MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Zapach książki, smak rozmowy

Anna Fluder (radio RAM) i Katarzyna Kaczorowska
spgw
spgw
Z profesorem Stanisławem Beresiem, historykiem literatury, pisarzem , autorem programu „Telewizyjne Wiadomości Literackie” • Śniadanie lubi Pan jeść po francusku czy po angielsku? – Jadam ...

Z profesorem Stanisławem Beresiem, historykiem literatury, pisarzem , autorem programu „Telewizyjne Wiadomości Literackie”
• Śniadanie lubi Pan jeść po francusku czy po angielsku?
– Jadam bardzo słowiańskie śniadania, lubię mleczne rzeczy, kluchy, takie ciapaje.

• Lubił Pan w przedszkolu zupę mleczną z makaronem?
– W dzieciństwie nienawidziłem. Te potrawy mleczne miały dziwny zapach, którego nie potrafię odtworzyć. Kiedy przejeżdża się koło fabryki karmelu, to coś takiego się czuje w powietrzu i wtedy wszystko tak śmierdziało w przedszkolach.

• To kiedy zaczął Pan lubić zupy mleczne?
– Jak mi się smak poprawił. Jako dziecko straciłem smak i powonienie, właściwie byłem inwalidą. Proces odzyskiwania tych zmysłów trwał długo. W ogóle nie czułem, tylko udawałem, że czuję. Moi koledzy wykształcili sobie wtedy sposób łagodnego obchodzenia się ze mną. Kiedyś, wówczas asystent, dziś profesor, Marcin Cieński, poszedł ze mną na spacer po Oporowie. Była wiosna. Kwiaty zaczęły kwitnąć. Chodzimy, dyskutujemy o uczonych rzeczach i w pewnym momencie desymulując, bo czułem, że w powietrzu jest coś wyraźnego, a widziałem kwiaty kwitnące, mówię „Ach, jak kwiecie pięknie pachnie”. Marcin, który jest bardzo delikatny, chwilę pomilczał, potem chrząknął raz, drugi, w końcu powiedział: „Wiesz, nie chcę cię Bereś obrazić, ale dzisiaj na Oporowie pompowali szambo”. W którymś momencie już po trzydziestce, smaki i zapachy wróciły

• Czy ten brak powonienia wpłynął na Pana poczucie smaku literatury?
– To było w czasach, kiedy smaków literatury nie potrafiłem dobrze odczuwać. Czasem mi się zdarzy, że coś czytam, co poznałem jako młody człowiek, i widzę, że wtedy w ogóle nie wiedziałem, o co chodzi.

• Jak więc się dochodzi do smaku literackiego?
– Odpowiedź jest strasznie banalna i aż się jej wstydzę. Bardzo dużo trzeba czytać i to się musi poukładać jakoś w człowieku warstwami, przegryźć, pewnie jakaś fermentacja tam musi zachodzić. I w pewnym momencie osiąga się coś, ale nie poczucie, że się wie – tego nigdy się nie wie. Mam punkt odniesienia do tego, jak się rozpoznaje smaki literackie, poprzez jury, w których zasiadałem. Przez siedem lat w Nagrodzie Nike, a teraz w Nagrodzie Angelusa. To ciekawe doświadczenie, kiedy mam obok siebie wybitnych pisarzy, literaturoznawców, krytyków, znawców kultury, i widzę, jak jedni te same książki uważają za świetne i wybitne, a inni za grafomanię. To też mnie nauczyło, że nie należy za bardzo wierzyć w swoje przekonanie, że coś jest dobre lub złe.

• Pisarze boją się Pana? A może się podlizują? Od Pańskiej opinii zależy przecież w jakimś stopniu ich kariera.
– Kiedyś pytałem wydawców o informacje, o ile podskakuje sprzedaż po programie „Telewizyjne Wiadomości Literackie”. Wcale nie jest tak znacznie, w każdym razie nie tak, jak u Bernarda Pivot we Francji, że natychmiast 50 tysięcy książek znika z półek. Jeśli chodzi o to, jak mnie traktują pisarze, to bywa bardzo różnie. Zresztą ja też stosuję różne techniki.

• Uwodzi ich Pan?
– Czasem trzeba. Ale najbardziej lubię sytuacje, kiedy oni nie kojarzą, że ja to ja. Jak się umawiamy telefonicznie, to wiedzą, że przyjedzie telewizja. Czasem nazwisko coś im mówi, a jak nie – to się dowiadują od kolegów. Wtedy zaczyna się robić źle, bo zaczynają się nerwowe telefony: „A który to Bereś? Ten z „Gazety Wyborczej” czy ten od Konwickiego?”. Jak się okazuje, że ten od rozmów z Konwickim, jest gorzej. „Jakie pytania będzie pan zadawał? A może pan przysłać je e-mailem lub faksem?”. Nie wiem, dlaczego pisarze wolą dostawać je faksem, może wstydzą się przyznać, że nie używają komputera? Może są z góry nastawieni jak na wojnę? Bywało, że pisarze, których lubiłem, czy do dziś cenię, a nawet kocham ich książki, przychodzili uzbrojeni, żeby ze mną powalczyć. Jest jeszcze wariant – pisarze przestraszeni. W ogóle twórcy to bardzo wrażliwi ludzie, oni się spodziewają złych rzeczy, chamskich pytań, wchodzących w świat, którego nie chcą dotykać. Bywa, że się spodziewają pytań, na które nie będą potrafili odpowiedzieć, a są ludźmi dumnymi, którzy będą odgrywać rolę człowieka, który wszystko wie i potrafi. A przecież to ja powinienem być wylękniony, bo przychodzę do słynnego pisarza, który może ze mnie zrobić idiotę.

• Ile czasu potrzebuje Pan, żeby rozszyfrować rozmówcę?
– Czasami nigdy się to nie udaje. Są pisarze, którzy dla mnie pozostali zagadkami. I do dziś nie wiem, jak należało z nimi rozmawiać, postępować. Pierwsze doświadczenia miałem, kiedy nagrywałem rozmowy z żagarystami: Miłoszem, Zagórskim i Rymkiewiczem. Nawet z Jędrychowskim, który był zawodowym politykiem, rozmawiałem. Może to była najtrudniejsza i najbardziej nieprzyjemna rozmowa życia. Beton. Kompletny. Zero możliwości porozumienia. Mówi nowomową. Mówi to, co jest mu wygodne ze względów politycznych. Inni gadali po ludzku, a on po staremu.

• A która rozmowa zrobiła na Panu największe wrażenie?
– Nie tylko na mnie, ale też na całej ekipie. Z Leo Lipskim, nieżyjącym już pisarzem mieszkającym w Izraelu, tworzącym całe życie na emigracji. To jeden z najwybitniejszych prozaików polskich, ale do literatury polskiej nie wrócił w należne mu miejsce. Wiele lat był prawostronnie sparaliżowany. Pisał w odosobnieniu, cienkie książeczki o sprawach, które są potwornie trudne i bolesne. Ubzdurałem sobie, żeby z nim porozmawiać. Pojechaliśmy do Tel Awiwu i stanęliśmy u łoża Hioba. Upał, w mieszkaniu 40 stopni, pamiętam, bo wisiał termometr. Z niego się lał pot, z nas też. Tylko że on był przykuty do łóżka. Bardzo się cieszył na tę rozmowę, chciał się wypowiedzieć, i nie mógł, bo z ust wydobywały mu się szczątki sylab. Ponieważ Lipski mówił jękami, za niego mówiła opiekująca się nim profesor Glucksman, która wzięła go do siebie do domu. Zajmowała się nim przez wiele lat i go rozumiała. Zadawałem pytanie, Lipski wydawał serię nieartykułowanych dźwięków, następnie pani profesor je tłumaczyła. Czasem nie tak, jak on chciał – miała, jak się okazało, swoją wersję na jego temat. On czasem się zgadzał i wtedy widziałem, jak potakuje, a czasem nie, słychać było wtedy „aaaoooaa”, a profesor mówiła: „Ależ Leo, naprawdę jest tak jak mówię”. Pamiętam, jak chciałem naprowadzić rozmowę na kobiety, szalenie ważne w jego prozie, pokazywane w drastyczny sposób. To był kawał mężczyzny i kiedy jeszcze chodził, kobiety za nim szalały. I pytam: „Pan lubi takie kobiety upadłe?”. Na co pani Glucksman: „Ależ skąd! Leo tylko stosuje taką figurę literacką”. A Lipski wtedy „eeeee”. Wtedy ja: „Ale pan Leo mówi coś innego. Panie Leo, lubił pan takie kobiety?”. „Aaaaaa”. „Nie Leo, nie lubisz!”. Z jednej strony było to zabawne, a z drugiej tragiczne. Chciał wypowiedzieć siebie, a nie mógł, bo z jednej strony miał cenzora, a z drugiej własne, fizyczne ograniczenie. Trudno mi zapomnieć tamto doświadczenie.

• Ukazała się właśnie Pana książka będąca zapisem spotkań w Salonie Profesora Dudka. Bywa Pan tam jako gość i prowadzący spotkania. W czym tkwi fenomen tego miejsca?
– To niezwykłe zjawisko. Siedemdziesiąt osób spotyka się co piątek, żeby dyskutować o różnych ważnych sprawach przez kilka godzin. Ten wrocławski salon jest bardzo znany w kraju, wiele osób w nim było, jeszcze więcej o nim słyszało. Kiedy jestem na jakiejś uczelni w kraju z wykładami, to często w rozmowie pojawia się temat salonu. We wrześniu odbędzie się jubileuszowe spotkanie, na którym będzie amerykański noblista. Tematem spotkania jest relacja między filozofią a nauką – to chyba pokazuje charakter tego miejsca.

• Ciężko było zredagować książkę? Profesor niechętnie się dzieli tym, co dzieje się w Salonie?
– To prawda, nie pozwala nagrywać, poza wewnętrzną rejestracją. Ale z książką się udało. Zapis jest skrócony, ale tematyka jest interesująca dla wszystkich – człowiek.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Błysk i cekiny czyli gwiazdy w Cannes

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto