Do dzisiaj istnieją takie miejsca, gdzie wystarczy zejść z głównej ulicy, by poczuć aurę niepokojącej tajemnicy.
Wszystkie miejsca, które opisuję, staram się odwiedzać wcześniej osobiście. Piszę zazwyczaj wieczorem i w nocy, więc korzystam wtedy z pomocy Internetu.

Na okładce najnowszej powieści znajduje się fotografia, której jest Pan autorem. Co przedstawia i dlaczego to właśnie to zdjęcie zostało wybrane?
Zdjęcie zostało zrobione w Szczepanowie na starym cmentarzu przy kościele św. Szczepana, Tylko kilkadziesiąt metrów dalej znajduje się magicznie niepokojący sad, opisany w pierwszej powieści. Według mnie ten wrośnięty w drzewo krzyż symbolizuje nierozerwalny związek przeszłości z teraźniejszością i przyszłością. Zdjęcie musiało spodobać się również w Wydawnictwie Bukowy Las, skoro trafiło na okładkę.

Uważam, że Wrocław ma swój mroczny klimat, który sprzyja powstawaniu kryminalnych historii. Do dzisiaj istnieją takie miejsca, gdzie wystarczy zejść z głównej ulicy, by poczuć aurę niepokojącej tajemnicy.

Tytuł najnowszej powieści sugeruje bardzo poważną tematykę. Czy jest to książka tylko dla osób, które nie obawiają się mrocznych klimatów? A może wprost przeciwnie – pisze Pan dla czytelników, którzy lubią się bać? Czy mamy się spodziewać horroru czy „tylko” thrillera?
Horror kojarzy mi się raczej z duchami i zjawiskami nadprzyrodzonymi, więc nie zaklasyfikowałbym tak swojej najnowszej książki. Myślę, że thriller może być dobrym określeniem, chociaż pisząc zupełnie się nad tym nie zastanawiałem. Chciałem napisać dobry kryminał, który zabierze czytelnika na kilka czy kilkanaście godzin w świat zbrodni, psychopatów, kłamstw, oszustów i szlachetnych policjantów, którzy czuwają, żeby zło ostatecznie nie zatriumfowało. Bardzo zależało mi na tym, żeby klimat „Totentanza” był inny niż w moich poprzednich dwóch książkach. „Martwy sad” miał coś z horroru, „Iluzja” w zamyśle miała być klasycznym kryminałem z wątkami sensacyjnymi, a w powieści „Totentanz” spróbowałem stworzyć mroczną i duszną atmosferę niepewności, zagrożenia, szaleństwa. Czytelnicy ocenią, czy mi się udało.
„Totentanz” jest przede wszystkim książką o śmierci, ale też o odradzaniu się i instynkcie przetrwania, który sprawia, że człowiek, by ocalić swoje życie, nie cofnie się przed niczym. To jest też książka o przeszłości. Cokolwiek zrobimy, przeszłość zawsze będzie obok nas i będzie wpływać na nasze życiowe decyzje. Żadne nierozwiązane problemy z przeszłości nie znikają bezpowrotnie. Prędzej czy później dopadają ludzi, zazwyczaj kiedy zupełnie nie są na to przygotowani. Nie można normalnie żyć bez pogodzenia się z przeszłością.

„Totentanz” przynosi rozwiązanie bolesnej zagadki przewijającej się w całym cyklu „Cienie przeszłości”, dotyczącej osobiście komisarza Marcina Zakrzewskiego. Czy planuje Pan nowe powieści z tym bohaterem? Wielu czytelników na pewno go polubiło i chętnie dowiedziałoby się, co nowego u pana policjanta – w życiu zawodowym i uczuciowym...
Tak, „Totentanz” zamyka cykl „Cienie przeszłości”. Komisarz Zakrzewski zmierzy się z największą traumą swojego życia, stanie oko w oko ze śmiercią i będzie musiał podjąć najtrudniejsze z życiu decyzje, żeby przeżyć i nie ulec szaleństwu. Czekają go naprawdę trudne chwile.
Jeśli tylko czytelnicy wyrażą chęć poznania dalszych losów Zakrzewskiego, bardzo chętnie im opowiem, co było dalej. W mojej głowie powstają kolejne trzy książki z Marcinem w roli głównej. Od popularności mojej najnowszej książki zależy, czy ujrzą światło dzienne. Zachęcam do lektury!

Z Mieczysławem Gorzką, autorem serii "Cienie Przeszłości" rozmawiała Małgorzata Wróblewska

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto