Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Z więzienia na smycz - Elektroniczna bransoletka rozwiąże problem przepełnionych cel?

Hanna Wieczorek
Skazany ma ją nosić na nadgarstku lub kostce. Nie dla ozdoby. W bransoletkę będzie wbudowany nadajnik, który pozwoli kontrolować każdy jego ruch. Dzięki temu karę może odbyć w domu.

Skazany ma ją nosić na nadgarstku lub kostce. Nie dla ozdoby. W bransoletkę będzie wbudowany nadajnik, który pozwoli kontrolować każdy jego ruch. Dzięki temu karę może odbyć w domu.

Rząd przyjął projekt ustawy wprowadzającej monitoring elektroniczny skazanych, którzy nie będą odbywać kary w więzieniu.
– Będzie to dotyczyło tylko tych, którzy zostali skazani na kary krótkoterminowe i wyrażą na to zgodę – wyjaśnia premier.
Jarosław Kaczyński ma nadzieję, że bransoletki pozwolą uniknąć budowy nowych więzień.
Pomysł nie jest nowy. Rządowy projekt jest wzorowany na brytyjskich, szwedzkich, holenderskich i duńskich doświadczeniach. Podobne rozwiązanie stosowane jest też w Stanach Zjednoczonych.

Ostrożny entuzjazm
Według szacunków Ministerstwa Sprawiedliwości, z tego rozwiązania może skorzystać 15 tysięcy więźniów. Jednak początkowo monitoringiem elektronicznym objętych zostanie nie więcej niż trzy tysiące osób.
System dozoru ma składać się z trzech części. Nadajnik wmontowany w bransoletę ma nosić skazany. W mieszkaniu odbywającego karę zostanie zainstalowane urządzenie monitorujące, podłączone do telefonu oraz komputera znajdującego się w sądzie.
Dzięki temu będzie można kontrolować osobę odbywającą karę.
Nie wiadomo jeszcze, kto miałby się zająć obsługą dozoru: firma państwowa czy prywatna. Projekt ustawy dopuszcza obie te możliwości. Jak się okazuje, z wyliczeń resortu sprawiedliwości wynika, że tańsza będzie państwowa kontrola. Ma ona kosztować około 45 milionów złotych, podczas gdy prywatna 54 mln zł.
Rząd będzie miał sporo czasu na rozstrzygnięcie tych wątpliwości. Jeśli Sejm przyjmie ustawę o dozorze elektronicznym, może on zostać wprowadzony najwcześniej w połowie przyszłego roku.

Kara nadal dolegliwa
Według autorów projektu, dozór jest dotkliwą karą. Skazany będzie bowiem w dużym stopniu uwięziony w domu. To sąd ustali, w jakim czasie i w jakim celu może opuszczać mieszkanie. Te dolegliwości, według wiceministra sprawiedliwości Andrzeja Kryżego, rekompensuje jednak z nawiązką możliwość utrzymania więzi z rodziną i swoim środowiskiem oraz kontynuowania pracy lub nauki. – Trzeba pomóc takim ludziom, którzy popełnili przestępstwo po raz pierwszy lub w sposób przypadkowy. Muszą oni ponieść karę, ale trzeba myśleć o takiej formie kary, która nie złamałaby im życia – powiedział wiceminister.

To dobry pomysł
Proponowane rozwiązanie podoba się prawnikom. Według profesora Piotra Kruszyńskiego, znanego karnisty z Uniwersytetu Warszawskiego, dozór elektroniczny jest bardzo dobrą karą dla osób, które nie są recydywistami. Daje im szansę na resocjalizację, a przy tym poczucie, że za popełniony czyn muszą ponieść odpowiedzialność. Jednak profesor sceptycznie ocenia szanse na zastosowanie go w polskich realiach. – Polska ma wiele zalet, jednak nie należą do nich umiejętności organizacyjne. Wszyscy wiemy, że urzędy i instytucje publiczne działają fatalnie, dlatego boję się, że ten pomysł po prostu z tego względu może się nie udać – powiedział karnista.
Projekt chwalą też osoby, które wiedzą, co to jest więzienie. Krzysztof z Wrocławia spędził za kratami piętnaście lat, od siedmiu jest na wolności. – Trzymanie ludzi w więzieniu i łożenie na nich jest bez sensu. Koszt utrzymania skazanego bywa znacznie wyższy niż jest to warte – powiedział nam.

Dla kogo elektroniczna smycz?

Projekt dokładnie mówi, kto mógłby skorzystać z elektronicznego dozoru. Mógłby być stosowany
w przypadku skazanych:
* na karę nieprzekraczającą sześciu miesięcy więzienia
* na karę pozbawienia wolności do roku, jeśli do jej odbycia pozostało nie więcej
niż sześć miesięcy
* nie mogliby z niego korzystać skazani za umyślne przestępstwo lub przestępstwo skarbowe, jeśli byli już wcześniej skazani na karę więzienia.

Martha w bransoletce

Martha Stewart jest z pochodzenia Polką. Jej rodzice wyemigrowali z naszego kraju „za chlebem”. Karierę zrobiła prowadząc w telewizji programy kulinarne, ogrodnicze i dotyczące urządzania wnętrz.
Spędziła 5 miesięcy w areszcie domowym z elektroniczną bransoletką na nodze. Dzień i noc. Powód?
Skazano ją za utrudnianie śledztwa w sprawie transakcji papierami wartościowymi.
O swoich przeżyciach z więzienną bransoletą na nodze napisała książkę i... zarobiła kolejne miliony.

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na wroclaw.naszemiasto.pl Nasze Miasto