Dolnośląskie lumpeksy przeżywają złoty okres
Z sondażu przeprowadzonego przez CBOS wynika, że zaledwie 12 proc. badanych stać na kupowanie markowej odzieży w tradycyjnych sklepach. Aż połowa pytanych o zdanie nigdy nie kupiła ciuchów uszytych przez renomowanego producenta. Natomiast 49 procent ankietowanych zaopatruje się wyłącznie w ciuchlandach. Powodem są nie tylko niskie dochody klientów, ale także moda na rzeczy markowe, lecz używane. Pierwsi kupują tam, bo muszą, drudzy – bo chcą. Sylwia Myczkowska, menedżerka w jednej z zagranicznych firm z siedzibą pod Wrocławiem przyznaje, że do second handów zagląda regularnie.
– Bez problemu mogę sporo wydać na nowe ubrania. Ale ja szukam czegoś nietypowego. Wyławiam je w kilku zaprzyjaźnionych lumpeksach. Często są to rzeczy uszyte przez światowej sławy firmy i odkładane przez ekspedientki pod ladę tylko dla mnie – wyjaśnia.
We Wrocławiu sklepy z używaną odzieżą powstają jak grzyby po deszczu. Jest ich co najmniej sto. Część tworzy regionalne sieci sprzedaży. Nie są to już budy z ubraniami na wagę. Coraz częściej to sklepy nowoczesne, z dopracowanym wystrojem, odzieżą posortowaną według kolorów i z indywidualną ceną.
– Zaopatrujemy się tylko w odzież sprowadzaną z Holandii – mówi Ewa Fąfara, właścicielka sklepu przy al. Hallera.
Przychodzą tu nie tylko emeryci i osoby gorzej sytuowane, ale także klienci z grubym portfelem. Tych ostatnich rozpoznaje po markach samochodów.
Zainteresowaniu ciuchlandami trudno się dziwić. Sukienkę można w takim miejscu kupić maksimum za 35 zł, męską koszulę za 15 zł, a skórzana modna kurtka kosztuje 200 zł.
Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?